Stalowe wersety - Część 1: Gitary zamiast karabinów

Wywiady
2009-05-20
Stalowe wersety - Część 1: Gitary zamiast karabinów

Przedstawiamy cykl artykułów Michała Czarnockiego "Stalowe Wersety"! W pierwszej części autor przybliży nam metalowe dzieła o wspólnej tematyce jaką jest... wojna.

Stalowe wersety

Część 1:Gitary zamiast karabinów


Heavy
metal
- zrodzony w oparach piekielnej siarki czarci pomiot; dziecko starego dziadka Belzebuba - czerwonoskórego, lekko zniewieściałego (chodzą słuchy, że przepada za męskim towarzystwem) pana z wąsikiem, znudzonego rutyną swego nędznego żywota, którego jedynym celem jest doglądanie stanu gotującej się w wielkich czarnych kotłach, ostrej niczym mieszanka błyskotliwych rad kandydata na prezydenta Krzysztofa K. i sex-appeal’u u ex-posłanki Renaty B., przyprawionej dodatkiem węgierskiej odmiany papryczki chili zupy z drobnych grzeszników, zgarniętych przypadkowo podczas beztroskiej drogi do raju przez wysłanników ciemności ukrywających się pod postacią "krwiożerczych" łowców/kontrolerów ZTM; przeklęte narzędzie powstałe w celu zwracania "na złą drogę" 13-letnich, pryszczatych dzieciaków z długimi przetłuszczającymi się włosami, ubierających się w sprane (chociaż przecież Zygmunt Hajzer polecał…) koszulki z budzącym zgorszenie napisem (w końcu nawet moja blisko osiemdziesięcioletnia ciotka wie, co to jest Metallica) i zgrabnie wkomponowanym wizerunkiem uśmiechniętej czaszki, dumnie nazywających siebie mianem "Metal - mroczny postrach osiedla, parku i okolic".

Powszechność powyższej definicji, chętnie promowanej przez uznane gremium autorytetów moralnych pod postacią duchowieństwa, krzewicieli oświaty - Nauczycieli i Pedagogów oraz licznej i silnej armii starszych, "wszystkowiedzących" (nie mylić z "wszystkomającymi") Pań lepiej znanych jako Moherowe Berety (czy też w wersji soft: po prostu Moherowe Babcie) jest wręcz zatrważająca. A przecież jest jeszcze druga strona medalu - prawdziwe dziedzictwo pod postacią milionów płyt z muzyką, setek ponadczasowych utworów (wychodzących zwycięsko ze starć z wszechogarniająca pop-papką królującą na tzw. "miarodajnych listach przebojów") oraz wiernej rzeszy FANÓW - prawdziwych koneserów muzyki ceniących możliwość kontemplacji piękna zaklętego w gitarowych harmoniach, ciężkich jak walec riffach, chwytających za serce i prowokujących łzy na delikatnych, niewieścich licach melodiach i ostrych jak brzytwa, świdrujących solówkach. Jednakże heavy metal to nie tylko wspaniała muzyka - to także zaangażowane, treściwe teksty, garściami czerpiące z historii, sztuki (książki, filmu etc.), filozofii (wbrew pokutującemu stereotypowi tępego, kudłatego metalowego wokalisty-tekściarza potrafiącego jedynie - w przerwach pomiędzy  alkoholowymi libacjami i zaliczaniem kolejnych, biuściastych groupies - wydzierać się do bogu ducha winnego mikrofonu).

Cykl artykułów Stalowe wersety zapoczątkowanych przez niniejszy tekst ma na celu przybliżyć Ci Drogi Czytelniku najciekawsze (zgodnie z subiektywnym zdaniem autora) heavy-metalowe dzieła - zarówno światowe, jak i lokalne, polskie; legendarne i te mniej popularne - spięte klamrą wspólnej tematyki i - co chyba można uznać za bardzo ważne z punktu widzenia czytelnika Gitarzysty - posiadające jednocześnie olbrzymi, gitarowy potencjał podkreślający treści przekazywane w danym utworze.

Na pierwszy ogień idzie bardzo popularny w metalowych tekstach temat - Wojna. Serdecznie zapraszam do lektury.

Różowe lata siedemdziesiąte

 

Tematyka wojenna jest obecna w muzyce heavy-metalowej w zasadzie już od zarania jej dziejów. Zgodnie z powszechnie panującym trendem wymowa metalowych utworów jest silnie antywojenna. Przyjmując - bez zbytniej przesady - że za praojców heavy-metalu można uznać nieśmiertelny brytyjski kwartet Black Sabbath, możemy stwierdzić, że wspomniany antywojenny trend w metalu zapoczątkowany został właśnie przez chłopaków (chociaż trudno w to uwierzyć, nawet Ozzy Osbourne był kiedyś młody) z Birmingham, jeszcze w zamierzchłych czasach wczesnych lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy to na ulicach królowali kolorowi, głoszący hasła miłości, braterstwa i pokoju Hippisi, z telewizji i radia straszyły informacje z frontu w Wietnamie, a na rynku muzycznym zadebiutował album Paranoid - druga płyta w dorobku Sabbs, która ostatecznie zdefiniowała styl zespołu jako prekursora ciężkiej muzyki gitarowej. Z tej właśnie płyty pochodzą m.in. rarytasy takie jak nieśmiertelny Iron Man, tytułowy Paranoid, czy szczególnie interesujący z punktu widzenia niniejszego tekstu War Pigs, który notabene pierwotnie miał być tytułem albumu, jednakże został ostatecznie odrzucony z powodu zbyt daleko idących skojarzeń z szalejącą w czasie premiery płyty wojną w Wietnamie. W tekście tego wielokrotnie coverowanego przez następne pokolenia muzyków (m.in. Faith no More, czy też "nasze" swojskie, polskie Piersi - patrz zakończenie utworu Jadę na motorze) utworu zespół przedstawił dosadną krytykę wojny, jako rzeźnickiej zabawy organizowanej przez tchórzliwych polityków, którzy potrafią jedynie spowodować krwawy konflikt, z którym następnie muszą radzić sobie pozostawieni sobie samym żołnierze (Politicians hide themselves awal, They only started the war, Why should they go out to fight? They leave that role to the poor (…)). Oprócz świetnego tekstu zwieńczonego alegorycznym obrazem śmiejącego się szatana, zabierającego w dniu biblijnego sądu ostatecznego polityków/prowokatorów wojen do piekła utwór niesie ze sobą również treści szczególnie pożądane z punktu widzenia fana 6/4 strun szarpanych - niesamowite partie instrumentalne, ze szczególnym wskazaniem na posępny, walcowaty riff początkowy (zbudowany w oparciu o raptem dwa akordy) umiejętnie uwydatniony przez bodaj najcięższą sekcję rytmiczną w historii muzyki rockowej reprezentowaną przez panów Butlera i Warda (można by się tutaj oczywiście spierać, czy duet Butler i Vinnie Appaice nabijający rytm w obecnej odsłonie Black Sabbath ukrywającej się pod sprytną nazwą Heaven and Hell nie tworzy przypadkiem jeszcze cięższych dźwięków, ale to akurat temat na zupełnie inny artykuł).

Wiele lat później Sabbaci, już pod zupełnie odmienioną postacią, z nowym perkusistą Bobbym Rodinellim i bodaj NAJBARDZIEJ niedocenionym wokalistą w historii muzyki rockowej/metalowej (a już na pewno w historii Black Sabbath) niesamowitym Tonym Martinem powrócili do piętnowania wojen na jednej ze swoich najlepszych i jednocześnie zupełnie niedocenianych płyt - pochodzącym z 1994 albumie Cross Purposes, w chwili obecnej niewznawianym przez żadną z wytwórni mających prawa do katalogów ojców metalu, a przez to praktycznie niedostępnym poza serwisami aukcyjnymi. Z tejże płyty pochodzą dwie prawdziwe perły w dorobku zespołu - okraszona pyszną, bluesową solówką i mistrzowsko melodyjnym refrenem ballada Dying for love traktująca o tragedii cywilów - ofiar krwawej wojny domowej w Jugosławii mającej miejsce na początku lat 90 oraz utworem Cross of Thorns mogącym pochwalić się kolejnym świetnym refrenem, mistrzowskim solem gitarowym i tekstem traktującym o rozgrywającym się w Irlandii krwawym konflikcie wewnętrznym na tle religijnym. Oba wymienione utwory - okraszone świetnymi tekstami potępiającymi bezsens zbrojnych konfliktów autorstwa Martina - pokazują olbrzymi potencjał pisarski i niesamowite możliwości interpretacyjne wokalisty niespotykane u poprzednich frontmanów zespołu. W świetle powyższych stwierdzeń tym bardziej przygnębiająca wydaje się deklaracja rozgoryczonego Martina (dostępna na oficjalnej stronie internetowej wokalisty) - dwukrotnie wyrzucanego z zespołu z powodu skłonności pozostałych muzyków do organizowania przedsięwzięć typu "reunion" (za pierwszym razem z Ronniem Jamesem Dio w roli frontmana, za drugim już z wielbionym przez fanów Ozzym) - o 100% braku możliwości nagrania w przyszłości czegokolwiek pod szyldem Black Sabbath.

Dwie minuty przed północą

 


Chronologicznie po kolorowych, hippisowskich (pozostających jednakże w cieniu wietnamskiego piekła) latach siedemdziesiątych nastąpiły lata osiemdziesiąte XX wieku - czas tzw. "Zimnej wojny", ciągłej niepewności co do zbliżającego się amerykańsko-sowieckiego konfliktu zbrojnego, okres walk niepodległościowych w republikach sowieckich. Również w ewoluującej muzyce heavy-metalowej, napędzanej przez rodzący się, niosący powiew świeżości i niesamowitych pokładów energii szalony nurt określany mianem "brytyjskiej nowej fali" (NWOBHM) pojawiły się echa ogólnoświatowego niezadowolenia napiętą sytuacją polityczną. Już w 1984 r. światło dzienne ujrzał jeden z najznakomitszych i najpopularniejszych manifestów antywojennych lat osiemdziesiątych - piętnujący przybierającą na sile "Zimną wojnę" utwór 2 Minutes to Midnight autorstwa dumnie zmierzającej w tamtych czasach po zaszczytne miano "nowych królów metalu" grupy Iron Maiden. Już tytuł utworu zdradzał jego ukryte przesłanie - odwoływał się do motywu tzw. "Zegara Zagłady", skonstruowanego w 1947r. przez naukowców z Uniwersytetu w Chicago symbolicznego miernika ogólnoświatowego stopnia zagrożenia zagładą nuklearną. W przeciągu całej swej historii "Zegar zagłady" tylko raz osiągnął wartość bliską krytycznej - stanowiące tytuł utworu "dwie minuty do północy" pojawiły się na tarczy zegara w 1953 roku, w okresie przeprowadzanych przez USA i ZSRR testów broni ostatecznej zagłady. Bruce Dickinson, autor tekstu świadomie przeniósł wspomniane wydarzenia w czasie do 1984 r., przyrównując współczesny mu, rozgrywający się w cieniu szaleńczego wyścigu zbrojeń konflikt amerykańsko-sowiecki do sytuacji sprzed 30 lat. Pełen zaangażowania tekst, mistrzowsko zinterpretowany przez będącego u szczytu swoich niezwykłych możliwości wokalnych Bruce’a został umiejętnie uwydatniony przez zgrany duet gitarzystów - Adriana Smitha (autora rozpoznawalnego, chwytliwego riffu przewodniego stanowiącego współcześnie jeden z podstawowych rozdziałów elementarza początkującego adepta "metalowej" gitary) i jego współtowarzysza "broni" (którą była w tym przypadku oczywiście tylko i wyłącznie gitara elektryczna), Dave’a Murraya, których solowe popisy w utworze można porównać do swoistych zawodów (autor artykułu w tym momencie subtelnie - i całkowicie subiektywnie - wskazuje na solówkę nr 2, wykreowaną przez współkompozytora utworu).

Jednakże w latach osiemdziesiątych nie tylko Żelazna dziewica miała odwagę prezentować swoje otwarcie anty-wojenne postawy. Wystarczy wspomnieć tutaj chociażby o kolejnym arcydziełku, rockowo-metalowym killerze spod znaku NWOBHM, wydanym w 1985 singlu Broken Heroes autorstwa innej legendy brytyjskiego metalu - grupy Saxon. Utwór ten traktuje o poległych żołnierzach, którzy nigdy nie zaznali prawdziwej chwały, tytułowych "złamanych bohaterach" symbolizowanych m.in. prze ofiary krwawych bitew pod sowieckim Stalingradem, w irlandzkim Belfaście czy też Wietnamie. Aż dziw, że ostatnimi czasy Panowie z grupy Saxon coraz częściej rezygnują z grania tego genialnego, pomimo swojej prostoty - zarówno w sferze muzycznej jak i tekstowej - utworu. Wystarczy wspomnieć chociażby ostanią wizytę Brytyjczyków w Polsce z dnia 15.02.2009 podczas której - ku wielkiemu niezadowolenie autora tekstu i rzeszy zgromadzonych fanów - zabrakło miejsca w ciasnej setliście m.in. właśnie dla Broken Heroes.


W kontekście rozważań będących przedmiotem niniejszego tekstu, pozostając wciąż na etapie późnych lat osiemdziesiątych, nie sposób nie wspomnieć o bodaj najbardziej znanym i cenionym metalowym anty-wojennym manifeście i jego autorze - zupełnie bez przesady uznawanym za największego metalowego przeciwnika konfliktów zbrojnych. Mowa oczywiście o jednym z największych "hitów" w dorobku amerykańskich thrashersów z grupy Metallica, pochodzącym z 1988 roku opus-magnum zespołu, utworze One, laureacie wielu znaczących nagród (m.in. Grammy), do którego nakręcono pierwszy w historii grupy teledysk, przez wiele lat niemiłosiernie "lansowany" przez MTV. Dosadny tekst autorstwa frontmana i gitarzysty Jamesa Hetfielda - nawiązujący do książki Johny Got his gun Daltona Trumbo i filmu pod tym samym tytułem - opowiada okrutną historię ofiary wojny, młodego żołnierza, który w wyniku działań wojennych traci wszystkie kończyny oraz zmysły (wzrok, słuch etc.), stając się niemalże "warzywem" czekającym na śmierć, która zakończy jego cierpienie. Tekst utworu jest niejako zapisem przemyśleń bohatera, w całości przedstawionym w formie monologu recytowanego w pierwszej osobie. Doskonały tekst spotyka się tutaj z jeszcze bardzie genialną interpretacją - początkowo spokojna ballada okraszona delikatnymi, oryginalnymi solami zagranymi przez Kirka Hammeta wyjątkowo bez użycia przesteru przeradza się w szaleńczą "jazdę bez trzymanki" z uwydatnionymi partiami ciętych gitar imitujących serie z karabinów maszynowych, szalejących na tle dudnienia siejącej spustoszenie podwójnej stopy Larsa Ulricha. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj wokal Hetfielda, wściekle wykrzykującego wersy Darkness imprisoning me, all that I see absolute horror, I cannot live, I cannot die, trapped in myself , body my holding cell(…). Z kronikarskiego obowiązku należy jeszcze wspomnieć o jednej z najciekawszych solówek w wykonaniu Kirka Hametta z cyklu “to, co tygrysy lubią najbardziej" (okraszonej m.in. melodyjnym i ultra-szybkim fragmentem tappingu oburęcznego) oraz dopełniających całości obrazu fragmentach z wspomnianego filmu, genialnie komponujących się z tekstem.

Po piąte nie zabijaj!

 


Kolejnym przystankiem podczas naszej podróży w głąb historii rozwoju treści antywojennych w twórczości beztroskich długowłosych muzyków są lata dziewięćdziesiąte. Powiedzmy sobie szczerze - One jest tylko jeden (tzn. w sumie jest ich więcej, możemy wspomnieć np. One autorstwa U2, ale przecież U2 to nie metal, a TAKI One, jak One Metallicy jest niepowtarzalny), ale nie znaczy to, że muzyka metalowa stanęła w miejscu i nie wydała po 1988 już zupełnie nic ciekawego w interesującym nas temacie. Wręcz przeciwnie! Początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia to okres bardzo burzliwych przemian polityczno-społecznych na całym świecie - w szczególności w krajach byłego bloku komunistycznego - i towarzyszących im konfliktów zbrojnych. Historie te znalazły odbicie także w ówcześnie powstających metalowych lirykach - pierwszy przykład, w postaci pięknej rockowo-metalowej ballady Dying for love traktującej o wojnie domowej w Jugosławii wskazaliśmy już na początku niniejszego tekstu przy okazji małej dygresji na temat antywojennej twórczości grupy Black Sabbath. Jako kolejny wart poświęcenia uwagi element układanki możemy wskazać pochodzące z 1992 roku nagranie Afraid to shoot strangers zamieszczone na 9 studyjnej płytcie w dorobku Brytyjczyków z Iron Maiden - Fear of the dark (który to album lokuje się w ścisłej czołówce -pierwszej trójce- rankingu najlepszych albumów w historii muzyki w opinii autora niniejszego tekstu - przyp. autora). Tekst Afraid to shoot strangers opisuje wewnętrzne rozterki żołnierzy - uczestników operacji "Pustynna Burza", będącej zbrojną odpowiedzią państw ONZ na atak dowodzonego przez NIE świętej pamięci Saddama Husajna (o którym chodzą słuchy, że jest dobrym znajomym wspomnianego we wstępie Belzebuba) Iraku na sąsiedni Kuwejt. Utwór ten jest kolejnym po wspomnianym One Metallicy przykładem potwierdzającym regułę, że w muzyce metalowej emocje, wartościowe teksty, umiejętne stopniowanie napięcia i niebywała sprawność techniczna idą w parze: liryczne motywy z towarzyszącym im spokojnym śpiewem wokalisty przenikają się tutaj ze złowieszczymi, niepokojącymi fragmentami zwiastującymi zbliżającą się zmianę tempa i nadchodzący atak szaleńczych solówek gitarzystów. Mniej więcej w środku drugiej połowy utworu jego tempo i intensywność osiągają apogeum - spośród zgiełku gitarowych riffów osadzonych na solidnym fundamencie w postaci szaleńczej galopady sekcji rytmicznej wyłania się wściekły głos wokalisty wykrzykujący tytułowe wątpliwości żołnierzy wysyłanych na front, którzy oprócz walki ze strachem o własne życie muszą stawić czoła wewnętrznej blokadzie przed zabijaniem wrogów. W finale napięcie opada, wracamy do punktu wyjścia - wygląda na to, że wojna już się skończyła, pozostaje tylko pytanie "Oni czy My?"…


W kolejnych latach ostatniego dziesięciolecia minionego wieku Żelazna dziewica kontynuowała zgłębianie tematyki antywojennej - wystarczy wymienić utwory takie jak Aftermath (1995r., płyta X-Factor) będący bezpośrednią kontynuacją Afraid to shoot… ukazującą refleksję żołnierza już po zakończeniu działań wojennych, czy też Como estais Amigos będący swoistym hołdem poświęconym Argentyńczykom poległym w 1982 roku podczas najazdu olbrzymiej brytyjskiej floty na Falklandy, okraszonym krótkim i oszczędnym, ale jednocześnie zapadającym w pamięć solem gitarowym. W międzyczasie jednak nastała nowa era - długo oczekiwany XXI wiek…

Czarne złoto

 


Nowe dziesięciolecie nie przyniosło oczekiwanych radykalnych zmian w rozwoju ludzkości - na ulicach nie zagościły latające taksówki, kosmici nie spadli "z nieba" na ziemię, inteligentne maszyny nie przejęły władzy nad światem a Krzysztof K., błyskotliwy polityk z Białegostoku nie został prezydentem. Podobnie w kwestiach polityczno-społecznych nie zanotowano żadnych poważniejszych zmian - nie zmieniła się przede wszystkim mentalność ludzka. W związku z powyższym, również minione dziewięciolecie obfitowało w wiele często niezrozumiałych i niepotrzebnych konfliktów zbrojnych - wystarczy wspomnieć spektakularny atak terrorystyczny na WTC, wojny w Afganistanie i Iraku, konflikt rosyjsko-gruziński etc. Również te, wciąż jeszcze aktualne wydarzenia odcisnęły swoje piętno na metalowej twórczości. Przykłady? Nie musimy szukać daleko - wystarczy sięgnąć po album T.E.L.I. - 3 płytę w dorobku rodzimego, polskiego Huntera, która już od pierwszych dzwięków otwierającego ją utworu tytułowego atakuje słuchacza tekstem potępiającym amerykańską interwencję zbrojną na Bliskim Wschodzie. Już pierwsze, wykrzykiwane z niespotykaną dotychczas w głosie frontmana mocą i agresją wersy - Marsh! Senat kasę dał i... Marsh! Prowadź Wodzu tam, gdzie... Shml! Jak masz ropę - jesteś... PAN!!"- jednoznacznie kierują oskarżenie w stronę niedawno zdetronizowanej administracji George’a Busha. Dalej, w miarę rozwoju utworu robi się jeszcze ciekawej - wokalista/gitarzysta Paweł Grzegorczyk nie sili się na wyszukane metafory, operuje tu charakterystycznym dla siebie, oryginalnym stylem pisania, hołdującym zasadzie "Prosto w twarz, bez owijania w bawełnę" - na szczególne wyróżnienie zasługuje tu niezwykle ciężki, ale jednocześnie melodyjny refren: I nastał czas, że wylał Hades! I nie pomoże nic, gdy zmieszasz ropę z krwią, niewinnych ludzi - Stado owiec... prowadzi w dół... i zjada PETROBOŻEK!. Całości dopełnia mistrzowska, orientalna solówka, zagrana w tym przypadku na przesterowanych skrzypcach na tle rwanego gitarowego riffu - w efekcie otrzymujemy jeden z najbardziej zaangażowanych utworów w historii polskiego rocka i bez wątpienia jeden z największy killerów w dorobku zespołu. Mało? Na wspomnianym albumie znajdziemy jeszcze jedną perełkę w postaci utworu Krzyk kamieni, który poprzez tekst Gdy zrobisz krok... droga w dół... Twojego strachu głos... Widzę mrok... To płonie Nowy Jork... zdradza refleksję zespołu na temat niedawnych, tragicznych wydarzeń w USA.



Nasza droga poprzez metalową twórczość antywojenną dobiega już końca - dobrnęliśmy do czasów nam współczesnych. Przykłady można mnożyć bez końca - nie wspomnieliśmy tutaj chociażby o twórczości zespołów z z nurtu tzw. rocka zaangażowanego pokroju System of a down czy niedawno reaktywowanego Rage against the machine (które nie są może jednoznacznie heavymetalowe, ale z pewnością lokują się bliską opisywanego tutaj nurtu), ale przecież naszym celem nie było stworzenie kompletnej, dziesięciotomowej kroniki dokumentującej historię rozwoju myśli antywojennej w muzyce metalowej, a jedynie wybranie najciekawszych momentów. Na zakończenie warto wspomnieć, że nie każdy muzyk metalowy to pacyfista i jednoznacznie zdeklarowany przeciwnik jakichkolwiek konfliktów zbrojnych - historia zna przypadki prawdziwych miłośników wojskowości pokroju Johna Shaffera, który wraz z zespołem Iced Earth dał upust swoim militarnym fascynacjom popełniając płytę The Glorious Burden całkowicie poświęconą historii wojen czy też metalowych cyrkowców z grupy Manowar, której cały 20 letni dorobek kręci się wokół napinania muskułów i opowiadania historii o niestrudzonym wojowniku trudniącym się wyżynaniem w pień zastępów wrogów, posiadającym tylko jedno marzenie - umrzeć w glorii chwały z bronią w ręku i zostać pochowanym razem ze swym rumakiem i bojowym ekwipunkiem. Ale przyjmijmy, że można potraktować to jako temat na zupełnie inne rozważania…

Michał Czarnocki