Architects

For those that wish to exist

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Architects
Recenzje
Grzegorz Pindor
2021-06-03
Architects - For those that wish to exist Architects - For those that wish to exist
Nasza ocena:
7 /10

Długo zajęło mi polubienie się z tym albumem, a raczej docenienie go na tyle, na ile życzyliby sobie jego twórcy.

Stylistyczna wolta w obozie Architects zaczęła się jeszcze przed śmiercią Toma Searle, i mam wrażenie, że gitarzysta wcale nie miałby nic przeciwko, aby elektronika i mniej połamane gra stały się kluczem do nowego brzmienia Architects. Dan Searle, perkusista, tekściarz i kompozytor w szeregach grupy z Brighton nie ukrywa, że fascynacje Nine inch nails i Depeche Mode podchwycił od brata, którego równie mocno spoglądał w stronę metalu, co „zimnych” brzmień, a nawet popu. Nie bez kozery wspominam przede wszystkim o NIN, bo w tych najmniej gitarowych momentach Anglicy wkraczają na rejony zarezerwowane dla wielkich produkcji i porównywalnych rozmiarem aren, gdzie wybrzmiewać będą kolejne takty syntezatorowych brzmień z między innymi singla „Animals”.
 
Czy zespół na to zasłużył? Owszem. Czy w starciu z oczekiwaniami fanów wyszedł w roli zwycięzcy, rozdającego karty w nowoczesnym metalu anno domini 2021?
Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Z mojej perspektywy, a muszę się przyznać, że patrzę przez pryzmat fana, traktuję ten album jako swoisty manifest i odcięcie się od formuły, porównywalne do tego, co dość otwarcie i na przekór własnemu fanbase zrobili Australijczycy z Parkway Drive. Postawili karty jasno, ujawniając, że formuła się wyczerpała i nie chce im się zjadać własnego, metalowego ogona. Za to nie można ich ganić, bo nie można odmówić muzykom wolności artystycznej, ale z drugiej strony, „For Those That Wish to Exist” nijak ma się do obecnie kilkunastoletniego dorobku grupy. Dziewiąty w karierze album bardziej dzieli niż łączy, a podchwytują go głównie młodsi fani, rozkochani w mieszaniu wszystkiego ze wszystkim, z czego słynie dzisiejsza scena z Wysp, i być może to ukłon właśnie w ich stronę. Metalu, bo wciąż mówimy tutaj o prawdziwych gigantach tego gatunku ostatniego dziesięciolecia, mamy tutaj względnie mało (chlubny wyjątek „Discourse is Dead”), ponieważ został wymieniony na groove i poważny flirt z przesterowanymi klawiszami, a ponadto, odcięcie energetycznej pępowiny dopełniło się przez rozwinięcie czystych wokali Sama Cartera. Jeśli mam wskazać element, który najbardziej odciążył Architects to frontman, który obok perkusisty najbardziej daje do zrozumienia, że pewne rzeczy już nie wrócą (i nie mam tu na myśli ikonicznego „blegh”).

Zespół dość nieoczekiwanie mimo obecności Josha Middletona (Sylosis) w roli gitarzysty kompletnie odciął się od rzeczy esencjonalnej dla metalcore’a, czyli zapadającego w pamięć riffu, a postawił wzmocnienie kręgosłupa rytmicznego, pchającego zespół w coraz bardziej emocjonalne rejony. Jeśli dwie ostatnie płyty były szokiem i terapią dla wspomnianej już przedwczesnej śmierci Toma Searle, „For Those That Wish to Exist” prezentuje bardzo dojrzały, otwarty i niezwykle poruszający dialog na linii człowiek-strata („Dead Butterflies”). Ciężar, o który się dopominam, został przerzucony na warstwę tekstową i w ostatecznym rozrachunku (chyba) wyszło im to na dobre. Jestem spokojny o komercyjny sukces tej płyty jak i zapowiadane z pompą koncerty w największych, jak dotąd tylko brytyjskich halach. Mało tego, mając w zanadrzu hity pokroju „Little Wonder” (fenomenalny gościnny udział frontmana Royal Blood) z niezwykle nośną linią basu, czy osławiony już w zagranicznych mediach, stadionowy „Meteor” przyszłość zespołu, mimo odważnie wrzuconego kija w mrowisko fanów, maluje się w jasnych barwach.

Epitaph records