Wywiady
Kirk Hammett

Fascynujący związek Kirka Hammetta, Petera Greena, Gary’ego Moore’a, Fleetwood Mac i pewnego Gibsona Les Paul Standard z 1959 r., zwanego ‘GREENY’

Magazyn Gitarzysta
2021-08-13


Zapomnij o Lucille B.B. Kinga, Blackie Claptona, Micawber Richardsa, Cloud Prince’a, Dragonie Page’a i Frankenstracie Van Halena. Dla Kirka Hammetta, gitarzysty zespołu Metallica, antropomorficzną gitarą poruszającą jego najgłębsze duchowe struny jest Gibson Les Paul Standard z 1959 r., zwany ‘GREENY’.
Zanurzony w odmętach historii i mistyki, oryginalnie instrument ten należał do założyciela Fleetwood Mac: Petera Greena. Po jakimś czasie przeszedł w ręce Gary’ego Moore’a, który wykorzystał go w Thin Lizzy oraz na płytach nagrywanych przez kolejne 30 lat. Następnie gitara trafiła do Phila Winfielda z Maverick Music. Firma ta wystawiła ją na sprzedaż na swojej stronie WWW za – jak mówi miejska legenda – 2 miliony dolarów.


Kilku różnych inwestorów przekazywało sobie ją potem z rak do rąk, aż wreszcie – jakieś 6 lat temu – pokazała się na radarze Kirka Hammetta. Gitarzysta Metalliki, jako wielki fan Petera Greena, był bardzo podekscytowany myślą o posiadaniu takiego artefaktu. Ten Les Paul nie brzmi ponoć jak żaden inny, co ma być skutkiem wymiany humbuckera przez Petera, który zamontował go przypadkowo odwrotnie. Powoduje to, że w środkowej pozycji przełącznika, oba pickupy są w przeciwfazie. Oprócz tego, rezonuje wibracjami i duchem swych poprzednich właścicieli. Hammett twierdzi, że odkąd jest w jego rękach, stał się bardziej spontanicznym i poświęconym sztuce artystą.


„Za każdym razem, kiedy biorę Greeny do ręki, jestem lepszym i lepszym gitarzystą.” - mówi Hammett„Mam na jej punkcie obsesję. Zabieram ją ze sobą wszędzie. Gdzie ja śpię, tam i ona. I staram się grac na niej tak często jak to tylko możliwe, bo ona chce być grana i zasługuje by na niej grać. Ma tak piękne brzmienie, że ludzie pragną jej słuchać. Cały czas zaskakuje mnie niesamowite ‘mojo’ tej gitary.”


Na evencie, który miał miejsce w zeszłym roku w Londynie – „Mick Fleetwood & Friends Celebrate the Music of Peter Green and the Early Years of Fleetwood Mac” (tłum. „Mick Fleetwood i przyjaciele celebrują muzykę Petera Greena oraz wczesne lata Fleetwood Mac”) – Hammett zabłysnął swymi umiejętnościami. Zespół akompaniujący składał się z bębniarza Micka Fleetwooda, gitarzystów Andy’ego Fairweathera, Ricka Vito i Jonny’ego Langa, basisty Dave’a Bronze’a i klawiszowca Ricky’ego Petersona. A na scenie pojawili się David Gilmour, Pete Townshend, Bill Wyman, Christine McVie, Steven Tyler, Billy Gibbons, Neil Finn, Jeremy Spencer i Noel Gallagher.


Każdy z artystów wykonał piosenkę, którą Peter Green napisał lub uczynił znaną. Hammett wykonał kawałek Fleetwood Mac: „The Green Manalishi (With the Two-Prong Crown)”. Wraz z nim na scenie stanęło 5 innych gitarzystów (w tym Lang, Vito, Gibbons i Fairweather Low), a także  Zak Starkey. Jakkolwiek oryginalnie utwór nie miał solówki, Green czasami improwizował w nim na koncertach. Mick Fleetwood dał więc Kirkowi zielone światło, a ten zagrał porywające 2-minutowe solo.
„Powiedział, że mogę grać tak długo jak zechcę, więc sięgnąłem głęboko do swej duszy i zagrałem z taką dozą emocji jaką tylko mogłem z siebie wykrzesać.” – mówi Hammett – „Wykorzystałem wszystkie swoje najczarniejsze zagrywki i kilka patentów Greena i to było coś magicznego. Gitara po prostu krzyczała, a ja obserwowałem to wszystko jak zaczarowany.”


Hammett wykonał także utwór „Shake Your Moneymaker” „Cieszę się, że zostało to nagrane na wideo, bo było to dla mnie przeżycie transcendentalne” – mówi Hammett – „Granie na tej samej scenie co Billy Gibbons, Pete Townshend i John Mayall przeniosło mnie do innego muzycznego wszechświata.” Koncert można będzie obejrzeć kupując bilety poprzez link na stronie www.mickfleetwoodandfriends.com


Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś Fleetwood Mac?

Często słuchałem radia Seventies, kiedy dorastałem. Puszczali tam Fleetwood Mac mniej więcej co 15 minut. Ten album „Rumours” to była wielka rzecz. Wówczas nie zdawałem sobie sprawy, że pierwsze trzy płyty zespół nagrał z Peterem Greenem i brzmieli wtedy zupełnie inaczej.

Zagrałeś „Green Manalishi” na benefisie. To był ostatni singiel Greena z Fleetwood Mac…

Muszę się przyznać, że na tę piosenkę naprowadził mnie swoim coverem Judas Priest – wydali ją na płycie „Unleashed in the East.” Oglądałem okładkę i zobaczyłem kredyty: „Peter Green, John McVie i Mick Fleetwood”. Zastanawiałem się o co chodzi i ktoś mi powiedział, że chodzi o stare Fleetwood Mac, które było bardziej bluesowe. Dostałem kasetę z piosenkami takimi jak „Green Manalishi”, „Rattlesnake Shake” i „Black Magic Woman”. Od razu pomyślałem, że to bardziej kopie tyłek niż te rzeczy puszczane w radio.

Jak różnią się, twoim zdaniem, wersje Fleetwood/Judas?

Bardzo szanuję wersję Judas Priest, tak jak i sam zespół. Grają to ciężko. Ale oryginał jest czarny jak noc i pochodzi z jakiegoś głębokiego zakamarka duszy Petera Greena. Rezonuje w specyficzny sposób z moją własną duszą. Zawsze pociągała mnie ciemność i to się nie zmieniło. Mam takie spojrzenie na świat, taką perspektywę, ten zmysł.



Czy twoje poboczne projekty także zagłębiają się w mrok?

Tak, mrok zabarwia dużą część mojej muzyki. Nastrajam się na ciemniejsze tonacje kiedy komponuję, a to zamienia się w riffy i progresje akordów. Nagrałem na swój rachunek naprawdę sporo mrocznych rzeczy. Kiedy słyszysz tryton lub skalę minorową harmoniczną, nie myślisz raczej o kwiatkach, czy altruistycznym aspekcie ludzkości. Myślisz o końcu świata i totalnym Armageddonie. To naturalna reakcja, swego rodzaju katharsis, czuję się z tym dobrze. Pozwala mi to doświadczać ciemnych aspektów życia bez przeżywania ich w rzeczywistości i na końcu powracać z tej podróży bezpiecznie.

Jesteś wielkim fanem kina grozy – czy niektóre z twoich mrocznych kompozycji mogłyby trafić na tracklisty soundtracków?

Chciałbym, aby tak się stało. Mam tony ambientowego gówna, które nadawałyby się do tego celu idealnie. Ale nikt nigdy mnie o to nie poprosił, bo każdy postrzega mnie jako gitarzystę zespołu Metallica. Kocham swoją robotę, ale czasem miło byłoby się oderwać. To dlatego to zamieszanie wokół gitary Petera Greena ekscytuje mnie tak mocno.

W jaki sposób włączyłeś się w prace przy tym benefisie?

Do Micka Fleetwooda dotarły wieści, że stałem się właścicielem LP Greeny, więc już jakieś cztery lata temu skontaktował się ze mną i zaproponował dołączenie do imprezy. Wówczas byliśmy w przededniu gigantycznej światowej trasy i nie miałem pojęcia jak będzie wyglądał mój grafik. Powiedziałem mu więc: „Wiesz, Mick, chciałbym bardzo do was dołączyć, ale w najbliższych 12-15 miesiącach nie będę w stanie. Z przyjemnością wezmę w tym udział, ale jak już wrócimy z trasy, a nie wiem kiedy to się wydarzy.” Świadomie unikam poznawania grafiku zespołu w okresie dłuższym niż 3 miesiące. Kiedy spojrzę na kalendarz i uświadomię sobie, że do domu wrócę za trzy lata, zaczynam świrować i nagle nie chce mi się tego robić. Zdarzyło mi się to już w przeszłości. Dlatego teraz patrzę tylko 90 dni naprzód i to jest znacznie zdrowsze dla mojego umysłu.



Czy Mick Fleetwood zgodził się zaczekać aż będziesz wolny?

Skaczemy w czasie 2,5 roku i dowiaduję się od fotografa Rossa Halfina, że sprawa zaczyna nabierać rumieńców. Ross polecił mi kontakt z Mickiem Fleetwoodem. Pomyślałem: „A co tam, Metallika jest już na finiszu koncertów, a im dłużej jesteśmy w trasie tym więcej czasu mamy dla siebie.” Napisałem więc do niego e-maila, że chciałbym być częścią tego projektu i tak zaczęliśmy wspólną pracę.

Czy wiedziałeś już wtedy, co chciałbyś zagrać?

Powiedziałem mu, że „Green Manalishi” jest istotną częścią mojego gitarowego repertuaru – zarówno wersja Fleetwood Mac, jak i Judas Priest. Mick się zachwycił – okazało się, że ten właśnie kawałek sam chciał mi zaproponować.

Czy były jakieś próby przed imprezą?



Mick ma dom w Maui (na Hawajach), a ja byłem jakiś czas w Oahu, pojechałem więc do Maui, gdzie zagraliśmy próby z nim oraz Andym Fairweatherem Lowem, który jest świetnym gitarzystą. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności był tam też Dave Mason wraz z zespołem – Dave grał we  Fleetwood Mac od 1993 do 1995 roku. Z początku byłem bardzo zestresowany, ale zauważyłem, że oni też się denerwują. Po jakimś czasie wszystko zaczęło jednak grać jak należy.

Jak się do nich dostroiłeś, by mówić tym samym muzycznym językiem?

Kiedy pierwszy raz wszedłem do pokoju, byłem tym przerażającym heavy-metalowcem. Więc pomiędzy kawałkami, kiedy stałem sobie z boku, zacząłem grać wszystkie te bluesowe frazy Roberta Johnsona, jakie przyszły mi na myśl. Kiedy to usłyszeli, lody zostały natychmiast przełamane. To było wspaniałe doświadczenie, stać tam z Glynnem Johnsem, Johnem Mayallem, Billem Wymanem i po prostu gadać o bluesie.

Benefis miał miejsce 25 lutego 2020 r. Spotkałeś Petera Greena osobiście rok wcześniej…

Spotkałem go w Los Angeles w styczniu 2019 i było to bardzo mocne przeżycie. Wiedziałem, że to ten geniusz gitary, który miał schizofrenię i parę epizodów z kwasem, który pomieszał mu w głowie. Przez lata był bardzo chory, potem ludzie mówili mi, że ma lepsze leki i jest z nim lepiej niż kiedykolwiek. Resztę tej historii znamy wszyscy. Nasze spotkanie było wspaniałe, choć na początku sprawdzał mnie, próbując dojść kim naprawdę jestem i o co mi chodzi. Ale kiedy tylko weszliśmy na temat wędkowania, lody od razu zostały przełamane. Spędziłem w tym temacie wiele czasu w młodości, więc rozmawiało nam się od tamtego momentu super. Jakieś 90 minut gadaliśmy o początkach Fleetwood Mac i gitarach. Nadal go wtedy fascynowały i grał na nich dość często.



Miałeś ze sobą Greeny?

To było dość zabawne. Pokazałem mu ją, a on na to: „To nie jest moja gitara! Moja miała dużo więcej czerwonego koloru.” Ale chciał ją potrzymać i zrobić sobie zdjęcia ze mną oraz gitarą. Było to wzruszające, ponieważ tamtego dnia wziął ją ponownie do ręki pierwszy raz od lat 70. Historia zatoczyła koło. Greeny opuściła go na niemal 50 lat, zdobywając te wszystkie szlify na historycznych wydawnictwach płytowych, by powrócić do niego ze mną – choć na chwilę. Głęboko mnie to dotknęło.

Peter pożyczył Greeny Gary’emu Moore’owi w latach 70., a niedługo potem przekonał go, aby odkupił instrument za kwotę, za którę Green go kupił w 1966 roku, czyli za 300 dolarów. Moore miał tę gitarę przez około 30 lat.

Kiedy słucham „Black Rose” Thin Lizzy, mogę rozpoznać każdy dźwięk, jaki zagrany został na Greeny. Także cała płyta „Still Got the Blues” Moore’a jest przesiąknięta tym soundem. Uwielbiam te momenty, kiedy słucham radio i rozpoznaję brzmienie Greeny. Byłem kiedyś w sklepie z komiksami w Nowym Jorku i usłyszałem jakąś muzykę. Od razu krzyknąłem: „To moja Greeny”. Sklep puszczał akurat kawałek „I Need Your Love So Bad”.

Czy to jest tak, jakby ta gitara cię nawoływała?

Po prostu zauważam jej więcej we wszystkim i pamiętam każdy moment, kiedy ją widziałem w przeszłości. Kiedy miałem 16 lat poszedłem do sklepu z płytami i oglądałem okładki płyt Gary’ego Moore’a. Na jednej z nich trzymał Greeny – „To chyba najfajniejsze zdjęcie kolesia z Les Paulem jakie kiedykolwiek widziałem!” – pomyślałem wówczas.



Jesteś trzecim sławnym właścicielem tego instrumentu. Jak do tego wszystkiego doszło?

Ktoś powiedział mi, że Greeny pojawiła się na rynku z metką opiewającą na 2 miliony dolarów. Zaśmiałem się i powiedziałem: „Człowieku, ktokolwiek chce ją sprzedać za tę kwotę, jest szalony.”  Nikt jej wówczas nie kupił. Jakieś sześć lat temu byłem w Londynie i odezwał się do mnie znajomy handlujący gitarami: „Hej, mam wiosło Gary’ego Moore’a. Chcesz zobaczyć?” Odpowiedziałem: „Moment, nie zamierzam płacić za nie 2 milionów dolarów!” A on na to: „Ach nie, jest znacznie tańsza”. „Miliona także nie dam” – odparowałem. W odpowiedzi usłyszałem: „Nie, jest w naprawdę rozsądnej cenie. Pozwól mi przyjechać.”
Byłem bardzo ciekaw. Les Paule z późnych lat 50. są moimi ulubionymi. To jak Stradivariusy elektrycznej gitary. Znajomy przyjechał do mnie z Greeny oraz starym piecem Voxa. Podłączyłem ją i zacząłem sprawdzać pozycje. Pickup pod mostkiem był naprawdę jasny. Przełączyłem na ten pod gryfem i usłyszałem fajny, kremowy sound. Potem włączyłem środek, gdzie masz to brzmienie w przeciwfazie z powodu odwróconej przystawki i oniemiałem. To brzmiało jak Strat podpięty do 100-watowego Marshalla. Spojrzałem na kumpla i mówię: „Nie oddam ci już tego.” Wszystko trwało jakieś 2 minuty. Powiedziałem mu: „OK, masz mnie. Kocham tę gitarę. Jest niesamowita!”

Czasem ludzie kupujący takie drogie przedmioty doświadczają wyrzutów sumienia. Czy spotkało to Ciebie?

Wręcz przeciwnie. Oszalałem na jej punkcie. Miałem paranoiczne obawy, że ktoś podkupi to wiosło przede mną. Ale dziwnym trafem, nikt nie był nią zainteresowany. Tydzień wcześniej zgłosili się do Joe Bonamassy, który jakoś nie wpadł w zachwyt tak jak ja. Miałem obsesję i dzwoniłem do nich każdego dnia od tego spotkania: „OK, czy mamy deal! OK, ustalmy szczegóły płatności! OK, więc czek już dotarł? OK, kiedy możecie mi wysłać gitarę?”. Nie mogłem wręcz spać czekając, aż ją dostanę. Kiedy już wpadła w moje ręce, krzyknąłem na całe gardło: „YES!” Potem zacząłem zauważać pewne detale, które były dla mnie wcześniej niewidzialne. Grało mi się na tym LP bardzo wygodnie, bo nie był zbyt ciężki. Było pełno śladów i wytarć w miejscach, gdzie Gary dotykał palcami. A lakier był popękany w najpiękniejszy z możliwych sposobów. Pomyślałem: „Ta gitara ma VIBE. Nie spuszczę jej już z oczu.”



Grałeś na niej na albumie „Hard-wired... to Self-Destruct” Metalliki i zabierałeś w trasy. To dość drogi instrument, jak na koncertowe warunki.

Zwykle ludzie zakładają białe, jubilerskie rękawiczki, kiedy biorą do ręki Les Paula ‘59. Są takie rzadkie i drogocenne. Ale ja miałem olśnienie. Uświadomiłem sobie, że jestem w najlepszej z możliwych sytuacji. Każda inna gitara traciłaby na wartości z czasem, kiedy zyskiwałaby nowe wgniotki czy zadrapania. Ale Greeny już miała milion wgnieceń i rys. Gryf złamany był dwukrotnie zanim ją kupiłem, ale to bez znaczenia, bo gitara nadal brzmi wspaniale. Tak więc mogę jej zafundować pot, krew i łzy, a jej wartość nie spadnie, bo oparta jest na historii.

Czy gitara sprawdziła się w kontekście zespołu Metallica?

Zacząłem jej używać niemal od razu. Byłem zaskoczony, że bez problemu uzyskałem dobre brzmienie, bo jest to instrument zupełnie odmienny od reszty mojego arsenału. W innych gitarach mam aktywne przetworniki EMG, a tutaj są klasyczne humbuckery. Jednakże ich brzmienie jest tak niesamowite – poziom wyjściowy nie jest ani za niski, ani za wysoki – to taki złoty środek, gdzie słyszę każdy dźwięk czysto i wyraźnie. Wszystkie pasma wychodzące z tej gitary są dźwięczne jak dzwon. Z łatwością dostosowałem ją do kontekstu Metalliki na scenie. Uderzyłem akord kwintowy i pomyślałem: „O mój Boże, jestem w niebie!” Granie na niej przez te wielkie systemy PA na dużych stadionach jest czymś niesamowity – ona tam właśnie chce być, przed tysiącami ludzi zgromadzonymi przed sceną.

Ile właściwie zapłaciłeś za Greeny?

Umówiłem się ze sprzedawcą, że nigdy nie zdradzę jaki dostałem deal. Ale nie były to 2 miliony, ani milion. Nie było to nawet 500 tys. dolarów. Tylko tyle mogę wyjawić.



Wspomniałeś, że gryf Greeny złamany był dwukrotnie. Wiesz o tym coś więcej?

W zeszłym roku spotkałem Neila Cartera, który grał w zespole Gary’ego Moore’a oraz UFO. Powiedział mi: „Wiesz, byłem tam z Garym i Greeny, kiedy uderzył w nas inny samochód.” Zapytałem: „Zaraz, byłeś świadkiem złamania gryfu Greeny?” A on na to: „O tak.” i opowiedział mi jak to się stało. Menadżer Moore’a miał zatankować auto, ale nie zrobił tego. Jechali drogą M1 i zabrakło im paliwa. Utknęli w środku nocy na środkowym pasie. Wyszli z auta i stanęli na poboczu, kiedy pojawił się tamten samochód. Próbował hamować, ale bez skutku i przywalił w pakę z cąłym impetem, łamiąc gitarę. Myśleli już, że nic z tej gitary nie będzie, ale znalazł się jeden koleś, który podjął się złożenia jej do kupy i oddał Gary’emu naprawioną, wyglądającą jak nówka. Rozmawiałem potem z moim technicznym, który jest Brytyjczykiem, a on pomyślał, do kogo oddałby wiosło w takiej sytuacji. Oczywiście trafił i okazało się, że to ten sam, który reperował Greeny. Dał nam pełen wykaz wykonanych czynności i użytych wówczas materiałów.

Jakieś inne fajne historie z Greeny w tle?

Wioślarz Thin Lizzy – Scott Gorham – powiedział mi, że widział kiedyś występ zespołu Moore o nazwie Skid Row. Ich supportem był jakiś dziwny zespół. Kiedy Gary zszedł ze sceny, zauważył, że kapela ta zniknęła, a wraz z nimi Greeny. Pewien koleś w klubie wiedział, gdzie szukać tego zespołu, więc wsiedli w auto i wcisnęli gaz żeby ich dogonić. Na miejscu skonfrontowali się z nimi: „Hej, koledzy, wzięliście gitarę Gary’ego Moore’a?” „Nie, nie, nie.” – odpowiedzieli oczywiście. Przeszukali jednak ich vana, nie znajdując nic w środku. Zaczęła się kłótnia, podczas której jeden z nich przeszukał okolicę znajdując Greeny w krzakach i schował do samochodu. Tamci kolesie tego nie widzieli, więc podszedł do kłócących się i mówi: „OK, ok, nic nie wiedzą. Odpuść.” Odpalili auto i wrócili z wiosłem do Gary’ego Moore’a.

Czy fani Metalliki rozpoznają Greeny?

Nie rozpoczynam koncertów na tej gitarze. Wręczają mi ją dopiero po siedmiu czy ośmiu kawałkach. Kiedy mam ją już w rękach, ludzie pokazują gitarę palcami i szepcą między sobą, a potem podnoszą się transparenty „Greeny Żyje!” Kiedy wykonujemy „Fade to Black”, muszę to grać na Greeny i uwielbiam fakt, że ma ona już swój własny fanklub. Moi znajomi przychodzą ze swoimi Les Paulami, ustawiają obie gitary obok siebie i robią fotki. Zdarza się też, że w trasie ktoś podchodzi i prosi, czy może zrobić sobie zdjęcie z Greeny. Nie mam nic przeciwko. Musze ją wtedy komuś wręczyć, albo postawić na stojaku, wziąć kamerę i pstryknąć im fotkę. To tak jakbym miał jakąś niesłychanie sławną żonę i co chwila ktoś prosi mnie, abym się usunął na bok, żeby mogli sobie zrobić z nią zdjęcie.



Czy czujesz czasem, że Greeny obdarza cię niezwykłymi mocami?

Czy ja wiem, po prostu mam pewność, że kiedy zagram jedną nutę, ona będzie śpiewać ją przez kolejne 2 minuty i będzie to brzmiało niesamowicie. Whitfield Crane, wokalista w zespole coverowym Wedding Band, w którym gram, powiedział mi kiedyś coś zabawnego: „Człowieku, Greeny to twój Excalibur.” Spytałem co ma na myśli, a on na to: „Inni próbowali ją zdobyć, ale im się to nie udało. Teraz jest twoja, wraz ze wszystkim jej mocami.” Pomyślałem: „Yeah! Excalibur. Tego używam do pokonania smoka.” Wtedy dotarło do mnie jak nazwać ten sound ze środkowej pozycji przełącznika: „Smoczy Ton”.

Legendy świata muzyki – od Gilmoura i Townshenda do Gibbonsa i Hammetta – niedawno spotkały się w londyńskim Palladium na benefisie na cześć jedynego w swoim rodzaju Petera Greena. Pod koniec kwietnia, nakładem wytwórni Warner, ukaże się album upamiętniający to wydarzenie.

Nowy Blues? Można powiedzieć, że Peter Green był jego wynalazcą w 1968 roku. Jasne, najpierw jako gitarzysta zespołu Bluesbreakers Johna Mayalla (gdzie zastąpił Erica Claptona), a następnie jako gitarzysta/frontman i siła twórcza oryginalnego Fleetwood Mac, Green był kluczem Brytyjskiej Eksplozji Bluesa – prawdopodobnie trzeciej fali bluesa po akustycznym „country blues” i elektrycznym „urban blues”. W dzisiejszych czasach muzyka brytyjskiej bluesowej eksplozji to już ortodoksja – klasyczny rock, tatusiny rock, wciąż trzymający się przy życiu blues wydają się nudzić cały świat. Ale Peter Green zawsze miał coś więcej w zanadrzu niż bluesowe zagrywki i shuffle’owe rytmy w starym stylu. Pomiędzy marcem 1968 a majem 1970 Fleetwood Mac Greena wydał sześć singli, które na nowo zdefiniowały muzykę. Z „Black Magic Woman”, „Need Your Love So Bad”, „Albatross”, „Man of the World”, „Oh Well” i ostatnią piosenką, jaką napisał dla zespołu, „The Green Manalishi ( Two Prong Crown) ”, Green zabrał bluesowy szablon na księżyc i z powrotem, poruszając umysły wszystkich, od Beatlesów po Pink Floyd, i inspirując przyszłych bohaterów rocka, tak różnych jak Judas Priest, Gary Moore i Noel Gallagher. Noel był jednym z wielu gości na imprezie „Mick Fleetwood & Friends Celebrate the Music of Peter Green” w londyńskim Palladium 25 lutego, gdzie wśród gitarowych herosów składających hołd geniuszowi Greena znaleźli się David Gilmour, Billy Gibbons z ZZ Top (w duecie na „Oh Well” ze Stevenem Tylerem z Aerosmith), były gitarzysta Mac oraz długoletni wioślarz Boba Segera Rick Vito, Jonny Lang, Pete Townshend (demonstrujący, jak zapożyczył co nieco z kawałka Maców „Station Man” dla „Won't Get Fooled Again” zespołu Who), oryginalny współgitarzysta Greena Jeremy Spencer (grający subtelne frazy slidem w „The Sky Is Crying” Elmore’a Jamesa) oraz Kirk Hammett z Metalliki, obecnego właściciela Les Paul Standarda „Greeny” z 1959 roku, którego właścicielami byli wcześniej Green i Gary Moore. A sam Green? Nie było go tam, żeby to usłyszeć. Odpoczywał po narkotykowych i mentalnych problemach w latach siedemdziesiątych. Kiedy na nowo odkryłeś i przedefiniowałeś bluesa oraz zainspirowałeś całe pokolenie gitarzystów, twoja praca została wykonana. Cóż, prawie wykonana, ponieważ Green pojawił się później, i jeszcze w obecnym stuleciu, z zespołem Peter Green Splinter Group. Dziś już niestety nie ma go z nami. „Peter powiedział, że nie nadaje się do biznesu muzycznego” – powiedział kiedyś Moore. „Myślę, że dobrze zrobił odchodząc… Był niezwykle głęboką osobowością – i myślę, że słychać to w jego muzyce, nieprawdaż? Każdy to słyszy”.




Dzisiejsi czołowi gitarzyści rockowi i bluesowi, w tym Chris Buck, Billy Gibbons, Joe Perry, Jonny Lang, Joe Satriani czy Joe Bonamassa, wybierają ich ulubione przykłady nadnaturalnej, (czarnej) magicznej gry Petera Greena.

„Peter Green robił naprawdę głębokie rzeczy. Wyjątkowo utalentowany gość ze świetnym katalogiem. Jego gra i wokal w „Homework” są znakomite.”
—JONNY LANG

„Stop Messin” Round ” to solidne jak skała brytyjskie podejście do 12-taktowego bluesa w chicagowskim stylu, jak tylko to możliwe. Sześciostrunowa gitarowa praca mistrza Greena obywa się bez zbędnych dodatków i przypomina późnego, wspaniałego Freddiego Kinga pod względem brzmienia i podejścia. Peter, jak powszechnie wiadomo, grał na swoim słynnym teraz modelu Greeny, Gibsonie Les Paul Sunburst z 1959 roku, który czarował charakterystycznym brzmieniem w przeciwfazie, z tym tajemniczym, magicznym ‘czymś’, nadającym niezaprzeczalnego uroku muzyce Fleetwood Mac. Ten zaaprobowany przez bluesa, ‘udręczony’ i lekko przesterowany charakter brzmienia Petera sprawia, że wszystko, co stworzył zespół, jest jeszcze bardziej wiarygodne, albo można powiedzieć, wręcz niewiarygodne. Oszałamiający wokal Greena i nieokiełznana, dzika gitara, energia nagrań Fleetwood Mac... wszystko to ma ten rodzaj surowości i odwagi, która sprawia, że utwór jest tak przekonujący, jak wszystko, co można było usłyszeć w tamtych czasach w chicagowskim Checkerboard, Pepper's czy Theresa. To mój ulubiony przykład stylu Petera Greena.”
—BILLY GIBBONS (ZZ TOP)


„Oh Well” jest jednym z moich ulubionych utworów Petera. Jego głos połączony z gitarowym riffem w tej piosence jest niesamowity. ”
—ERIC GALES

„Nie da się słuchać „Man of the World” Fleetwood Mac bez poczucia bolesnego wzruszenia, wiedząc o tym, co niedługo potem miało stać się z Peterem. Ten utwór ma w sobie naprawdę bolesne piękno, które mówi o życiu i muzyce Petera więcej, niż mógłby on kiedykolwiek przypuszczać; to gardłowe wołanie o pomoc od duszy zbyt wrażliwej na sukces, do którego doprowadził go jego niezwykły talent.”
—CHRIS BUCK

„The World Keep On Turning” to po prostu czysty Peter z gitarą akustyczną. Cała piosenka w zasadzie opiera się na akordzie E, a ciekawe jest to, że pierwsze solo jest bardzo niepewne, i przez to wspaniałe, ale zanim dobiegnie końca, staje się o wiele bardziej pewne. I to po prostu bluesowa gitara Petera i jego głos. Jest wiele innych rzeczy Petera, które są prawdopodobnie bardziej ekscytujące technicznie i stylistycznie, ale dla mnie to czynnik ludzki jest tym, co zawsze mnie porywa. Dlatego właśnie ten utwór jest moim ulubionym. I oczywiście jest tu ta fraza: „Sposób, w jaki kocham tę kobietę, z pewnością doprowadzi mnie do śmierci”. Trudno to przebić”.
—TRACII GUNS (L.A. GUNS)

„Dla mnie, „ The Supernatural ” [z A Hard Road] jest przykładem klasycznego solo Petera Greena. To była moja furtka do wejścia w jego styl gry. Potraktowałbym to jako bardzo proste podejście do molowego bluesa, ale to, co Peter zrobił z gitarą i swoim wykonaniem, było niesamowite. I powiedziałbym, że był to pierwszy utwór, w którym usłyszałem Les Paula z tego rodzaju kontrolowanym sprzężeniem zwrotnym. Brzmi to jak skrzypce! To wybrzmienie narastające z pogłosem jest porywające.”

—JARED JAMES NICHOLS

„Wiem, że Peter jest gościem z Les Paulem, ale jest świetne wideo, na którym gra „ Need Your Love So Bad ”i ma gitarę, która wygląda jak Strat z 57 lub 58 roku, i po prostu się w to wkręca. Pierwszy raz kiedy usłyszałem smyczki w bluesowym utworze był „The Thrill Is Gone” B.B. Kinga; za drugim razem była to ta piosenka. Moja reakcja była w stylu: „Stary, jakie piękne małżeństwo”. Po prostu trafiło mnie to emocjonalnie i nadało tej piosence piękny, melancholijny klimat.”
—JOE BONAMASSA

„Nigdy nie spotkałem Petera Greena, ale od dawna podziwiałem jego styl gry, a jego brzmienie jest czymś niezwykłym. Szczególnie myślę o jego stylu gry w „Black Magic Woman” i brzmieniu w „The Supernatural”, które wywołują uśmiech na mojej twarzy. Wiem, że wywarł wpływ na wielu znakomitych gitarzystów ”.
 —CHRISTONE “KINGFISH” INGRAM

Powiązane artykuły