Wywiady
Pionierzy Bluesa

Na kolejnych stronach przyjrzymy się muzyce i artystom, którzy wprowadzili bluesa do powszechnego obiegu, dając tym samym fundament pod całą muzykę rockową, która nadeszła potem…

Magazyn Gitarzysta
2021-04-20

Robert Johnson, Son House, Lead Belly, Memphis Minnie, Charley Patton, John Lee Hooker, Howlin’ Wolf… historia zadbała, abyśmy wymawiali te nazwiska z należnym im szacunkiem, z powodu innowacji, jakie ludzie ci wnieśli do muzyki i wpływu jaki wywarli na kolejne pokolenia. Jedno jest pewne, to właśnie ci ludzie stali się założycielami- -architektami rock’n’rolla i całej muzyki popularnej jaką dziś znamy. Bez nich nie byłoby artystów takich jak Chuck Berry, Keith Richards, Eric Clapton, Jeff Beck, Jimmy Page, Duane Allman, Samantha Fish czy Gary Clark Jr., by wymienić tylko kilku gitarzystów, dla których stali się zmieniającą życie inspiracją.… Podziwiani są nie tylko za swoje dźwięki, talenty gitarowe czy umiejętności pisania zgrabnych piosenek, ale także za niezwykle trudne życie, jakie z reguły wiedli, odbijające się wyraźnie w ich muzyce. Te legendy bluesa pracowały nad swą sztuką w najbrzydszym okresie amerykańskiej historii, naznaczonym rasizmem i biedą, a okraszonym alkoholem, narkotykami i masową przestępczością. Lead Belly był skazany za morderstwo i osadzony w więzieniu w Teksasie, Robert Johnson był patologicznym kobieciarzem, uwikłanym w kilka równoległych związków, Son House był mocno nadużywającym alkoholu eks-skazańcem, a alkoholiczka Memphis Min[1]nie znana była z tego, że nie ustępowała w bitce pola nawet facetom. Tylko głupiec zadzierałby z którąkolwiek z tych postaci. Muzyka często pisze swe własne żywoty świętych, w pewnym sensie wygładzając ich dziedzictwo i ignorując niewygodne fakty. Figury takie jak Lead Belly zostały wyświęcone na ludowych bohaterów przez kaznodziejów takich jak Bob Dylan, a także niezliczone rzesze młodych wyznawców bluesa, którzy chętniej sięgają do korzeni bluesa, uznając je za bardziej autentyczne i surowe od późniejszej fali blues-rocka, która przyszła po latach 60. Nirvana skutecznie zachęciła młodzież wychowaną na MTV do sięgnięcia po bluesa Delty, wykonując ‘In the Pines’/‘Where Did You Sleep Last Night?’ Leada Belly’ego. Lecz artysta taki jak on nie starał się być ani czysty, ani surowy. Po prostu pracował z takimi narzędziami, jakie wówczas miał pod ręką, tak jak współcześni mu muzycy, tworzący jeszcze przed erą stacków Marshalli i Fenderów Stratocasterów. Jest niemal pewne, że gdyby Robert Johnson czy Blind Lemon Jefferson mieli dostęp do elektrycznych gitar, ich wzmacniacze rozkręcone byłyby na ‘11’, podobnie jak u rockowych gwiazd, które miały nadejść później. Tym właśnie byli mężczyźni i kobiety opisani na kolejnych stronach: pionierami bluesa i rock’n’rolla - tak, ale również pierwszymi gwiazdami ‘rocka’.

PRAOJCIEC ROCK’N’ROLLA LEAD BELLY

Urodził się jako Huddie Ledbetter, w roku 1885, w Mooringsport, w stanie Louisiana, niedaleko jeziora Caddo, spokojnym miejscu, do którego nie sięgały światła Shreveport - najbliższego dużego mia[1]sta. Jego rodzice byli farmerami i jak mówią wszelkie głosy, Huddie był trudnym dzieciakiem, który potrafił pomimo to uzbierać więcej bawełny niż ktokolwiek inny. Bardzo szybko zagustował w kobietach, likierze kukurydzianym i kłopotach - w równych proporcjach. Lubił szwendać się po ‘czerwonej dzielnicy’ Shreveport i już w wieku lat 16 zyskał reputację niezłego ‘ogiera’, jednocześnie osłuchując się z grającymi w spelunkach pianistami, których basowe linie walkingu stały się później trademarkiem jego gitarowego stylu. Kiedy miał 33 lata, był już mistrzem w grze na gitarze 12-strunowej, a po spotkaniu z pieśniarzem znanym jako Blind Lemon Jefferson zaczął regularnie występować na lokalnych potańcówkach i w smażalniach ryb/frytek. Niestety wkrótce wpakował się w poważne problemy - po skazaniu za napaść spędził rok pracując w tzw. „łańcuchowym-gangu”, jak określało się grupę więźniów skutych razem łańcuchami, pracujących fizycznie poza więzieniem. Udało mu się jednak zbiec, po czym przybrał imię ‘Walter Boyd’. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy USA przystąpiły do I Wojny Światowej, Walter Boyd wybierał się na potańcówkę z dwoma kumplami. Po awanturze z kobietą w tle, jeden z nich wyciągnął pistolet, ale Boyd był szybszy - trafił go w czoło, zabijając na miejscu. Sześć miesięcy później, w roku 1918, został osadzony z 30-letnim wyrokiem w więzieniu stanowym w Teksasie. Wdzięk osobisty i szczęście - cechy, które pomagały mu wydostawać się z kłopotów od urodzenia - zadziałały i tym razem. Po siedmiu latach, Lead Belly (bo tak był teraz nazywany) napisał piosenkę o naczelniku więzienia, Pacie Neffie. To załatwiło mu zwolnienie warunkowe, ale ciemna strona jego natury wkrótce wciągnęła go w kolejne problemy - około roku 1930 znów trafił za kratki - tym razem do Angoli w Luizjanie. W roku 1933, John Lomax odwiedził to więzienie, chcąc nagrać piosenki więźniów dla Biblioteki Kongresu. Po raz kolejny, Lead Belly zaśpiewał wzruszającą pieśń o naczelniku więzienia i nie minął rok, a stał z powrotem na wolności. Miał życie, które zdecydowanie można by nazwać „barwnym”, ale prawo do zajęcia miejsca w historii bluesa dał mu sze[1]roki repertuar kompozycji, od kowbojskich ballad (jak ‘Out on the Western Plain’, grany później przez Rory'ego Gallaghera) po stare angielskie melodie (jak utwory ‘Gallows Pole’ uwieczniony przez Led Zeppelin, ‘Where Did You Sleep Last Night?’ skowerowany przez Nirvanę czy ‘Black Betty’ zaadaptowany przez Ram Jam). Jego finalnym występem był show w Carnegie Hall w roku 1949. Zmarł w tym samym roku, w wieku 61 lat. POPULARNY UTWÓR: “IN THE PINES”

ROBERT JOHNSON

WALTER TROUT OPOWIADA O BLUESMANIE, KTÓRY WG LEGENDY ZAPRZEDAŁ DUSZĘ DIABŁU, LECZ B.B. KING BYŁ INNEGO ZDANIA…

Osiągnięcie biegłości w grze na gitarze przez Roberta Johnsona owiane jest tajemnicą, wokół której krążą rozmaite, soczyste opowieści. Eric Clapton powiedział kiedyś, że jego wokal jest „najpotężniejszym płaczem, jaki nieść może ludzki głos.” ‘I Believe I’ll Dust My Broom’, ‘Sweet Home Chicago’, ‘Terraplane Blues’, ‘Love in Vain Blues’, ‘Hellhound on My Trail, czy ‘Traveling Riverside Blues’ to tylko kilka z tytułów, które stały się rockowymi standardami, granymi przez późniejsze zespoły takie jak Led Zeppelin, Fleetwood Mac, Rolling Stones, przez Claptona, Lucindę Williams czy obecnie młody duet Larkin Poe. Ironią losu utwory Johnsona zyskały znacznie większą popularność w postaci współczesnych coverów, niż ta którą cieszył się za swego życia sam artysta - urodził się w roku 1911 a zmarł w wieku 27 lat - ale na szczęście katalog jego kompozycji został ‘zakonserwowany’ w postaci kompilacji ‘The Complete Recordings’, wydanej w roku 1990. „Robert Johnson był niesamowitym gitarzystą i śpiewakiem.” - mówi muzyk bluesowy Walter Trout - „Na tych nagraniach brzmi jak trzech gości naraz, bo oprócz linii wokalu słychać też bas, akordy i wstawki slide. Są teraz ludzie, którzy potrafią to skopiować nuta w nutę, ale nigdy nie brzmi to tak jak w oryginale.” „Jednakże wg mnie powodem zapisania jego nazwiska w historii muzyki - obok innych pionierów, takich jak Blind Lemon Jefferson, Blind Willie McTell, Charley Patton czy Blind Willie Johnson - są same piosenki, które przetrwały próbę czasu, stały się klasyką i grane są po dziś dzień. W kanonie bluesowym te melodie to sam top. Moją ulubioną jest ‘Love in Vain’. Zawsze mnie rozczula. Wyciska łzy. ‘Cross Road Blues’ także jest niesamowity - zarówno gitara jak i śpiew. Cała ta historia o pójściu na skrzyżowanie i sprzedaniu duszy diabłu. Kiedy gadałem z B.B. Kingiem, powiedział mi: ‘Nie, to jest ściema. Blues jest piękny, a piękno nie pochodzi od diabła.’” „Te utwory odegrały kluczową rolę w formowaniu się rock’n’rolla. Ale to co naprawdę powala mnie na kolana to fakt, że grają je gwiazdy takie jak Clapton czy Stonesi, a sam autor zarobił na nich jakieś gówniane grosze. Dostał w sumie 38 dolarów. Tyle kasy przyniosły mu te legendarne kawałki. Mam nadzieję, że przynajmniej jego rodzina dostaje teraz jakieś tantiemy. To jeden z wielu pionierów bluesa, którzy zeszli z tego świata bez grosza przy duszy. [Został otruty przez zazdrosnego męża jednej z kobiet, z którą miał romans.] „Tak więc tutaj widać absurd tego świata. Muzyka wywarła wpływ na cały świat, ale jej twórcy nigdy nie dostali tego na co zasługiwali. Umierając nie mieli nawet świadomości, że ich muzyka stanie się nieśmiertelna.” POPULARNY UTWÓR: „CROSS ROAD BLUES”

SIOSTRA ROSETTA THARPE

PRZETARŁA SZLAK DLA CHUCKA BERRY'EGO...

...i fali rock’n’rolla, lecz nigdy nie doczekała się zaszczytów, które zgarniali biali muzycy inspirujący się jej muzyką… Annały gitarowej historii zdominowane są przez nazwiska takie jak Jimi Hendrix, Eric Clapton, Jimmy Page i Chuck Berry, ale Siostra Rosetta Tharpe - matka chrzestna rock’n’rolla - zdobywała sceny na długo zanim im przyszło to do głowy. Mimo to nie była rozpoznawana jako gitarzystka właściwie aż do śmierci w wyniku udaru, w wieku lat 58. Jej nekrolog opublikowany w dzienniku New York Times mówił o ‘topowej piosenkarce gospel’. Jako wokalistka gospel, Rosetta zainspirowała przyszłe gwiazdy takie jak Aretha Franklin, ale jej spuścizna gitarowa jest równie znacząca. Jako jedna z pierwszych intencjonalnie przesterowywała swoją gitarę, a Clapton, Beck i Page podkreślali jak wielkie wrażenie zrobił na nich jej występ na koncercie ‘Blues and Gospel Train’ w roku 1963, który transmitowany był w Wielkiej Brytanii. Tharpe przyszła na świat na plantacji bawełny w roku 1915 i już w wieku 4 lat zaczęła występować jako Little Rosetta Nubin. Jej matka, ewangelikalna kaznodziejka także zajmowała się muzyką i była dla niej wielką inspiracją. Już w wieku 6 lat Rosetta występowała u boku mamy, podróżując od kościoła do kościoła. W wieku lat 20, Tharpe przeprowadziła się do Nowego Jorku, podpisując kontrakt z wytwórnią Decca. Lecz tam jej muzyka zaczęła grawitować w coraz  bardziej świecką stronę, co wraz z jej grą na gitarze przesądziło o spadku zainteresowania wśród publiczności gospel. Bez Siostry Rosetty Tharpe muzyka rockowa jaką znamy dziś mogłaby się nigdy nie wydarzyć. Chuck Berry, Elvis Presley, Carl Perkins, Little Richard i wiele innych gwiazd pierwszej fali rock’n’rolla zawdzięczały jej bardzo wiele. Z kolei te postaci były inspiracją dla kolejnych dzieciaków, które dorastając same zaczęły tworzyć muzykę i są dziś znane jako The Beatles, Led Zeppelin, Queen, The Who czy The Rolling Stones. „To w sklepie z płytami o nazwie ‘Home of the Blues’ kupiłem swoją pierwszą płytę Rosetty Tharpe, śpiewającej te wspaniałe pieśni gospel.” - powiedział Johnny Cash podczas uroczystości wprowadzania do Rock and Roll Hall of Fame w roku 1992 - „Niektóre z moich wczesnych utworów były bezpośrednio zainspirowane artystami takimi jak Siostra Rosetta Tharpe.” Sama Rosetta nie doświadczyła tego zaszczytu co Cash aż do roku 2007 - ‘wprowadzono’ ją do Rock & Roll Hall of Fame w Cleveland… 34 lata po jej śmierci. POPULARNY UTWÓR: „UP ABOVE MY HEAD”

WILLIE DIXON

PRODUCENT, BASISTA, A PRZEDE WSZYSTKIM NIEZWYKLE PŁODNY KOMPOZYTOR, ODPOWIEDZIALNY ZA WIELE ZNACZĄCYCH, BLUESOWYCH HITÓW…

Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się przejrzeć listę nagrań, w jakich maczał palce Willie Di[1]xon? To niezwykle otrzeźwiające doświadczenie - Kamień z Rosetty muzyki popularnej, na którym wyryta jest rzeka jego kompozycji rozpoznawalnych dla każdego fana bluesa, soulu, rocka, popu czy nawet punka: 'You Shook Me’, ‘I Just Want to Make Love to You’, ‘Hoochie Coochie Man’, ‘Bring It On Home’, ‘Talk to Me Baby’, ‘You Need Love’ (przerobiony przez Jimmy’ego Page'a na ‘Whole Lotta Love”), ‘I Can’t Quit You Baby’, ‘Evil’, ‘Back Door Man’... to są kawałki, które stały się nieśmiertelne za sprawą Zeppelinów, Fleetwood Mac, Muddy’ego Watersa, Etty James, The Doors, Canned Heat, UFO, Grateful Dead, Johnny’ego Thundersa, Toma Petty’ego, New York Dolls i wielu innych artystów. Można z tym dyskutować, ale to Stonesi zwrócili uwagę wielkiego świata na jedną z lepszych piosenek Dixona.  20 listopada 1964 roku Rolling Stones pojawili się w brytyjskiej TV w programie Ready Steady Go!, gdzie wykonali swój dziewiąty singiel ‘Little Red Rooster’. Występ ten dość szybko stał się sławny a dziś jest to prawdziwa rock’n’rollowe ikona. Wielu słuchaczy, którzy nie grzebią w temacie głębiej nie zdaje sobie jednak sprawy, że za Rolling Stonesami kryje się czarnoskóry kompozytor Willie Dixon. Jako producent, basista i jeden z najbardziej płodnych twórców bluesowych, Dixon przywykł do tego, że jego kompozycje osiągały wyższy status niż on sam. Przez długie lata kręcił złoto dla chicagowskich artystów takich jak Muddy Waters, Howlin’ Wolf, Bo Diddley i wielu innych. Jego bas słychać też w wielu - dziś podziwianych - projektach z rejonu Chicago. W ogarniętej blues-rockową obsesją Wielkiej Brytanii lat 60. niemal każdy zespół podrasowywał swe playlisty jego kawałkami. Można by przypuszczać, że Stonesi i inne angielskie zespoły ściągały utwory Dixona z importowanych 45-tek Muddy’ego Watersa, Howlin’ Wolfa czy Little Waltera. To oczywiście miało miejsce, ale jak zdradził sam Willie w swej biografii ‘I Am The Blues’ - nagrywał taśmy ze swoją muzyką, by pomóc Brianowi, Mickowi czy Keithowi w ich studiach. „Dzieciaki przychodziły do mnie mówiąc, że uwielbiają moją muzykę i chcą ją grać.” - mówił Dixon - „Czasem zapisywałem im dźwięki, a czasem nagrywałem taśmy, z których mogli się uczyć. Tak właśnie dostali swoje piosenki.” Ten wspaniały artysta zmarł na serce w Kalifornii, 29 stycznia 1992 roku. Nigdy nie zyskał takiej sławy jak artyści, którym pomógł nagrać ich najlepiej sprzedające się płyty. Dobrze przynajmniej, że niemal wszyscy znają jego piosenki. Nawet jeśli o tym nie wiedzą. POPULARNY UTWÓR: “EVIL

BLIND LEMON JEFFERSON

Urodzony w roku 1880 jako Lemon Henry, w rodzinie połowników, przyszły Ojciec  Teksańskiego Bluesa zaczynał od grania na ulicy. Szybko stał się rozpoznawalny za sprawą charakterystycznej barwy głosu i solidnego warsztatu gitarowego. Lemon był ślepy, ale to nie powstrzymało go od uprawiania hazardu i nałogowego picia z Leadem Bellym, kiedy jeździli razem w trasy po spelunach i salonach gry. Po latach występowania na rogach ulic został jednym z pierwszych czarnoskórych muzyków, którzy z sukcesem nagrywali dla wytwórni płytowych. POPULARNY UTWÓR: „MATCHBOX BLUES”

MUDDY WATERS

Muddy był kluczową postacią dla rozwoju sceny bluesowej Chicago w latach 50. Urodził się w roku 1913 w Mississippi jako McKinley Morganfield. Pierwsze jego nagrania zarejestrowano dopiero w 1941 r., ale ich odbiór był na tyle dobry, że dało to Watersowi pewność siebie potrzebną do podboju Północy. Po podpisaniu kontraktu z wytwórnią Chess Records dał światu wiele piosenek, które po dziś dzień są standardami – wystarczy wymienić ‘Mannish Boy’ czy ‘Got My Mojo Workin’. POPULARNY UTWÓR: „MANNISH BOY”

SKIP JAMES

Pierwsze nagrania Skipa zostały wydane mniej więcej w tym samym czasie, kiedy w Stany uderzył Wielki Kryzys. Gdyby nie to niefortunne zdarzenie, ten gitarzysta, pieśniarz i pionier mrocznych strojów Open-Dm stał by się znany dużo szybciej. Niestety, pozostawał ukryty poniżej radaru aż do lat 60., kiedy to odkryto jego muzykę ponownie w dekadzie bluesowego renesansu. Jego twórczością inspirowały się całe rzesze muzyków od bluesa po rocka, których znamy i podziwiamy dzisiaj, choć Skip nadal pozostaje nieco w cieniu. wymienić ‘Mannish Boy’ czy ‘Got My Mojo Workin’. POPULARNY UTWÓR: „MANNISH BOY” POPULARNY UTWÓR: „DEVIL GOT MY WOMAN”

HOWLIN' WOLF

NAJWIĘKSZY I NAJGROŹNIEJSZY GŁOS SCENY BLUESOWEJ CHICAGO, KTÓRY ZAWŁADNĄŁ WYOBRAŹNIĄ MUZYKÓW NA KOLEJNE DEKADY…

Ze swym mruczącym głosem, figurą jak wieża i zdecydowanym zachowaniem, Howlin’ Wolf zbudował definicję tego, czym później byli rockowi frontmani. Jakkolwiek odszedł od nas w roku 1976, w wieku 67 lat, nie da się przecenić wpływu jaki wywarł nie tylko na scenę bluesową, ale też na całą muzykę rozrywkową XX wieku. „Kiedy pomyślisz jak Wolf robił swoje płyty, zdasz sobie sprawę, że nie miał przy boku menadżera, czy wydawcy, który by mu podpowiadał jak powinien grać i śpiewać.” - mówi folk-bluesowy gitarzysta M. Ward – „Kiedy słuchasz tej muzyki, czujesz jakby jego głos wchodził do twojego wnętrza.” Nowojorski gitarzysta Robert Quine zauważył kiedyś, że „kiedy już wejdziesz w muzykę Wolfa i dojdziesz do momentu, kiedy ją rozumiesz, to emocjonalny jej składnik jest ciemniejszy i smutniejszy niż cokolwiek co blues stworzył.” W przypadku tego artysty nie jest trudno dociec przyczyn tych emocji. Urodził się 10 czerwca 1910 roku w White Station, w Mississippi, jako Chester Arthur Burnett.  Pseduonim ‘Wilk’ (ang. Wolf) nadał mu dziadek, który raczył go opowieściami o tym, że wielki, zły wilk może go porwać za złe zachowanie. Matka wyrzuciła go z domu kiedy był jeszcze dzieciakiem, zmuszając go do długiej drogi boso po zamarzniętej ziemi, aż do domu wujka – którego kiedyś określił „najbardziej wrednym człowiekiem pomiędzy ziemią a piekłem”. W końcu uciekł do domu swego ojca, gdzie było mu nieco lepiej. Kiedy miał ok. 20 lat, Sonny Boy Williamson II nauczył go grać na harmonijce. Przez całe lata 30. parał się pracą na farmie, a w przerwach poznawał bohaterów bluesowej sceny Delty i grał w spelunkach razem z muzykami takimi jak Son House, Johnny Shines, Honeyboy Edwards i Willie Brown. Wielu ludzi chwaliło się tym, że grało z Robertem Johnsonem, ale Howlin’ Wolf jest jednym z niewielu, którzy naprawdę (!) z nim grali. Dopiero po śmierci ojca w 1949 skupił się całkowicie na muzyce, a w roku 1951 spotkał gitarzystę Ike’a Turnera, który poznał go z Samem Philipsem z Sun Records. W 1952 roku Wolf przeniósł się do Chicago, gdzie jego pełne głębi ‘zawodzenie’ i rozrywająca żyły ekspresja zwróciły uwagę młodej, białej publiczności, zapewniając mu miejsce w panteonie największych gwiazd bluesa jakie kiedykolwiek stąpały po tej planecie. POPULARNY UTWÓR: „SOMESTACK LIGHTNING”

MEMPHIS MINNIE

TRZEBA SIĘ POSTARAĆ, BY ZASŁUŻYĆ NA MIANO RENEGATA BEALE STREET, ALE TEJ GWIEŹDZIE SIĘ TO UDAŁO…

Nie można mówić o korzeniach bluesa bez wspomnienia Memphis Minnie. To zarówno niezwykle płodna kompozytorka jak i charakter, który w sensie dosłownym ‘nie brał jeńców’. Miała trudne życie, które potrafiła przelać na dźwięki. Jak to kiedyś opisał mistrz gitary slide Homesick James: „Żuła tytoń praktycznie bez przerwy, nawet podczas grania na gitarze i śpiewania, a obok siebie miała zawsze kubek, na wypadek gdyby chciała sobie splunąć.” Urodziła się w roku 1897 w Luizjanie jako Lizzie Douglas. W wieku 13 lat uciekła z domu, by grać na gitarze na ulicach Memphis. Kiedy było wyjątkowo ciężko, parała się prostytucją, a kiedy już była kompletnie bez grosza, wracała na rodzinną farmę. Pomiędzy 1916 a 1920 zjeździła amerykańskie południe z grupą Ringling Brothers Circus. Ale przełom w jej karierze nastąpił dopiero kiedy zaczęła występować z pierwszym mężem, Joe McCoyem, w roku 1929. Łowca talentów z Columbią Records usłyszał ich na ulicy i zatrudnił, nadając im pseudonimy Kansas Joe i Memphis Minnie, pod którymi grali aż do roku 1935. Sposób gry i śpiew Minnie wyrobiły jej solidną reputację i uznanie. Miała 32 lata, kiedy nagrała pierwsze dźwięki z McCoyem - była kilka lat starsza niż Son House i Skip James. 20 lat później, kiedy większość pionierów bluesa została już zapomniana, Minnie nadal potrafiła zapełnić publicznością kluby i nadal nagrywała. Nie ma drugiej takiej postaci we wczesnej historii bluesa, z którą można by porównać jej niezwykle bogaty dorobek. Jak brzmiała można usłyszeć na kompilacji z roku 2016 - ‘Keep On Going: 1930– 1953’. Posłuchaj jej intrygujących duetów z McCoyem z wczesnych lat 30.; małych składów z końcówki dekady; elektrycznych sesji z 1941 z drugim mężem Ernestem ‘Little Son Joe’ Lawlarsem - szczególnie hitu ‘Me and My Chauffeur Blues’; także muzyki nagranej w latach 50., przykładowo 'Kissing in the Dark’ i ‘Broken Heart’. To co ją charakteryzowało, to umiejętność dostosowania się do zmieniających się trendów. Wspominał o tym Big Bill Broonzy, którego pokonała w konkursie, który odbył się w roku 1933 w klubie nocnym w Chicago. Słuchała nowych brzmień i zauważała dokonujące się w muzyce zmiany, podążając za nimi i zmieniając własną muzykę. W latach 60. Minnie czerpała profity z zainteresowania bluesem, jakie rozkwitło wśród młodej generacji muzyków i entuzjastów. Jej wpływ na rozwój bluesa był dostrzegany i doceniany. W roku 1971 Led Zeppelin przerobiło jej piosenkę ‘When the Levee Breaks’ (na płycie ‘IV’), wzbogacając i zmieniając kompletnie aranż, łącznie z dodaniem monumentalnych bębnów Bonhama. Utwór zagrany genialnie i z dostrzegalnym cieniem charakteru Minnie w tle. POPULARNY UTWÓR: “BUMBLE BEE”

SON HOUSE

PRZYGODNY KAZNODZIEJA, BYŁY SKAZANIEC, ALE PRZEDE WSZYSTKIM MISTRZ SLIDE’U, KTÓRY ZAINSPIROWAŁ MILIONY…

Ze wszystkich postaci pojawiających się w opowieściach o korzeniach bluesa, gitarzysta i pieśniarz Son House jest jednym z najczęściej przytaczanych przez współczesnych entuzjastów. W pewnym sensie nie jest to jednak oczywisty przykład. Son nie miał może tak doskonałych umiejętności jak inni, nie był nawet pierwszy w tym co robił, a jednak pozostaje popularny i jest niezwykle ceniony. Jack White powiedział nawet kiedyś, że utwór a capella ‘Grinnin’ in Your Face’ jest jego ulubioną piosenką. „Zanim skończyłem 18 lat ktoś puścił mi Sona House’a” - powiedział White w dokumencie z roku 2008 pt. ‘It Might Get Loud’ - „To było to. Poruszyło mnie to na tysiąc różnych sposobów. Nie wiedziałem, że tak się w ogóle da: po prostu śpiewać sobie i stukać. A jednak było tam wszystko o rock’n’rollu, ekspresji, kreatywności i sztuce. Jeden człowiek, z tą jedną piosenką, naprzeciw całego świata. Nieważne, że stukał trochę nierówno; nieważne, że w tle nie było żadnego instrumentu. To co się liczyło to przesłanie, jakie niosła ta piosenka.” W pewnym sensie, Son House miał po swojej stronie długowieczność. Faktycznie, jedną z cech odróżniających go od pozostałych pionierów było to, że nie umarł za młodu. Odszedł w październiku roku 1988, w wieku 86 lat, mając wystarczająco dużo czasu, by przenieść swe bluesowe wspomnienia na taśmę, czego nie mogli dokonać inni muzycy. Jak już wspomnieliśmy, nie był nadzwyczajnym ‘technikiem’ gitary, ani nie był pierwszym bluesmanem Delty, jak można by było określić muzyków takich jak chociażby Charley Patton. Niemniej w jakiś sposób, jako wykonawca, zapadał słuchaczom w pamięć za sprawą jednego z najbardziej ekspresyjnych głosów Mississippi i żywiołowych fraz slide. Eddie James “Son’” House Jr. urodził się w Mississippi w roku 1902. Jego ojciec był muzykiem grającym w zespole na tubie. W młodości Eddie zajmował się pracą fizyczną, głosząc w wolnym czasie Słowo Boże. W pewnym momencie został nawet pełnoetatowym pastorem w kościele, ale nie potrafił odstawić ze swego życia kobiet i whisky. To była ta dychotomia, widoczna w całym jego życiu: modlitwa i alkohol, Bóg i diabeł, gospel i blues. W okolicach roku 1927 usłyszał gitarę slide i postanowił poświęcić się całkowicie muzyce bluesowej. Jak wielu muzykom w tamtych czasach, Wielki Kryzys porządnie dał mu w kość. Kiedy kluby zamknięto a sprzedaż płyt zapikowała, popadł w skrajne ubóstwo. Son House nie wrócił na afisze aż do jego ponownego odkrycia w latach 60. Dopiero w roku 1965 zostały nagrane klasyki takie jak ‘Grinnin’ in Your Face’ i ‘Death Letter Blues’. Ten drugi kawałek oparty był na starych nagraniach Sona z lat 30.: ‘My Black Mama, Part 2’. Dzięki nagraniom au[1]dio i TV z lat 70. jego spuścizna mogła trafić do kolejnych generacji… POPULARNY UTWÓR: „DEATH LETTER BLUES”