Iron Maiden

Wywiady
2009-02-27
Iron Maiden

Iron Maiden to grupa, która jest ponadczasowa, wykraczająca poza powszechnie obowiązujące mody, a mimo to udało jej się pozostać na szczycie przez ponad trzydzieści lat. Przyglądamy się karierze najsłynniejszego zespołu metalowego na świecie, który stał się niemal brytyjską instytucją...

POCZĄTKI

East End, jest zima, rok 1975. Młody londyńczyk Steve Harris odszedł z zespołu Smiler i znalazł się na rozdrożu. Czyżby koledzy z grupy nie potrzebowali pełnego energii basisty, który miał niezwykły talent kompozytorski? Nie, to raczej osiemnastoletni wówczas Harris zamierzał kontynuować swoją własną przygodę z muzyką. Inspirowany miłością do progresywnego rocka lat 70. i twórczości Yes, Genesis oraz King Crimson postanowił stworzyć własny zespół. Jednocześnie okazało się, że znajomy znajomego - gitarzysta Dave Murray - też szuka kolegów do kapeli. Tak więc zaczęło się wspólne muzykowanie. Niebawem miał powstać zespół, który raz na zawsze zmieni oblicze ostrego rocka.

Bądźmy szczerzy, każdy amator gitary słuchał kiedyś "The Trooper", "Run To The Hills" czy "The Number Of The Beast". Kto z nas nie marzył o tym, żeby móc grać na gitarze w Iron Maiden? Iron Maiden to nie tylko legenda, to brytyjska instytucja. Ich muzyczna spuścizna przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Jeśli masz około dwudziestu lat, możemy z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że masz tatę, który zakładał krótkie spodenki, opaskę na włosy, brał do ręki gitarę i udawał, że jest Bruce’em Dickinsonem. Również z dużym prawdopodobieństwem możemy też założyć, że za dwadzieścia lat sam będziesz opowiadać swoim dzieciom, jak udawałeś Dave’a Murraya czy Adriana Smitha.

Zespół, który sprzedał 100 milionów płyt i lata po świecie swoim własnym odrzutowcem, zaczynał karierę ponad trzydzieści dwa lata temu, grając w małym londyńskim klubie The Cart And Horse. Od początku siłą napędową był w nim Steve Harris. Samo dobranie odpowiedniego składu kosztowało go ogromną ilość energii. Odpowiednich muzyków udało mu się zebrać dopiero w 1978 roku. Wokalistą formacji został Paul Di’Anno, którego polecił perkusista Doug Sampson. Zespół nie miał łatwego startu. Trudno mu było znaleźć swoją niszę rynkową, podczas gdy dominowała muzyka nowej fali, czyli coraz bardziej popularny punk. Był moment, że zespół nie miał gdzie występować, ponieważ wszystkie miejsca zarezerwowane były na koncerty grup punkowych. Wytwórnie płytowe również nie były zainteresowane nową kapelą metalową. Stawiali warunek, że muzycy muszą się dostosować do nowego nurtu - grać szybciej i obciąć włosy. W pewnym sensie Harris się do tych wymogów dostosował - rozwinął nowy styl gry, czyli galopujący bas, który stał się cechą charakterystyczną jego gry.

Za 200 dolarów zespół wyprodukował swoją pierwszą demówkę, na której znalazły się utwory "Prowler", "Invasion", "Strange World" oraz "Iron Maiden". Menedżer Rod Smallwood załatwił grupie koncert w słynnym londyńskim klubie The Marquee, który odbył się 13 października 1978 roku. Tak się złożyło, że obejrzał go między innymi łowca talentów z EMI Records. Efekt? Już miesiąc później grupa podpisała swój upragniony kontrakt.

DEBIUT

W 1980 roku zespół wydał wreszcie swoją debiutancką płytę zatytułowaną po prostu "Iron Maiden". Krążek szybko osiągnął czwarte miejsce na jednej z brytyjskich list przebojów. Grupa rzuciła się w wir koncertów, pracując na swoje imię i miano najlepszego zespołu metalowego w Wielkiej Brytanii. W międzyczasie doszło do zmian personalnych: do grupy dołączył gitarzysta Dennis Stratton, który miał teraz grać obok Dave’a Murraya. Pomysł na grę w harmoniach okazał się prawdziwym hitem. Niestety Stratton nie zagrzał na długo miejsca w zespole i w październiku 1980 roku został wyrzucony z powodu konfliktów z menedżerem grupy oraz nieporozumień artystycznych, wynikających z odmiennych gustów muzycznych i punktów widzenia. Jego miejsce zajął Adrian Smith.

Muzyka Iron Maiden rzucała wyzwanie wszechobecnemu punkowi - oryginalne kompozycje, rozbudowane epickie utwory, bohaterowie ze świata fantasy i fikcji literackiej. "Nudzą mnie już piosenki o macho, który zalicza mnóstwo panienek. To mnie śmieszy" - powiedział wtedy Harris w jednym z wywiadów.

Był rok 1981 i światło dzienne ujrzała kolejna płyta grupy, zatytułowana "Killers". Iron Maiden energicznie parł do przodu i szybko stał się częścią nowego nurtu w muzyce metalowej zwanego "Nowa Fala Brytyjskiego Heavy Metalu", który miał później ogromny wpływ na zespoły grające w stylu Metallica. Sukces jednak ma swoją cenę. W tym na liście przebojów w Wielkiej Brytanii. Zespół święcił triumfy także w Japonii. przypadku zapłacił ją Di’Anno, który borykał się z poważnym uzależnieniem od kokainy. Tak się złożyło, że akurat wtedy, gdy grupa podbijała Stany Zjednoczone i rozpoczynała karierę na skalę światową, rozrywkowy tryb życia Paula Di’Anno (nadużywanie alkoholu i narkotyków) drastycznie wpłynął na jakość jego śpiewania. Musiano też odwołać wiele koncertów i jeszcze przed powrotem z trasy Harris, wspólnie z managerem zespołu, Rodem Smallwoodem, podjęli decyzję o wyrzuceniu Di’Anno z zespołu (październik 1981). Zastąpił go wokalista zespołu Samson, Bruce Dickinson. "Przez całe lata marzyłem, żeby nagrywać płyty i koncertować na stadionach całego świata. Wszystkie moje marzenia spełniły się w ciągu jednego roku!" - powiedział Dickinson. Wokalista po raz pierwszy zaśpiewał na płycie "The Number Of The Beast" (1982), która okazała się przebojem i osiągnęła pierwszą pozycję.

DROGA NA SZCZYT

Tak narodziła się gwiazda. Zespół wspiął się na szczyt i zajął miejsce wśród rockowej elity. Ale pojawiły się kolejne problemy. Wraz z wydaniem płyty "The Number Of The Beast" (ang. liczba Bestii) Iron Maiden został okrzyknięty zespołem satanistycznym. Muzycy długie lata walczyli o to, żeby pozbyć się tej niewygodnej dla nich etykietki. Tytuł płyty wzbudził wiele kontrowersji i sprowokował grupy religijne, które oskarżyły muzyków o kult szatana. Utwór Tytułowy opowiadał o koszmarze sennym i był oparty na filmie "Omen II" oraz poemacie "Tam O’ Shanter" Roberta Burnsa. "To było wielkie nieporozumienie. Całą tę sprawę niepotrzebnie rozdmuchano. Oczywiście nie byliśmy żadnymi czcicielami szatana. Pewne organizacje wpadły w psychozę i postanowiły nas zniszczyć" - mówi Dave Murray.

Ale wtedy muzycy nie mieli okazji do dementowania plotek, bo większość czasu przebywali w trasie. Koncertowanie stało się dla nich sposobem na życie. Jednak nie wszyscy w zespole wytrzymali tak wysokie tempo pracy - perkusista Clive Burr postanowił opuścić zespół. Na jego miejsce (w grudniu 1982 roku) został przyjęty niezastąpiony Nicko McBrain. Mimo że płyta "The Number Of The Beast" odniosła wielki sukces, muzycy nie spodziewali się tak dobrego przyjęcia, z jakim spotkały się ich kolejne dwa krążki: "Piece Of Mind" (1983) i "Powerslave" (1984) - oba te albumy uzyskały miano platynowej płyty

KONCERTY


W 1984 roku grupa wyruszyła w jedną z największych tras koncertowych w historii muzyki rockowej. W ramach trwającej 13 miesięcy "The World Slavery Tour" zespół zagrał 193 koncerty, w tym słynny występ w Long Beach w Kalifornii, który zaowocował albumem koncertowym "Live After Death". Przeboje z tej trasy, takie jak "The Trooper", "2 Minutes To Midnight" i trzynastominutowy epicki utwór "Rime Of The Ancient Mariner" weszły do kanonu muzyki metalowej.

Zespół nagrywał i intensywnie koncertował przez cztery lata z rzędu, nic więc dziwnego, że muzycy poczuli się już zmęczeni. Wszyscy jednogłośnie postanowili, że przed nagraniem kolejnego albumu zrobią sobie pół roku przerwy. Po sześciu miesiącach grupa weszła do studia i nagrała płytę "Somewhere In Time" (1986). Odpoczynek i świeże podejście do gry sprawiły, że krążek ten okazał się przełomowy w twórczości Iron Maiden. Motywem przewodnim tego wydawnictwa były podróże w czasie, a eksperymenty brzmieniowe, na które pozwolili sobie artyści, dodały uroku całości. Nagrywając płytę "Seventh Son Of A Seventh Son" (1988), zespół poszedł o krok dalej w swoich eksperymentach. Był to album tematyczny, tak zwany concept album, na którym znalazło się sporo klawiszy. Płyta okazała się kolejnym sukcesem - stało się jasne, że zespół zamieniał w złoto wszystko, czego się dotknął.

ROZŁAMY

Nie oznaczało to niestety, że skład Iron Maiden nie ulegnie zmianom. Poszczególni muzycy myśleli o karierze solowej i angażowali się w poboczne projekty. Zaczęły się rotacje, które trwały w nieskończoność. Z czego to wynikało? Gitarzysta Adrian Smith tak tłumaczył nastroje w zespole: "Czułem frustrację. Nagrywaliśmy i koncertowaliśmy prawie bez przerwy przez dziesięć lat. Byłem całkowicie wypalony. Potrzebowałem odpocząć od Iron Maiden i nabrać dystansu". Solowa płyta Smitha "Silver And Gold" ukazała się w 1989 roku pod szyldem ASAP. W 1990 roku Bruce Dickinson nagrał płytę "Tattooed Millionaire" z byłym gitarzystą Iana Gillana, Janickiem Gersem.

Zbytnie skupienie Smitha na karierze solowej doprowadziło do usunięcia go z zespołu. Jego miejsce zajął Janick Gers, a w 1990 roku Iron Maiden wydał płytę o dużo bardziej surowym brzmieniu, zatytułowaną "No Prayer For The Dying" (w wolnym tłumaczeniu: "Umierając bez modlitwy"). Tylko jeden singiel osiągnął pierwsze miejsce na liście przebojów: "Bring Your Daughter... To The Slaughter". Tymczasem Gers zadomowił się już w zespole, co dało się usłyszeć na kolejnej płycie "Fear Of The Dark" (1992). Niestety w 1993 roku decyzję o odejściu podjął sam Dickinson...

Kiedy Dickinson opuścił zespół, fani obawiali się, że będzie to już definitywny koniec Iron Maiden. Nie byli daleko od prawdy. Harris, Murray, Gers i McBrain przesłuchali setki wokalistów, ale wciąż nie mogli znaleźć właściwej osoby. W końcu do grupy został przyjęty były lider zespołu Wolfsbane, Blaze Bayley. Niestety kolejna płyta, "The X Factor" z 1995 roku, okazała się niewypałem. Taki sam los spotkał następny krążek "Virtual XI" (1998), który nie sprzedał się w zbyt dużej liczbie egzemplarzy. Coraz większa moda na nu metal powodowała, że zespół tracił na popularności. Można powiedzieć, że sytuację uratował Blaze Bayley, odchodząc z zespołu w 1999 roku. Zaraz po tym wydarzeniu, ku wielkiej uciesze fanów, powrót do zespołu ogłosili: Dickinson i Smith. Co ciekawe, pomimo powrotu poprzedniego gitarzysty w formacji pozostał Janick Gers. "Nie wróciłbym do zespołu, gdyby z mojego powodu miał odejść Gers. To by było nie fair - tłumaczy Smith. - Mamy trzech gitarzystów i to jest ekstra. Wszyscy mamy wystarczająco dużo roboty!".

 

REAKTYWACJA

 

Z nowym (a właściwie starym...) składem i wielkim zapałem muzycy zabrali się do pracy nad kolejnym albumem studyjnym. Płyta ukazała się w 2000 roku i została zatytułowana "Brave New World". Iron Maiden wyruszył w kolejną trasę koncertową promującą to wydawnictwo, z którą dotarł aż do Brazylii, gdzie zagrał na festiwalu "Rock In Rio". Grupa dała tam koncert dla ponad 250 tysięcy fanów. Tak więc Iron Maiden wrócił na scenę w wielkim stylu.

W 2005 roku grupa odbyła następną trasę, tym razem z okazji dwudziestej piątej rocznicy wydania debiutanckiej płyty. Trasie towarzyszyło ukazanie się krążka DVD "The Early Days". Na koncertach można było usłyszeć przeboje z czterech pierwszych płyt zespołu. Po powrocie z trasy grupa nie dała sobie wytchnienia - w 2006 roku muzycy weszli do studia, aby nagrać najlepiej oceniany przez krytyków album "A Matter Of Life And Death". Tematyka utworów obracała się wokół wojny i religii, a niepowtarzalny gitarowy pojedynek Murraya, Smitha i Gersa zdecydowanie podbił serca nowej rzeszy fanów młodego pokolenia.

Nie minęły dwa lata i Maiden znowu grają na arenach całego świata. Ich kolejna gigantyczna trasa koncertowa rozpoczęła się w lutym tego roku. Tym razem zespół promuje płytę "Somewhere Back In Time - The Best Of: 1980-1989", która jest kompilacją największych przebojów grupy. Zespół będzie można zobaczyć na żywo na czterech kontynentach, tj. w Europie, Azji, Ameryce Północnej i Południowej.

Kolejna płyta grupy ma ukazać się w 2009 roku. Będzie to piętnasty krążek w ich dorobku i wszystko wskazuje na to, że również odniesie sukces.

 

SPRZĘT

 

JAK IRON MAIDEN UZYSKUJE SWOJE WYJĄTKOWE, CHARAKTERYSTYCZNE BRZMIENIE...


Na początku swojej drogi muzycznej Dennis Stratton, gitarzysta Iron Maiden, dysponował 50-watowym Marshallem JMP z 1979 roku i gitarą Gibson Les Paul Custom z roku 70. Natomiast Dave Murray grał wówczas na Fenderze Stratocasterze z 1957 roku. Stratton odszedł z zespołu, ale Marshall pozostał. Obecnie Janick Gers, Dave Murray i Adrian Smith używają przedwzmacniaczy JMP-1 i końcówek 9200. Murray i Gers do dziś grają na Stratocasterach, które zostały poddane niewielkim ulepszeniom - mają zainstalowane przetworniki DiMarzio PAF, Seymour Duncan JB Junior oraz Hotrails. Pierwszą gitarą Smitha był Gibson Goldtop Les Paul, ale muzyk grywał także na gitarach marki Lado, Hamer, Dean i na wielu gitarach Gibsona.

 

ALBUMY


Iron Maiden ma na swoim koncie czternaście albumów studyjnych i sześć płyt koncertowych. Podjęliśmy się karkołomnego zadania wybrania pięciu najlepszych płyt w dorobku grupy. Oto rezultaty...

MIEJSCE 5


Album: "Seventh Son Of A Seventh Son" (1988)
Jest to siódmy krążek Iron Maiden (stąd tytułowy Siódmy Syn), kamień milowy w dorobku zespołu. Pierwszy album tematyczny grupy, a zarazem ostatni, na którym zagrał Adrian Smith przed odejściem z formacji. To Steve Harris - zainspirowany powieścią amerykańskiego pisarza Orsona Scotta Carda "Seventh Son" (z ang. Siódmy syn) - wymyślił tytuł tej płyty. Jest to opowieść o mistycznej postaci, która posiada paranormalne zdolności. Bruce’owi Dickinsonowi bardzo spodobał się ten pomysł i tak powstał jedyny album koncepcyjny w twórczości grupy Iron Maiden, obracający się w klimacie mistycyzmu, tajemniczości i proroctw. Przy nagraniu krążka "Seventh Son Of A Seventh Son" muzycy eksperymentowali z brzmieniem klawiszy. Okazały się one bardzo ważnym elementem całości, przez co grupa potrzebowała klawiszowca na koncerty (za klawiszami w końcu zasiadł techniczny Harrisa, Michael Kenney). Wprowadzenie klawiszy okazało się strzałem w dziesiątkę - niezwykle harmonijnie wkomponowały się w całość, a przykładem tego mogą być kompozycje "Moonchild" i "The Clairvoyant" z duetem gitarowym Smith & Murray i wokalem Dickinsona. Swoje talenty kompozytorskie ujawnił także Smith: był współautorem dwóch piosenek, które stały się wielkimi przebojami (mowa tu o "Can I Play With Madness" i pełnym dramatyzmu utworze "The Evil That Men Do"). "Seventh Son Of A Seventh Son" był ostatnim albumem z ery klasycznej zespołu. Upłynęło sporo czasu, zanim Iron Maiden nagrał krążek, który byłby tak dobry jak ten...

MIEJSCE 4


Album: "Iron Maiden" (1980)
Wraz z nastaniem Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu zespół wydał płytę zatytułowaną po prostu "Iron Maiden". Krążek ten powalił na kolana zarówna fanów, jak i krytykę, eliminując na długie lata wszelką konkurencję. Koncerty pełne scenicznej ekspresji sprawiały, że nikt, kto je widział, nie pozostawał obojętnym. Muzycy pokazali na co naprawdę ich stać. Brzmienie na tym albumie, szczególnie w cięższych utworach, to niezwykła hybryda punku i metalu. Na płycie zaśpiewał Paul Di’Anno (trzeci już wokalista zespołu, po Paulu Dayu i Dennisie Wilcocku), którego głos i osobowość świetnie współgrały ze stylem komponowania Harrisa, dodając odpowiedniego charakteru całości. Album może nie jest szczytowym osiągnięciem grupy, jeśli chodzi o produkcję, ale same utwory rekompensują wszelkie niedociągnięcia techniczne. Przebojami od razu stały się "Running Free" i "Sanctuary" - dynamiczne i buntownicze rockowe kompozycje. Fani polubili też "Strange World" i "Remember Tomorrow" - utwory łagodniejsze, w których Harris odsłania melancholijną stronę swojej osobowości. Prawdziwym hitem okazał się jednak kawałek "Phantom Of The Opera" - progresywna kompozycja pełna klasycznych riffów. Na tej płycie zagrał po raz pierwszy Dennis Stratton. Niestety był to jednocześnie jego ostatni album z Iron Maiden: ten amator spokojniejszego brzmienia nie czuł się dobrze w muzyce metalowej. W 1980 został zastąpiony przez Adriana Smitha. Był to moment przełomowy w historii grupy, ponieważ właśnie wtedy powstał duet Smith & Murray, który miał kształtować brzmienie zespołu przez kolejne lata.

MIEJSCE 3


Album: "The Number Of The Beast" (1982)
Trzeci album grupy był tak dobry, że muzycy mogli podbijać z nim świat. Zespół wprawdzie borykał się z problemami związanymi z odejściem Di’Anno, ale szybko udało się znaleźć godne zastępstwo: do grupy dołączył Bruce Dickinson (wkrótce otrzymał przydomek Air Raid Siren, czyli Syrena Alarmowa z powodu mocnego, wręcz operowego głosu). "The Number Of The Beast" to album bardzo ostry - choć wybór utworu "Invaders" na kompozycję otwierającą nie był najlepszą decyzją. Na płycie znalazły się trzy kawałki, których do tej pory nie może zabraknąć na żadnym koncercie: utwór tytułowy ze słynnym riffem w intro, potężny brzmieniowo "Run To The Hills" i "Hollowed Be Thy Name" przez wielu uważany za najlepszy utwór w dorobku grupy. Harris jak zwykle buduje tu pewną opowieść (teksty piosenek są ostatnimi przemyśleniami skazanego). Kompozycja zawiera wszystkie klasyczne elementy muzyczne charakterystyczne dla brzmienia Iron Maiden. Złowieszcze intro (w stylu średniowiecznym) przechodzi w gitarowe harmonie, które przygotowują odbiorców na mocny refren Dickinsona. Ale na płycie jest więcej takich perełek. Potężna ballada "Children Of The Damned" z genialną solówką nie bez powodu stała się utworem kultowym, podobnie jak "The Prisoner" zainspirowany serialem telewizyjnym z lat 60. o tym samym tytule. Płyta "The Number Of The Beast" wywołała sporo zamieszania ze względu na swój tytuł, a za sprawą skrajnych organizacji prawicowych do Iron Maiden przylgnęło miano "czcicieli szatana". Ale okazało się, że coś było na rzeczy i siły nieczyste musiały mieć swój udział w powstawaniu tej płyty. Range Rover należący do producenta muzycznego Martina Bircha (współpracował z Iron Maiden) zderzył się z wanem, który wiózł zakonnice. Birch właśnie wracał ze studia, gdzie pracował z zespołem nad utworem tytułowym. Gdy później odbierał samochód od mechanika, rachunek opiewał na kwotę 666 funtów! Czyli wszystko się zgadza...

MIEJSCE 2


Album: "Powerslave" (1984)
Album studyjny "Powerslave" z okładką autorstwa Dereka Riggsa jest nie lada osiągnięciem w dorobku grupy i równie inspirujący co wcześniejszy album "Piece Of Mind". Hitami stały się utwory "Aces High" i "2 Minutes To Midnight" - oba o tematyce wojennej. Wtedy zespół był już u szczytu sławy. Jednak najlepszym utworem na płycie jest zdecydowanie "Rime Of The Ancient Mariner", czyli "Rymy o sędziwym marynarzu" (13 minut) - ukoronowanie wszystkich epickich kompozycji zespołu. Przy pisaniu tekstów Steve Harris często szuka inspiracji w literaturze i filmach, ale ta adaptacja wiersza Samuela Taylora Coleridge’a to najbardziej monumentalny utwór spośród wszystkich tego typu kompozycji. "Rime Of The Ancient Mariner" jest też najbardziej wyczekiwanym utworem na koncertach. Pozostałym utworom na płycie też niczego nie brakuje, dostarczają one bowiem prawdziwej riffowej uczty, która mogłaby położyć na łopatki wiele zespołów metalowych - "Back In The Village", druga kompozycja oparta na serialu "The Prisoner", natomiast "The Duellists" zawiera jeszcze jedną gwiazdorską solówkę zagraną w wykonaniu Smitha i Murraya. Oprócz "The Duellists" na płycie jest jeszcze jeden utwór o pojedynkach "Flash Of The Blade" (autorstwa Dickinsona, który jest miłośnikiem szermierki). Złożoność i perfekcja wykonania utworów są dowodem na to, że Iron Maiden jest jednym z najlepszych zespołów metalowych na świecie. To klasyczny album zespołu, pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika ciężkiego rocka.

MIEJSCE 1


Album: "Live After Death" (1985)
To nie tylko najlepszy album, jaki zespół nagrał, ale również jest to jedna z najbardziej cenionych płyt koncertowych, jakie kiedykolwiek powstały. "Zależało nam, żeby nagrać porządny album koncertowy, bo właśnie najbardziej lubimy koncertować!" - wyznaje Steve Harris w biografii "Run To The Hills" (ang. biegnijcie ku wzgórzom). Zamierzenie udało się zrealizować i chyba nawet sami muzycy nie spodziewali się, że uda im się stworzyć tak wspaniałe dzieło. Atmosfera na płycie jest wręcz elektryzująca. Dzięki świetnej produkcji ma się wrażenie, że jest się na stadionie razem z tysiącem fanów. A jakie utwory znalazły się na krążku? Same przeboje, a więc spełnienie marzeń każdego fana. Zespół zagrał hity i to w wersji niekiedy lepszej niż w studiu. Większość utworów została zarejestrowana podczas koncertu w kalifornijskiej Long Beach Arena w marcu 1985 roku. Na płycie znalazł się sławetny okrzyk Dickinsona: "Screaaaaaam for me Long Beach!". Pięć ostatnich utworów z płyty pochodzi z kilku różnych koncertów, jakie zespół zagrał w Hammersmith Odeon w Londynie. Płyta zaczyna się legendarnym przemówieniem Winstona Churchilla, które otwiera utwór "Aces High". "Live After Death" to heavy metal w swojej najczystszej postaci i najdoskonalszej formie: wykonanie "Revelations" (gdzie Bruce Dickinson zdecydował się zagrać na gitarze), "Flight Of Icarus", "The Trooper" i "Die With Your Boots On" biją na głowę wersje, które znalazły się na płycie "Piece Of Mind". Wszystkie instrumenty brzmią ostro jak brzytwa, a prym wiodą oczywiście partie gitarowe. Murray i Smith są mistrzami harmonii i solówek wygrywanych na swoich naszpikowanych humbuckerami gitarach. Na szczególną uwagę zasługuje wspaniale zagrana solówka z "Rime Of The Ancient Mariner", a także gitarowe popisy w epickich kompozycjach z płyty "Powerslave". I co najważniejsze, wszystkie dźwięki zostały nagrane faktycznie na żywo (czego nie można powiedzieć o albumie Thin Lizzy "Live And Dangerous", gdzie pewne elementy zostały dograne w studiu). "Nie staraliśmy się grać szczególnie dobrze. Graliśmy po prostu tak jak zwykle - mówi skromnie Adrian Smith. - Dopiero z perspektywy czasu mogłem docenić nasze osiągnięcie. Zanim zabraliśmy się do nagrania płyty ‘Dance Of Death’, obejrzałem sobie video ‘Live After Death’ i bardzo mi się spodobało. Wcześniej byłem zbyt zaangażowany emocjonalnie, by obiektywnie ocenić płytę. Musiałem widocznie nabrać odpowiedniego dystansu". Od nagrania tego krążka minęły dwadzieścia trzy lata, ale "Live After Death" pozostaje ponadczasowym dokumentem tamtych lat i udowadnia, że Iron Maiden jest prawdziwą legendą heavy metalu. Lepiej rocka grać się nie da!

 

Nick Cracknell