Jako sąsiedzi w Los Angeles, gitarzysta Iron Maiden Adrian Smith i wirtuoz fusion Richie Kotzen jammują razem od lat. Teraz wspólnie stworzyli nowy album, dzieląc się wzajemną miłością do bluesa i zmieniając gitary, kiedy tylko wymagał tego nastrój...
To wymowne, że nowa współpraca Adriana Smitha z Iron Maiden i wirtuoza poruszającego się w różnych gatunkach, Richiego Kotzena, zrodziła się z przyjaźni. Na nowym albumie tej pary, zatytułowanym po prostu Smith/Kotzen, sposób, w jaki łączą się ich wokale i gitary, przypomina rozmowę, w której każdy opowiada swój bluesowy rozdział w tworzącej się historii. Adrian jest często postrzegany jako najbardziej techniczny gitarzysta z tria napędzającego Maiden, i odegrał kluczową rolę w ewolucji metalu w to, czym ten gatunek jest dzisiaj, podczas gdy Richie rozwinął się od swoich korzeni jako shredder w latach 80. i chwilowy gitarzysta gwiazd glam rocka Poison, aby nagrać serię nowoczesnych, nasyconych emocjami solowych albumów, w których łączy swój drapieżny głos z wirtuozerskimi zagrywkami i bluesową improwizacją, uzyskując oszałamiający efekt.
Los chciał, że Adrian kupił dom w pobliżu Richiego, co rozpoczęło ich znajomość… „Kupiłem mieszkanie w Kalifornii siedem lub osiem lat temu,” wyjaśnia Adrian. „I oczywiście w Los Angeles jest wspaniała scena muzyczna i każdy zna każdego. Trochę kojarzyłem Richiego z jego wcześniejszych zespołów, ale słuchanie, jak gra te wszystkie blues-rockowe rzeczy i śpiewa było naprawdę bardzo fajne. Myślę, że jakieś 20 lat temu ktoś przyniósł na grilla jeden z jego solowych albumów i byłem wtedy pod wrażeniem jego gry. To był chyba Pat Cash, tenisista, który jest wielkim fanem Richiego! Spotkaliśmy się już znacznie później dzięki wspólnym znajomym i trochę się poznaliśmy, grając razem numery Steviego Raya Vaughana i Bad Company w moim pokoju prób. Moja żona powiedziała, że powinniśmy się spotkać i spróbować coś razem napisać, zobaczyć, co z tego wyniknie… ” Dla Kotzena, który kiedyś powiedział w wywiadzie, że nosił do szkoły koszulkę z Iron Maiden jakby to był mundurek, było to niezłe doświadczenie. „Wydanie albumu z kimś takim jak Adrian jest cholernie fajne” - mówi. „Miałbym The Number Of The Beast jako moją poranną piosenkę na przebudzenie. Tak mógłbym zaczynać każdy dzień. Przez lata mieliśmy razem różne jam session oraz wspólne kolacje, po prostu spotykaliśmy się towarzysko, kiedy Adrian był w Los Angeles. Było wiele wspólnych płaszczyzn, na których można było zbudować solidny fundament, wszystko po prostu się ułożyło.”
Obaj graliście przez lata głównie w standardowym stroju, więc ciekawe jest, że zdecydowaliście się przy nagrywaniu tego albumu na obniżenie gitar o pół tonu...
Richie: To interesująca kwestia. I tak, generalnie gram w 440, chociaż był jeden album Get Up, który miał kilka utworów o cały ton niżej. Tak po prostu wyszło, wziąłem gitarę do ręki i akurat była tak nastrojona. Na naszym albumie obniżenie o pół tonu dało mu cięższe brzmienie...
Adrian: W niektórych utworach, jak Running, struna E jest jeszcze bardziej przestrojona w dół. To pędzący rockowy numer, ale te niskie dźwięki dodają bardziej nowoczesnego charakteru. Brzmi trochę bardziej metalowo, co jest świetne! Oczywiście było to również pomocne przy śpiewaniu, ponieważ poszerza trochę twój rejestr.
Jakich wzmacniaczy używaliście głównie podczas sesji?
Richie: Przez większość nagrania używałem mojej nowej, 100-watowej sygnatury Victory, podłączaliśmy się do niej naprawdę często. Ten wzmacniacz to pełen sukces, zgodnie zreszta z nazwą marki. Jest głośny, potężny, czysty i pięknie śpiewa. Naprawdę zakochałem się w tym wzmacniaczu.
Adrian: Szczerze mówiąc, ze względu na to jak nagrywaliśmy, nie miałem dostępu do całego mojego sprzętu. Znajdował się w magazynie w Anglii i wyciągnięcie go z tamtąd byłoby sporym problemem. Użyłem trochę Victory Richiego i mojego Marshalla DSL, zawsze uzyskasz dobry sound z Marshalla. Miałem ze sobą czerwonego Les Paula Standard i mojego ulubionego zielonego Jacksona, którego użyłem podczas ostatniej trasy Maiden ... I to wszystko! Nie miałem żadnych efektów, więc skorzystałem z tego, co miał Richie. On wykorzystał więcej różnych barw, ja trzymałem się całkiem prostych rozwiązań. Użyłem trochę wah w Taking My Chances i refrenie w Scars, gdzie próbowałem uzyskać ten niesamowity efekt w stylu Soundgarden. Nie miałem tu wielu opcji do wyboru, ale czasem zachowanie prostoty jest bardzo dobre. W końcu brzmienie powinno pochodzić głównie z palców!
Więc twój cenny Goldtop z 1972 roku nie uczestniczył w nagraniach?
Adrian: Nie, niestety też został w Anglii. Po prostu nie miałem do niego dostępu, ale nadal jest to jedna z najlepszych gitar, jakie posiadałem. Kupiłem go jako nastolatek i kiedy po raz pierwszy wróciłem z nim do domu, byłem sfrustrowany, ponieważ nie zabrzmiałem od razu jak Gary Moore [śmiech]. Miałem zaledwie 19 lat i szybko zdałem sobie sprawę, że między zakupem Les Paula a sprawieniem, by brzmiał dobrze, jest dużo więcej pracy. Ale ta gitara wyjątkowo dobrze się zestarzała. Myślę, że kiedy gitary są nowe, musi trochę potrwać, zanim drewno się ułoży. Pojawiają się problemy z intonacją i strojeniem, które miałem z Goldtopem, ale teraz nigdy się nie rozstraja. Drewno jest sezonowane! Ten sam problem miałem z nowym Les Paulem Custom, intonacja i strojenie były okropne, ale po 10 latach gitara gra jak marzenie.
Richie, w przeszłości używałeś brzmień Leslie – ale wydaje się, jakbyś teraz więcej używał tej barwy ze swojego Fly Riga Tech 21
Richie: Tak, chyba nieco wpadłem tu w bojowy szał [śmiech]. I zgadłeś, to co słyszysz to właśnie Fly Rig. W dawnych czasach miałbym omikrofonowany Leslie, miałem też kolumnę Mesa/Boogie z wirującym głośnikiem. Ale na tym albumie faktycznie użyłem tego pedału. Może podświadomie, chciałem też połączyć różne brzmienia. Zwykle wybieram pomiędzy Tele i Stratem, tym razem szukałem też czegoś pomiędzy. Telecaster może być bardzo wszechstronną gitarą, szczególnie moja sygnatura – można nią dokonać naprawdę niezłych zniszczeń dzięki przetwornikowi mostkowemu. Strat jest ekspresyjny w inny sposób, ponieważ ma też opcję mostka tremolo. Co ciekawe, pod koniec byłem już mocno nakręcony, więc zamiast ustawić własną gitarę, złapałem Jacksona Adriana! Miał już ustawione brzmienie, więc wykorzystałem go do kilku solówek. Odsłuchując te partie poczułem się, jakbym słyszał 18-letniego Richiego Kotzena z czasów Shrapnela, ponieważ trochę zaszalałem z ramieniem tremolo. Możesz grać rzeczy, których nie da się zrobić z tradycyjnym Stratem. Dałem się ponieść tej gitarze, to prawdziwy skurczybyk!
Adrian: To było coś obserwować go z bliska [śmiech]. Myślę, że właśnie przez to tremolo użył mojej gitary...
Adrian, na początku solówki w Running słychać naprawdę mocny, rytmiczny delay – co nawiązuje do niektórych twoich brzmień z późnych lat 80-tych …
Adrian: Mieliśmy sekwencję akordów w tym przerywniku i pomyślałem o gitarzyście, który nazywał Pat Thrall, grającym z Patem Traversem. Robił mnóstwo rzeczy z delay’em – to było jeszcze przed pojawieniem się U2 – z tymi wszystkimi powtarzanymi solowymi przebiegami. Jest Świetnie to brzmi na nagraniu, ale na żywo może bardzo ryzykowne. Wykorzystałem to w utworze Moonchild Maidenów wiele lat temu i żeby odtworzyć ten efekt na żywo, musisz grać dokładnie w tym samym tempie ... co, jak każdy gitarzysta może sobie wyobrazić, może być bardzo trudne – zwłaszcza gdy grasz z zespołem i wszyscy dają się ponieść emocjom. Kiedy nagrywaliśmy ten utwór z Maiden, w jednej kolumnie miałem ustawione nieprzetworzone brzmienie gitary dry a w drugiej sam efekt wet. Oczywiście nie omikrofonowali tej kolumny z efektem, więc w moim solo nie było delay’a. Było trochę jak ten skecz Billa Baileya, w którym gra The Edge’a bez efektów! [śmiech] Czasem może tak wyjść, kiedy nie dopilnujesz pewnych rzeczy. Ale kiedy to działa, jest to świetny trick.
W Taking My Chances jest kilka świetnych elementów, takich jak otwierający riff i unisono przed sekcją solową …
Adrian: Intro, które gram, jest właściwie dość prostą częścią. Mieliśmy już gotowy riff, ale później dołączyliśmy to intro, które ładnie dopełniło całość. Zwłaszcza, że był to pierwszy utwór na albumie, więc chcieliśmy zacząć czymś w rodzaju uwertury.
Richie: Część przed solo jest ustawiona trochę po lewej stronie! Chcieliśmy zrobić coś trochę szalonego przed wejściem solówki. Wciągnąłem się w to w czasach, kiedy słuchałem pierwszego albumu Davida Lee Rotha [Eat ‘Em And Smile], na którym Steve Vai i Billy Sheehan grali te wszystkie niesamowite unisonowe zagrywki. Ta konkretna linia jest dość interesująca, ponieważ gdybyś ją zapisał, byłyby to triole ćwierćnutowe. Ale ze względu na sposób frazowania, ma naprawdę fajny tył. Słychać tu specyficzny feel, tworzący muzyczne napięcie.
Adrian, to jest prawdopodobnie najbardziej bluesowy album, który firmujesz swoim nazwiskiem. Jacy gitarzyści mieli na ciebie największy wpływ?
Adrian: Kiedy byłem dzieciakiem, nie byli to ci wszyscy znani bluesmani, ale raczej gitarzyści, na których wywarli oni wpływ. Artyści tacy jak Gary Moore, Pat Travers, Johnny Winter, Brian Robertson, Scott Gorham. Byli w pewnym sensie drugim pokoleniem, będącym pod wpływem tych starszych bluesowych gości, i przekazującym tego ducha dalej. Ale kiedy cofnąłem się i posłuchałem tych oryginalnych nagrań, dosłownie mnie zdmuchnęło. BB King był niesamowity, jego gra była cudowna tylko przez jak frazował. Eric Clapton również – jeśli pomyślisz o nim porównując go z Eddiem Van Halenem, prawdopodobnie pomyślisz, że Van Halen był o wiele lepszym gitarzystą, ale frazowanie Claptona jest perfekcyjne. Umieszcza każdą nutę idealnie we właściwym miejscu, co jest naprawdę trudne. Próbuję to robić od lat, dążąc do idei czystego frazowania i uzyskania maksymalnego efektu.
Ale jeśli chodzi o bardziej energetyczne przebiegi, jaki jest sekret tak efektywnego wykorzystania prostej skali bluesowej?
Adrian: To interesujące, myślę, że to skala, która uderza cię w splot i zawsze będzie prostym, ale bardzo skutecznym rozwiązaniem. Ale to zależy od tego jak ją zagrasz, jedna osoba może zagrać frazę i będzie to brzmiało dobrze, ktoś inny zabrzmi fantastycznie. Wszystko sprowadza się do feelingu i odpowiedniego umiejscowienia dźwięków, do czego jest to grane i wiele innych rzeczy. Czuję, że ostatnio wróciłem do grania pentatoniki. Lubię używać innych skal i łączyć je ze sobą, ale te pięć dźwięków zawsze odpowiada za główny atak. Po prostu wiesz, że to skala bluesowa, ta, która uderza cię prosto w pierś. Próbowałem wejść trochę w jazz, ale dla mnie to jak matematyka!