Tryptyk Śląski Wojciecha Ciuraja to zbiór trzech concept-albumów wydawanych w setne rocznice kolejnych Powstań Śląskich. Zaczęło się od „Iskier w popiele” (2019), następnie przyszły „Dwa żywioły” (2020), a całość zwieńczyły „Kwiaty na hałdzie" (2021) – o wszystkich pisaliśmy w Gitarzyście.
To w gruncie rzeczy przedsięwzięcie na skalę niespotykaną w polskiej muzyce, interdyscyplinarne, eksplorujące ważną tematykę, w które zaangażowała się świta śląskich muzyków młodego pokolenia, ale również żywe legendy sceny (włączając w to członków SBB czy Abradaba). Kiedy lider prog-rockowej formacji Walfad startował z pomysłem wielu pukało się w czoło twierdząc, że tego się na polskim podwórku zrealizować nie da. Dziś, gdy Tryptyk Śląski jest już skończony, można mówić o olbrzymim sukcesie artystycznym Wojciecha Ciuraja.
Jesteś historykiem?
Tak, a doprecyzowując historykiem-judaistą. Jestem absolwentem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, a zaraz po studiach rozpocząłem pracę w Muzeum w Gliwicach, gdzie zajmuje się historią i kulturą Żydów z Górnego Śląska. Korzystając z okazji gorąco polecam Waszej uwadze mój oddział, czyli Dom Pamięci Żydów Górnośląskich – świetna, wielokrotnie nagradzana instytucja, a wciąż mało znana w naszym kraju.
Czy na uczelni, pośród zapalonych mediewistów, maniaków wojen światowych potrafiących z pamięci wymienić wszystkie części T-34 oraz ekspertów od prehistorii, ktokolwiek miał czas mówić o historii regionalnej?
Jak najbardziej! To niesamowite jak odległe bywają zainteresowania badawcze studentów. Sam zresztą zanim postawiłem na historię Śląska zajmowałem się bardzo różnymi rzeczami - m. in historią kontestacji w Izraelu czy wojskowością Kaganatu Chazarskiego… (śmiech)
Kiedy do głowy wpadła Ci myśl, by nagrać album, a właściwie to trzy albumy, o Powstaniach Śląskich?
Jeszcze w czasie studiów, gdzieś pod koniec 2013 roku. To zabawne, ale pierwszy raz tak mocno poczułem się Ślązakiem dopiero gdy opuściłem rodzinne strony. Spacerując po Krakowie zdałem sobie sprawę ze zbliżającej się setnej rocznicy tamtych wydarzeń. Tuż po premierze „Ab Ovo” (album grupy Walfad z 2013 roku – przy. Red), który przecież także jest silnie osadzony w śląskiej tematyce, postanowiłem że wrócę do tych zagadnień już jako dojrzalszy artysta.
I trochę przez te lata na gruncie muzyki osiągnąłeś, była przecież nawet płyta solowa… Zanim przystąpiłem do pracy nad Tryptykiem miałem na koncie trzy kolejne płyty z Walfadem, solowy debiut i mnóstwo koncertów. „Ballady bez Romansów” (2017) były dla mnie taką próbą generalną. Po sukcesie artystycznym tego albumu poczułem, że jestem gotów by zmierzyć się z Powstaniami. Pewnie mało kto w to uwierzy, ale już wtedy, te 7-8 lat temu założyłem sobie, że na trzech powstańczych płytach towarzyszyć mi będą najlepsi śląscy muzycy, w tym członkowie SBB. Gdy mówił o tym 19-letni Wojtek Ciuraj wielu pukało się w głowę, zresztą najprawdopodobniej moje aktualne marzenia i cele artystyczne wywołałyby podobną reakcję. Mijają kolejne lata, a ja dalej nie straciłem tego zapału, który pchnął mnie by chwycić za instrument, mało tego, mam wrażenie, że teraz płonie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Z ciężkiej pracy i konsekwencji zawsze rodzą się duże rzeczy i taki właśnie jest Tryptyk Śląski.
No właśnie, do pracy nad albumami zaangażowałeś wielu muzyków związanych ze Śląskiem, w tym legendy. Zagrał u Ciebie przykładowo Józef Skrzek, Apostolis Anthimos czy Abradab, głosu użyczył Marian Dziędziel. Jak bądź co bądź młodemu muzykowi udało się namówić ich do współpracy?
Zarówno ja, jak i Wojtek Senior (chodzi o ojca Wojtka Ciuraja – przy. Red), który jest moim menadżerem, potrafimy z wielką pasją opowiadać o naszych przedsięwzięciach (śmiech). Obecność takich nazwisk na płytach mocno buduje mnie jako artystę solowego, ale też podnosi rangę projektu. Byliśmy bardzo zdeterminowani i udało się dotrzeć do wspomnianych wykonawców i namówić ich do udziału. Byli też tacy, którzy nie przyjęli zaproszenia. Naprawdę nie uwierzyłbyś do kogo odważyliśmy się uderzyć (śmiech). Wszystkie gwiazdy świetnie sprawdziły się w przestrzeni, którą dla nich przygotowałem. Pisałem muzykę już z myślą o nich i jestem dumny, że wyszło bardzo naturalnie, a sami artyści też są zadowoleni z tej współpracy.
Pojawiło się też wiele nazwisk młodych, ale już uznanych muzyków-Ślązaków. Saksofonistka Marta Wajdzik, znakomici gitarzyści Janek Mitoraj i Daniel Kurtyka, skrzypek Piotr Rachwał, trębacz Piotr Schmidt czy Karolina Skrzyńska. Mocno śledzisz artystyczny świat Śląska?
Oczywiście, uważam, że muzycy są poza węglem naszym głównym towarem eksportowym. Jestem czynnym muzykiem, ale pozostałem też zwykłym entuzjastą muzyki i kolekcjonerem płyt. Dzięki temu nieustannie znajduje ludzi, z którymi chciałbym coś zrobić i orientuje się co tam słychać u konkurencji.
Z punktu widzenia historyka jak bardzo ważnym wydarzeniem w dziejach Polski były Powstania Śląskie?
Bardzo ważnym i niestety mocno niedocenianym! Zapowiadając moje powstańcze płyty wielokrotnie spotykałem się ze zdaniem, że formuła muzycznego tryptyku to zdecydowanie przerost formy nad treścią, bo Powstania Śląskie to „historia lokalna”. Były to oczywiście zdania nie-Ślązaków (śmiech). Śląskie zrywy dały formującej się Polsce bogaty, nowoczesny region, który przed długi czas ciągnął do góry biedniejsze części naszego kraju. Wielu historyków uważa, że bez Śląska nie udałaby się reforma walutowa Grabskiego, a duże projekty jak Centralny Okręg Przemysłowy czy port w Gdyni nie miałyby szansy na realizację. Tak więc na tym romantycznym mariażu skorzystała głównie Polska, o czym śpiewam w utworze „Jestem Stąd” na „Dwóch Żywiołach”.
Twój Tryptyk Śląski jest przedsięwzięciem na skalę w Polsce chyba niespotykaną. Zaangażowany społecznie, interdyscyplinarny, eksplorujący ważną i wartą pamięci tematykę. Jasne, Lao Che grali wcześniej o Powstaniu Warszawskim, ale Ty poszedłeś w trzy potężne i rozbudowane albumy w trzy lata.
Bardzo się cieszę, że tak uważasz. Patrząc wstecz mam wrażenie, że w ciągu tych niecałych trzech lat intensywnej pracy byłem w jakimś transie. Musiałem bardzo dużo poświęcić i mocno podporządkować swoje życie zawodowe i osobiste temu przedsięwzięciu. Przed rozpoczęciem sesji nagraniowej „Iskier w Popiele” miałem tylko materiał na tę płytę i taki scenariusz powtarzał się właściwie przy każdej części – kwerenda, koncept, komponowanie, sesja nagraniowa, promocja. Tak naprawdę to finał całego przedsięwzięcia będzie miał miejsce dopiero w 2022, kiedy to będziemy świętować stulecie powrotu Śląska do Polski.
Skok na głęboką wodę. Ciągle coś nowego…
Podczas pracy twórczej nauczyłem się więcej o komponowaniu, aranżowaniu czy produkcji muzyki niż przez pierwsze 10 lat mojego grania. Tryptyk otworzył mi oczy na wiele ścieżek, których wcześniej nie mogłem dostrzec, jestem pewien, że to zaprocentuje w przyszłości. Myślę, że rozwinąłem się także jako człowiek, kształtując już dojrzałą tożsamość śląską.
Już przy Twoim drugim albumie z Tryptyku pomyślałem, że to przecież projekt na miarę Rogera Watersa – potrzebujący wielkiego zaplecza finansowego i ludzkiego. Nie miałeś takiej chwili zwątpienia, przeświadczenia że to wszystko się zawali, że finanse, że logistyka, że przecież tę muzykę i teksty trzeba napisać, a czasu jest bardzo mało?
Było wiele trudnych momentów zarówno na poziomie finansowym, logistycznym i ludzkim, ale ostatecznie udało się zrealizować wszystkie założenia. Jestem przyzwyczajony do brzemienia jakim jest liderowanie, więc nie było to dla mnie nic nowego, ale rozmiar tego przedsięwzięcia czasem faktycznie był trudny do ogarnięcia dla jednej osoby. Na szczęście miałem duże wsparcie Seniora, a także całej rodziny.
Tryptyk Śląski przybrał formę multi-gatunkową, chociaż sam wyrosłeś z grupą Walfad na gruncie rocka progresywnego. Sam fakt pojawienia się w obrębie tego projektu Józefa Skrzeka i Abradaba sporo mówi o tym, co się na tych albumach dzieje. Gatunkowe bariery Cię nie ograniczają, eklektyzm jest permanentny…
Gdy zaczynałem grać, bardzo chciałem być częścią progresywnego środowiska i być określany jako wykonawca właśnie z tej szuflady. Z czasem jednak zdałem sobie sprawę, że prog- wcale nie jest najlepszą muzyką świata, bo taka po prostu nie istnieje. W każdym gatunku można znaleźć wartościowe treści i ciekawe, dobrze zagrane dźwięki. Słucham płyt analitycznie, szczególnie gdy mierzę się z czymś czego nie rozumiem lub nie podoba mi się, ale też w celach totalnie rozrywkowo-relaksacyjnych. Wszystkie te nieraz odległe inspiracje, brzmienia i rozwiązania przefiltrowuje przez własną wrażliwość. Nie wiem czy jest to oryginalny pomysł na komponowanie, ale jeśli rezultat jest inny niż większości to chyba obrałem właściwą drogę. Może kiedyś będę określany jako wykonawca crossoverowy? Nie miałbym z tym problemu, jestem artystą poszukującym i zamierzam takim pozostać, nawet jeśli progresywni puryści wypiszą mnie z tego środowiska za zbyt rzadkie próby kopiowania naszych Mistrzów.
Od nagrania wszystkich części Tryptyku minęło już trochę czasu. Krytycy chyba zgodnie okrzyknęli, że jest to olbrzymim sukcesem artystycznym. Myślisz, że można było zrobić coś lepiej?
Rzeczywiście, recenzenci wyjątkowo przychylnie pisali o tym projekcie. Szczególnie cieszą mnie te teksty, w których autorzy wgryźli się w poszczególne albumy na tyle głęboko, by wyłapać wszystko to na czym mi zależało jako twórcy. A czy można było zrobić coś lepiej? Oczywiście, ale wyrosłem już z takiego destrukcyjnego perfekcjonizmu. Każdej kolejnej płycie daje 120% z siebie, więc nie mogę mieć do siebie żadnych pretensji. Wnioski z ewentualnie popełnionych błędów staram się wyciągać przy pracy nad kolejnymi projektami.
Aktualnie pracujecie nad wydaniem Tryptyku Śląskiego w formie winylowej, specjalnie dla kolekcjonerów. Wszystkie trzy części w jednym pudełku.
Jesteśmy już blisko finalizacji całego przedsięwzięcia. Z uwagi na nieprawdopodobnie wydłużające się terminy w tłoczniach, premierę boksu zaplanowaliśmy na 20 grudnia. Oprócz trzech pięknie wykończonych techniką splatter winyli, w boksie znajdą się także pewne niespodzianki. Wydawnictwo będzie numerowane, a za oprawę graficzną odpowiada Rafał Paluszek, z którym współpracuję od 2014 roku. Ten boks to będzie ukoronowanie naszej wspólnej pracy.
Tryptyk Śląski jako koncept-albumy ma olbrzymi potencjał koncertowy. Znów przypomina mi się Waters, który ciągle przecież buduje swój mur, a od premiery minęło już przeszło 40 lat.
Nie da się ukryć, że pandemia mocno skomplikowała koncertowanie i kilkanaście wydarzeń zwyczajnie nie mogło się odbyć, mimo to bardzo intensywnie ogrywam ten projekt. Od 2019 roku zagrałem wraz z moim zespołem ponad 20 koncertów promujących te trzy albumy. Obecnie gramy materiał ze wszystkich części Tryptyku, choć nie zdarzyło nam się jeszcze wykonać całości – wierzę, że w przyszłym roku uda się zorganizować taki koncert. Póki co gorąco zapraszam na listopadowe grania – 13.11 w Radiu Opole i 19.11 w MDK Batory w ramach VinylFest.
Rozdział śląski został zamknięty. Co dalej?
Mam nadzieję, że nowy Walfad! Czas już najwyższy na kolejny rozdział w historii zespołu – tym bardziej, że sporo ciekawego materiału czeka w szufladzie. Chcę jednak zaznaczyć, że to nie koniec moich solowych przedsięwzięć. Mam sporo energii i pomysłów na kolejne płyty, ale chcę dać sobie trochę czasu na pracę nad sobą i dalszy rozwój. Pisząc muzykę do historii Powstań Śląskich zdałem sobie sprawę, że chciałbym się sprawdzić jako twórca muzyki teatralnej i filmowej. Nie chcę narzucać sobie jakiś męczących deadlinów, ale znam już mniej więcej kolejne rozdziały mojej muzycznej podróży i jestem pewien, że będą one ogromnym zaskoczeniem. Gdy nadejdzie odpowiedni moment podzielę się tymi dźwiękami ze światem.
Rozmawiał Grzegorz Bryk