Carnifex

Graveside Confessions

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Carnifex
Recenzje
Grzegorz Pindor
2021-09-15
Carnifex - Graveside Confessions Carnifex - Graveside Confessions
Nasza ocena:
6 /10

Pandemia odcisnęła niemałe piętno na muzykach, ale z drugiej strony, poza brakiem możliwości zarobkowania, umożliwiła kolokwialnie mówiąc, przegrupowanie i pracę nad nowymi materiałami.

Z tej szansy większość zespołów, a przynajmniej z kręgu moich zainteresowań, skorzystała z nawiązką, a patrząc na tę sytuację przez pryzmat konkretnego gatunku, jakim jest deathcore, doczekaliśmy się niemal kolejnej, złotej ery w takim graniu. Jednym z filarów pierwszej, czyli okresu od 2005 do 2010 roku są brutale z Carnifex. Grupa, rozpoczynała swoją karierę jako jeden z bardziej surowych i wściekłych zespołów, który do perfekcji opanował hybrydę nowoczesnego death metalu i hardcore’owychbreakdownów. Z czasem do swojej twórczości dodali symfoniczne i black metalowe elementy, wyprzedzając o kilka lat to, co obecnie robią koledzy z LornaShore. Wizja blackeneddeathcore’a od Carnifex, bo chyba tak można to nazwać, ma jednak wiele punktów, za które ostatnie wyziewy tej ekipy można spokojnie odpuścić.

„GravesideConfessions”, rzekomo najlepszy album w karierze, w który włożono najwięcej serca jak dotąd, przegrywa nie tylko z oczekiwaniami fanów, co z brakiem oczekiwań wśród niedzielnych słuchaczy takiej muzyki. Mało tego, uważam, że ósmy album w dorobku Scotta Lewisa i spółki w żadnym wypadku nie otworzy oczu na deathcore tym, którzy z tym gatunkiem nie mieli jak dotąd do czynienia. Uważam, że ten longplay to bardziej materiał dla koneserów gatunku, którzy sympatyzują z zespołem z racji nostalgii za czasami gimnazjum/liceum, niż dla osób, które lubią trzymać ręce na tym co dzieje się na rynku. Największą bolączką tej płyty jest nie jej (nie) uniwersalność, co wciąż zbyt bezpieczne trzymanie się deathcore’owej barykady, kosztem black metalowych elementów. Napiszę to wprost, im więcej „symfonii”, melodii i niemal skandynawskich zagrywek u Carnifex (tak jak drzewiej na wydanym siedem lat temu „DieWithoutHope”) tym ten zespół był lepszy, a już z całą pewnością miał potencjał na to, aby przedrzeć się do szerszej świadomości. Niefortunnie zabawa w to, kto napisze cięższy breakdown nadal towarzyszy tej doświadczonej ekipie, a bębniący i programujący klawisze Shawn Cameron wciąż nie może rozwinąć skrzydeł.

Najlepszy przykład tego, jak Carnifex powinien brzmieć przez cały czas trwania tej płyty, to singiel „SevenSouls”. Ten napędzany blastem utwór ma w sobie wszystkie „dobre” elementy – są podniosłe klawisze i coś na kształt refrenu, sekcja rytmiczna pokazuje niemal wszystkie atuty, Scott Lewis z kolei nie po raz pierwszy i ostatni udowadnia, że w deathcorze trudno znaleźć lepszego frontmana czującego black metalowy styl wokali. Dobra passa trwa jeszcze w „Cursed” z wbijającym się w pamięć refrenem i najwścieklejszym na krążku, wybitnie koncertowym „Countess of PerpetualTorment”. Niestety, do takich płyt nie wracamy dla momentów, co dla porywających riffów i niemal filmowych partii klawiszy jak u Brand of Sacrifice czy mojego osobistego numeru jeden na rynku – Shadow of Intent. W starciu Carnifex – własne aspiracje – rynek muzyczny i konkurencja, zwycięsko wyszli młodsi stażem koledzy z innych zespołów. Zwyczajnie, na „GravesideConfessions” dzieje się za mało, jak nie w pracy gitar i materii samego riffu, co atmosfery mającej kupić słuchacza black metalowymi elementami.

 

Recenzował: Grzegorz Pindor