Te kawałki pisali jako nastolatkowie, ale nagrali je jako mocno już dojrzali faceci. Zaczynali jako Ulica Sezamkowa, co wiele mówi o czasach, z których pochodzą. Dziś debiutują albumem „Pirates o Truth” pod banderą Sezamkova.
Zespół powstał na początku lat dziewięćdziesiątych, opanowanych przez grunge, heavy i thrash metal, gdy na polskich scenach szalały takie kapele jak Acid Drinkers i Illusion, których zresztą Sezamkova wówczas suportowała. Dostali propozycję kontraktu od wytwórni, ale go odrzucili, co przyczyniło się do tego, że debiut opóźnił się o blisko trzydzieści lat. Dziś rozrzuceni po świecie (bo poszczególni członkowie stacjonują w Londynie, Warszawie i Lublinie) oddają w ręce słuchacza „Pirates of Truth” – album napisany ponad dwie dekady temu, a zarejestrowany dopiero dziś.
I właściwie wszystko, co pamięta się w rocku podrasowanym heavy i thrashem lat dziewięćdziesiątych, jest na tej płycie. Powiedzmy sobie też, że mimo upływu tak długiego czasu, kawałki wciąż się bronią i to nawet nie jako jakieś zmurszałe relikty przeszłości. Po prostu panowie z Sezamkova ten napisany w latach nastoletnich materiał ogrywają z butą, solidnym tąpnięciem i młodzieńczą werwą.
Gdzieś spośród rozryczanych riffów wyłaniają się funk czy jazzowe frazy (świetnie to słychać w „You’ve Made Me”), zresztą bardzo często w natłoku mocno rockowej formy pojawia się nagle saksofon, tak cudnie przywodzący na myśl najtisowe brzmienia polskiej muzyki rozrywkowej w stylu „Piosenki księżycowej” czy „Prawie do nieba”. Nie zrozummy się jednak źle, to nie jest tak, że Sezamkova zbliża się stylistycznie do Varius Manx czy Piaska. O nie! Zdecydowanie bliżej zespołowi do Acid Drinkers (a może i Metalliki), a niektóre kawałki brzmią nawet tak jakby w Drinkersach za mikrofonem stanął Eminem (nawiązań do rap-metalu w duchu Rage Against The Machine jest tu przynajmniej kilka). Ten tygiel świetnie tu ze sobą kontrastuje, bo z jednej strony mamy nihilistyczne teksty, ograny z pasją ciężar metalu i ultraszybkie, thrashowe solówki, a z drugiej nagłe rozpogodzenia radośnie bujającego funku i beztroskich jazzowych figur. Na koniec zespół zaserwował heavymetalowy instrumental „B.G.H.” utrzymany w duchu chociażby – by zostać w granicach polskiego grania - „Bram galaktyk” Turbo.
„Pirates of Truth” będzie prawdopodobnie jednym z najfajniejszych polskich albumów z gatunków czerpiących z cięższych brzmień tego roku, ścisły top. Bez wątpienia warto przesłuchać, bo kapitalnych momentów jest tu całe multum, a i pomysł na brzmienie wyśmienity. Po prostu świetna płyta!