Ozzy i Zakk, czyli rozmowy kompletnie niekontrolowane
Ozzy’ego Osbourne’a i Zakka Wylde’a nikomu nie trzeba specjalnie przedstawiać. Ci dwaj muzycy tworzą dobrany duet określany przez wielu jako prawdziwa mieszanka wybuchowa.
Niedawno na rynku ukazał się najnowszy krążek Ozzy’ego zatytułowany "Black Rain", który artysta nagrał ze swoim słynnym składem koncertowym: Zakkiem Wylde (gitara), Mike’m Bordinem (perkusja) i Robem "Blasko" Nicholsonem (gitara basowa).
Zakk wita się z nami jak stary kumpel. Pyta o zdrowie i wyciąga rękę, żeby przybić piątkę. Nie ma co, szybko przełamaliśmy lody. Rozsiadamy się wygodnie, a Zakk siada naprzeciwko. Teraz mamy okazję, żeby mu się bliżej przyjrzeć - to wielki facet, od stóp do głów odziany w skórę, z długimi, opadającymi na ramiona, blond włosami, których nie powstydziłaby się niejedna dziewczyna. Myślę sobie - ale nie mówię tego głośno - że bez żadnej charakteryzacji mógłby zagrać psychopatę grasującego po lesie, który straszy przypadkowo napotkanych nastolatków. Całe szczęście nie jest taki groźny, na jakiego wygląda. Okazuje się bowiem, że to bardzo zabawny gość, który od razu zdobywa naszą sympatię. Wiemy już, że zapowiada się ciekawy wywiad. Na pewno nie zabraknie nam materiału - zostaliśmy ostrzeżeni, że Zakk potrafi zagadać każdego na śmierć. Ale nie on jeden będzie dziś w centrum naszej uwagi - obok zasiada na sofie nie kto inny, jak sam Ozzy Osbourne, legendarny już wokalista rockowy i "Szef" - jak go nazywa Zakk. Jest dokładnie taki, jak go sobie wyobrażaliśmy: ma tak charakterystyczny głos, że kiedy mówi nie możemy przestać się uśmiechać.
Podczas wywiadu ciągle żartuje, ma szalenie cięty i inteligentny dowcip przez co wydaje się zupełnie odbiegać od wizerunku, jaki poznaliśmy z reality show "The Osbournes". Poza tym, wygląda świetnie jak na swoje lata, może dzięki temu, że skończył z alkoholem? W swoich okrągłych okularach i długich, rozpuszczonych luźno włosach z przedziałkiem na środku, przypomina trochę Johna Lennona. Ma na sobie czarny garnitur ze wzorem w trupie czaszki i oczywiście pomalowane czarną kredką oczy. Nareszcie możemy rozpocząć wywiad, w końcu umówiliśmy się na spotkanie specjalnie po to, by porozmawiać o najnowszej płycie Ozzy’ego - "Black Rain". Mamy skrzętnie przygotowany plan rozmowy: najpierw porozmawiamy o tematach neutralnych, a następnie przejdziemy do pytań dotyczących pracy nad tą płytą. Liczyliśmy również na to, że Zakk i Ozzy opowiedzą nam co nieco o swojej długoletniej przyjaźni. Niestety nasza rozmowa - już na samym początku - niespodziewanie wymknęła nam się spod kontroli... i nasz notatnik z pytaniami szybko ląduje w koszu. No cóż, przecież wiedzieliśmy, w co się pakujemy.
Zaczynamy od pytania o ulubione utwory na płycie. "Nie wiem jak szefowi, ale mnie najbardziej podobają się pauzy między kawałkami. Wiecie, ta cholerna cisza, kiedy absolutnie nic nie słychać, zanim nie rozpocznie się kolejny genialny utwór... robi wrażenie" - Zakk wprost wyje ze śmiechu i zamaszystym gestem wyciąga prawą rękę, żeby przybić piątkę. Na szczęście udaje nam się w porę odwzajemnić silne uderzenie w prawicę Zakka. Uff... udało się, honor uratowany! Mamy tylko nadzieję, że nie będziemy musieli więcej udowadniać, że jesteśmy twardzielami.
Nowa płyta jest tak agresywna i ostra jak sam Wylde. W tekstach do piosenek znalazły się takie wątki, jak wojna z terroryzmem, globalne ocieplenie; jest też piosenka dedykowana Sharon Osbourne i jej walce z rakiem. Album jest szczególnie ważny dla Ozzy’ego także z innych względów. "To pierwsza płyta, którą nagrałem zupełnie na trzeźwo. Trudno mi było zabrać się do pracy, bo wcześniej zawsze uważałem, że lepiej się pisze, będąc na gazie. No cóż, miałem okazję się przekonać, czy to nowe założenie było słuszne" - mówi Ozzy. "Wszyscy przez to przeszliśmy - wtrąca (przytomnie rzecz jasna) Zakk. - Często materiał nagrywany po pijaku wydawał nam się rewelacyjny. Następnego ranka, gdy słuchaliśmy naszych wypocin, to nagle zastanawialiśmy się, co to ma być...? Ale wiem, co Ozzy ma na myśli, w końcu obracamy się w specyficznym środowisku. Czy powstałby album ‘Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band’, gdyby chłopaki z The Beatles byli trzeźwi jak noworodki? Czy Jimi Hendrix wymyśliłby tyle genialnych riffów, gdyby nie był cały czas naćpany? Sam nigdy nie ćpałem - no dobra, wypiłem sporo piwa - ale w życiu nie byłem na kwasie, speedzie czy na innym dziadostwie".
"Bardzo mnie to cieszy, synu" - mówi Ozzy z właściwym sobie refleksem. Wszyscy zaczynamy się śmiać. Wiemy już, że nasza rozmowa z pewnością nie będzie traktowana na poważnie i że nasz szczegółowo zaplanowany wywiad diabli wzięli. Zakk nie daje nam dojść do słowa i rozprawia o swoich treningach w siłowni, Led Zeppelin oraz paleniu trawki. Nadzieja w Ozzym, który w końcu kieruje rozmowę na właściwe tory, mówiąc: "Mam swoje własne studio oparte na systemie Pro Tools, na którym nagrywaliśmy praktycznie cały nowy album. To twardy kawałek chleba". Tak wiemy, muzyka na nowym krążku jest ciężka... Ale nie o to chodzi - okazuje się bowiem, że Ozzy miał na myśli horror związany z samą obsługą swojego studia, dodając szybko: "Nie mam o tym pojęcia i nawet nie wiem jak się to cholerstwo włącza. Nie mam też telefonu komórkowego, nie używam komputera, nie włączam nawet kalkulatora. Nowoczesna technologia to dla mnie... czarna magia!".
Zakk natychmiast wykorzystuje sytuację i pociesza Ozzy’ego, mówiąc, że braki w obsłudze sprzętu elektronicznego z pewnością zrekompensuje sobie w inny, bardziej naturalny sposób... A ponieważ Zakk jest bardzo rozbawiony, to znów chętnie przybijamy sobie piątkę. Doszliśmy więc do wprawy i następnym razem będziemy już wiedzieć, że rozmawiając z takim gościem jak Zakk Wylde, trzeba mieć dobry refleks.
Wracamy do Ozzy’ego i mamy nadzieję, że zdradzi nam wreszcie kilka szczegółów dotyczących pracy nad płytą, ale niestety - nasz rozmówca najwyraźniej przełączył się na program zatytułowany "Jak to drzewiej bywało...", który jest chyba jego ulubionym tematem, co potwierdza słowami: "Ludzie mnie czasem pytają, jak nam się udawało funkcjonować w latach 70., a ja im odpowiadam, że menedżer dawał nam po prostu kartkę papieru, na której pisało przykładowo ‘Leicester’. I tam właśnie jechaliśmy na koncert - proste! Nie jechaliśmy do żadnego Manchesteru, tylko do Leicester, a potem pytaliśmy ludzi spotkanych na ulicy, gdzie jest ten cholerny ratusz, w którym mamy grać. Docieraliśmy tam w końcu i robiliśmy swoje. Wszyscy się dziwią, ale tak to wtedy wyglądało. Dzisiaj ludzie zanadto kombinują i polegają na technologii, która nie jest nic warta".
No cóż, nie mamy wyjścia, dajemy się porwać nurtowi tej dzikiej rzeki, jaką jest ta rozmowa. Tymczasem Zakk zastanawia się, ilu aktorów grało Jamesa Bonda, po czym stwierdza, że pierwszy, którego pamięta, to Roger Moore. W tym czasie Ozzy wykrzykuje jakieś luźne komentarze w stylu "Noddy Holder to jest gość...!" czy "Dawniej to dopiero było życie!". Dochodzimy do wniosku, że Ozzy i Zakk z powodzeniem mogliby sobie dorabiać w kabarecie. Nie możemy powstrzymać się od śmiechu, rzucamy w kąt nasze pytania i postanawiamy po prostu dobrze się razem bawić. W przeciągu dziesięciu sekund temat "rozmowy" zmienia się z Cilli Black na Guns N’ Roses. Już kręci nam się w głowie, ale jesteśmy gotowi na tę przejażdżkę. Zapinamy pasy!
"Widziałem koncert Guns N’ Roses z czasów, zanim ukazał się album ‘Appetite For Destruction’ - mówi Zakk. - Grali wtedy dla prawie trzech tysięcy ludzi. Żadnych fajerwerków, żadnych efektów specjalnych; mieli tylko wielki transparent z tyłu sceny, ale koncert był wręcz powalający! Następnego dnia w ‘Daily News’ z Nowego Jorku można było przeczytać, że... zespół Guns N’ Roses nie potrafi grać koncertów! Nie wierzyłem własnym oczom i zastanawiałem się, czy faktycznie chodzi o ten sam koncert, który oglądałem dzień wcześniej. To był wielki show pełen elektryzującej energii. Jasne, że popełnili kilka drobnych błędów, ale to jest w końcu rock and roll! Jeśli szukasz perfekcyjnego wykonania, to idź na koncert Pavarottiego czy do filharmonii".
"Pavarotti daje jeden koncert w roku, nie jeździ w trasy - wtrąca Ozzy. - Z Black Sabbath też nie dostaliśmy nigdy dobrej recenzji. Gdy zaś pisali o nas coś w miarę pochlebnego, to nabieraliśmy podejrzeń, bo myśleliśmy, że to dość dziwne, iż zaczynają nas lubić. Jeśli zaczynają cię lubić, to stamtąd jest tylko jedna droga - do nielubienia (śmiech). Moim zdaniem jedynym powodem, dla którego dziennikarze przychodzą na koncert, jest darmowe piwo". "Dokładnie tak! - dodaje Zakk. - Jeżeli menedżer nie wpuścił dziennikarza za kulisy i następnego dnia ten wypisuje o koncercie same złe rzeczy, to znaczy to tylko i wyłącznie tyle, że nie dostał darmowego piwa i nie mógł sobie popatrzeć na panienki".
Nie sposób nie zauważyć, że gdy Zakk zacznie mówić, nie można mu wejść w słowo. Wiedzieliśmy już o tym nieco wcześniej, ponieważ zanim zaczął się wywiad, rozmawialiśmy z kilkoma osobami z ekipy technicznej zespołu. Jeden z nich zapytał nas, czy wiemy dlaczego Zakk rzadko bierze prysznic. Odpowiedź na to pytanie brzmiała: "Bo nie ma tam z kim gadać!". Faktycznie, jego zdolności do nawijania są nieocenione. Ale cóż to, nagle nastąpiła nieoczekiwana cisza. I już mamy zadać jakieś pytanie, kiedy Ozzy ni stąd, ni zowąd zaczyna rozprawiać o... karłach.
"Podczas trasy ‘Diary Of A Madman’ wieszaliśmy (oczywiście nie w dosłownym tego słowa znaczeniu) nad sceną... zaangażowanych do naszego show karły. To było bardzo teatralne posunięcie, a do tego rekwizyty - miecze, kopie no i pojedynki. Po występie siedzę sobie w garderobie, a tu ktoś puka do drzwi. Okazało się, że złożył mi wizytę policjant. Zdziwiłem się, bo przecież nic nie narozrabiałem. Gość miał tyle gadżetów zawieszonych u pasa, że poczułem respekt: łańcuchy, pałkę i... kajdanki. Spojrzał na mnie śmiertelnie poważnym wzrokiem i zapytał, czy podwieszamy te nieszczęsne karły co wieczór. Potwierdziłem, no bo cóż miałem zrobić. A on z uporem kontynuował wątek i chciał się dowiedzieć, skąd mamy tylu chętnych do tego typu scenografii".
Zakk znowu zaczyna się śmiać: "On naprawdę myślał, że Ozzy ich co wieczór zabijał! My zaś postanowiliśmy dalej współpracować z nimi i zaprosić te same karły do udziału w trasie ‘Merry Mayhem’, ot tak, z sentymentu". Ale na tym nie kończą się wspomnienia o karłach, ponieważ Zakk kontynuuje: "Ci goście są niesamowici: mimo małego wzrostu naprawdę potrafią pić na potęgę. Gdy koncertowaliśmy w Nashville i wieczorem wybraliśmy się z naszymi ‘małymi’ kolegami do pubu - potworzyły się nawet wśród nich jakieś pary - mogliśmy przekonać się o ich możliwościach. Nie straszne mi picie, albowiem płynie we mnie krew irlandzka, niemiecka i holenderska. Ale to, co zobaczyłem w pubie, kompletnie mnie zszokowało. Oni pili, kiedy ja już dawno miałem dość! Uciekłem stamtąd, aż się za mną kurzyło. Nie mam pojęcia, gdzie oni to wszystko pomieścili" (śmiech).
Ozzy ma już gotową odpowiedź i krzyczy: "Mają przecież głowy normalnych rozmiarów! Piłem w pubie z jednym z nich podczas trasy ‘Diary Of A Madman’. Siedział sobie normalnie na stołku przy barze i od pasa w górę wyglądał jak regularnych rozmiarów facet. Nikt nie widział jego krótkich nóżek dyndających w powietrzu. Nagle powiedział, że idzie do toalety. Był jednak tak pijany, że zapomniał, iż jest mały i rąbnął z hukiem na podłogę. Musiałem go więc zaprowadzić do tej toalety. Przy okazji zrobiłem mu mały żarcik i zakryłem ręką na drzwiach napis ‘Panie’, kierując go do damskiej toalety. No a potem usłyszałem tylko straszne piski!" (śmiech).
Zastanawiamy się, czemu te wszystkie dziwaczne historie nie zostały jeszcze spisane, a Ozzy mówi: "Moja żona Sharon pyta mnie, kiedy zamierzam napisać autobiografię. Ale ja nic nie pamiętam i w głowie mam tylko jakieś klimaty typu nietoperze i gołębie. Poza tym, teraz ludzi interesuje to, czy naprawdę wdychałem nosem mrówki. Myślę, że program ‘The Osbournes’ zyskał tak wielką popularność, bo chciano wiedzieć trochę więcej o moich prywatnych sprawach i jaki jestem na co dzień. Wszystkim się wydawało, że mieszkam w jakimś cholernym zamku i spędzam noce zwieszony z krokwi głową w dół jak nietoperz". Zakk jak zwykle wtrąca swoje trzy grosze: "Ozzy, mam dla ciebie niespodziankę: To jest akurat prawda!". Po czym mówi do nas: "Dobra chłopaki, to wam chyba wystarczy!". No cóż, cytując samego Ozzy’ego, można śmiało powiedzieć, że ci goście są zdrowo szurnięci, ale i tak ich kochamy! I oto w ten właśnie sposób zakończył się nasz wywiad...
Rozmowa nie poszła tak, jak to sobie zaplanowaliśmy, ale trafiło się sporo perełek: o dziennikarzach, operze, Guns N’ Roses, no i o... karłach. Wprawdzie nie mieliśmy okazji zapytać Zakka i Ozzy’ego o to, jak im się razem pracuje, jednak atmosfera panująca na spotkaniu świadczyła o ich wyjątkowości. Patrząc na nich można było zauważyć, że są ze sobą bardzo zżyci. Najwyraźniej bawią się świetnie w swoim towarzystwie, a czyż nie o to właśnie chodzi w tym show-biznesie? Zbyt często słyszy się historie o muzykach, którzy nie potrafią ze sobą wytrzymać, spędzają czas na procesach sądowych dotyczących choćby praw np. do nazwy zespołu itp.