Wojownik sześciu strun, ponownie przyjęty do rodziny Ozzy Osbourne’a, powraca z dziesiątym krążkiem Black Label Society i daje nam kilka wskazówek, jak stać się lepszym gitarzystą.
Zakk Wylde był ostatnio bardzo zajęty. Oprócz nagrywania najnowszego opus formacji Black Label Society, zatytułowanego prześmiewczo „Grimmest Hits”, ponownie nawiązał współpracę z człowiekiem, od którego zaczęła się jego gitarowa kariera – Ozzym Osbournem – a oprócz licznych koncertów z BLS, miał także na głowie swój własny cover band: Zakk Sabbath. „Zagraliśmy Knotfest Meets Ozzfest w San Bernardino w ubiegłym roku i wtedy uświadomiłem sobie, że nie grałem w Kalifornii od jakichś 10 lat!” – uśmiecha się do nas Wylde, rozparty wygodnie w hotelowym pokoju. „Ech, szybko minęło. Ale nawet kiedy biznesem zajmował się Gus G, notabene świetnie sobie radząc, cały czas miałem dobry kontakt z Ozzym oraz Sharon. Nasza relacja wykracza poza muzykę. Kiedy wróciłem do kapeli i zagraliśmy te wszystkie kawałki, czułem się tak jakbym nigdy stąd nie odszedł.” Sprawdź jakikolwiek klip koncertowy na YouTube a zrozumiesz, że Zakk wcale nie przesadza. Zapraszamy na rozmowę z templariuszem heavy-metalowej gitary, który zdradzi nam kilka koncepcji stojących za jego fenomenalną techniką…
DŁOŃ ZAGŁADY
Jak Zakk doszedł do własnego stylu…
Kiedy dostałem tę robotę u Ozzy’ego, w roku 1988, Yngwie Malmsteen był u szczytu sławy. Otworzyli wydział na Berklee College Of Music, specjalnie poświęcony utworom klasycznym, tylko dlatego, że Yngwie był na topie. I wcale tu nie przesadzam – to było w tamtym czasie WIELKIE. Pomyślałem sobie, że jeśli nie chcę brzmieć tak jak on, to lepiej będę się trzymał z dala od harmonicznego minoru, zmniejszonych akordów i sweepu. To samo miałem wcześniej z Van Halen: chrzanić tapping. To coś jak wykreślanie z listy rzeczy, których osobiście nie chcesz robić, by nie zabrzmieć jak ktokolwiek inny, kto jest popularny w danym czasie. Powykreślałem więc parę pozycji z listy i patrzę co zostało. Skale diatoniczne po trzy nuty na strunie. Tego także się pozbyłem, więc wszystko co mi zostało to pentatoniki. Hehehe… Starałem się kreatywnie podejść do tematu i zbudować coś, wykorzystując głównie to. Dwie nuty na strunie dawały inny puls niż trzy i powodowały zmianę zasad gry. Jest kilka różnych sposobów na zrobienie czegoś swojego. Pomyśl o nich jak o różnych przyprawach. Musisz zadać sobie pytanie: czego chciałbym skosztować. To jest twoja własna restauracja. Twoja własna potrawa. Baw się dobrze wymyślając własne przepisy i dobierając składniki.
KRÓL SZYBKOŚCI
Dlaczego czasem kostkowanie ‘economy’ jest lepsze niż ‘alternate’…
Moje szybsze zagrywki pentatoniczne staram się zagrać tak ekonomicznie, jak jest to tylko możliwe. Czasem nie gram czystego kostkowania naprzemiennego, tylko pociągnę kostką przez dwie struny. Np. dół, góra i znów góra i tak schodzę po dwóch najwyższych strunach w pozycjach pentatoniki E moll z dwunastego progu. Kiedy spojrzysz na gości, którzy grają naprawdę szybko – jak Jimi Bell czy Michael Angelo Batio – zauważysz, że oni prawie nie odrywają palców od strun. Ruch jest tam minimalny i to dlatego ci kolesie mogą narzucić tak niewiarygodnie szybkie tempa. Chris Impellitteri jest kolejnym przykładem – trudno dostrzec ruch palców kiedy gra ten swój shred. Tacy gitarzyści stawiają na ekonomię. A nauka jest córką repetycji. Tylko o to tutaj chodzi: powtarzanie, powtarzanie, powtarzanie, aż do momentu, w którym wszystko staje się lekkie jak oddychanie. Kiedy oglądasz Yngwie Malmsteena, wygląda jakby nie wykonywał ruchów kostką. Ale on kostkuje te wszystkie nuty, człowieku! Można by pomyśleć, że jest tam więcej legato, ale tak nie jest. On w większości kostkuje, czy to alternate, czy sweepem.
PENTATONICZNY HARDCORE
Inni gitarzyści umożliwiają spojrzenie na pentatonikę pod różnymi kątami…
Nauczyłem się wiele, jeśli chodzi o pentatonikę, z samego słuchania Johna McLaughlina na „Inner Mounting Flame” w Mahavishnu Orchestra. Ludzie zwykle kojarzą pentatonikę z gitarzystami takimi jak Angus Young, Jimmy Page, Jimi Hendrix, Eric Clapton czy Jeff Beck, wszystkimi tymi tytanami rocka z lat 60. i 70. W pewnym momencie pomyślałem nawet, że pentatonika to taka łatwa droga na skróty. Ale kiedy posłuchałem McLaughlina lub Franka Marino na „Mahogany Rush Live”, otworzyły się przede mną drzwi do całkowicie nowego spojrzenia na tę popularną skalę. To jest właśnie to co czyni gitarę tak wspaniałym instrumentem. Możliwości są nieskończone. Ktoś taki jak David Gilmour może sprawić, że te pięć nut zabrzmi kompletnie inaczej. Właśnie to, że nie chciał brzmieć jak wszyscy wokół sprawiło, że solówki w utworach takich jak „Comfortably Numb” brzmią tak perfekcyjnie.
SUŁTANI SWINGU
Jak Mark Knopfler zainspirował nowe przystawki Zakka
Posłuchaj jakiejkolwiek płyty Knopflera… nigdy nie uzyskałbyś takiej barwy z humbuckera, bo single mają zupełnie inny charakter. Oczywiście wiele zależy jeszcze od brzmienia z tzw. „łapy”, ale ten sound idzie prosto z gitary, jest unikalny. Lubię mieć taką opcję pod ręką, kiedy gram na Les Paulu uzbrojonym w przystawki EMG. Nie da się pobić tego lejącego się brzmienia singli. Tak więc mam teraz nowe EMG – nadal 81/85, ale z opcją rozłączania cewek. Słychać to w kawałkach z nowej płyty, takich jak „The Only Words” czy „Nothing Left To Say”. Mogę sprawić, że jeden z moich Odynów lub Barbarzyńców zabrzmi naprawdę blisko Strata.
GRAĆ PO SWOJEMU
Przewodnik po technikach kostkowania od szefa BLS…
Trzeba sobie zdać sprawę z jednej, ciekawej rzeczy: nie ma czegoś takiego jak „nieprawidłowy” sposób trzymania kostki. Nie ma też złych sposobów na kostkowanie skal. Pamiętam czytany dawno temu artykuł, w którym Al Di Meola opowiadał jak rozwinął swoją technikę kopiując zagrywki z nagrań innych gitarzystów. Potem okazało się, że większość z nich grała techniką fingerpicking. Spójrzcie na Jeffa Healeya – nauczył się grać zupełnie po swojemu, bo był ślepy. Kiedy zaczynał, nie miał się na kim wzorować. Po prostu zaczął grać na gitarze leżącej na kolanach myśląc, że tak robią też inni muzycy. Al Di Meola używa kostki, starając się emulować fingerstyle’owców – stara się zrobić kostką to, co inni robią palcami. Właśnie to pozwoliło mu rozwinąć jego własny styl. Tak naprawdę chodzi tu tylko o znalezienie sposobu, w jaki będzie ci się grało wygodnie. Nie komuś innemu – tylko tobie. Ludzie tacy jak John McLaughlin lubią – i potrafią – kostkować każdą pojedynczą nutę w solówkach. Kiedy spróbuje tak grać ktoś używający legata, może przeżyć trudne chwile. Ale wszystko to przychodzi z czasem. Jedyną rzeczą, którą musisz zrobić, to grać samym sobą, kiedy chcesz się nauczyć czegoś nowego.
POWIEW COUNTRY
Zakk wymienia gitarzystów country, od których warto się uczyć…
Cały ten patent z chicken-picking wywodzi się z techniki banjo. Najlepszym wyjściem jest obejrzenie klipów Alberta Lee na You Tube, albo przestudiowanie jednej z jego szkółek, by zobaczyć fizyczny przykład zastosowania tej techniki. Albert używa tak wielu nut chromatycznych i przejściowych. To właśnie takie niuanse sprawiają, że rozbudowujesz swoje słownictwo i sprawiasz, że pentatoniki brzmią bardziej kolorowo. Wszystko opiera się na tych kilku dodatkowych nutach i artykulacyjnych smaczkach, jak glissy. No i oczywiście większość kawałków country jest w tonacjach durowych. Pierwszy raz kiedy go zobaczyłem, uświadomiłem sobie istnienie całego świata technik, których jeszcze nie znałem, a których brzmienie mi się podobało. Zmieszaj tylko odrobinę tego z tym co już umiesz, a drzwi do nowego brzmienia otworzą się szeroko. Muzyka taka jak The Allman Brothers utrzymana jest w stosunkowo wesołym nastroju. Ale przykładowo w A, wystarczy przesunąć się z opalcowaniem pentatoniki w drugiej pozycji do piątej, by brzmienie zmieniło się radykalnie. Tylko pomiędzy tymi dwiema paletami dźwięków, jest mnóstwo kolorów i smaków.
CZAS NIE CZEKA
Ustawienie sobie priorytetów to klucz do sukcesu…
Chodzi o to czego właściwie chcesz się nauczyć. Jeśli chicken-picking nie brzmi dla ciebie atrakcyjnie, nie zaprzątaj sobie głowy tą techniką. Uwielbiam gitarzystów jazzowych takich jak Joe Pass, są niewiarygodnymi wirtuozami, ale skale takie jak minor melodyczny nie pasują zbytnio do tego co gram na co dzień, więc zamiast poświęcać na nie czas, skupiam się na zagrywkach bluesowych i rockowych. Pamiętam jak Johnny Winter został zapytany w wywiadzie, czy lubi klasycznych gitarzystów. Odpowiedział, że jakkolwiek jest oczywistym, że to wspaniali muzycy, to tym co porusza czułe struny w jego sercu jest blues. Wyobraźcie sobie Johnny’ego Wintera jak siedzi i ćwiczy sonaty Bacha… Sam by się pewnie zastanawiał, co do cholery robi. Tak więc kochaj to co grasz i rób tylko to co przyśpiesza bicie twojego serca. To samo tyczy się jedzenia – niektórzy ludzie po prostu nie przepadają za surową rybą, czy sushi i to jest zupełnie w porządku. Tak samo jest w przypadku 13-letniego dzieciaka słuchającego metalu, któremu ktoś każe się nauczyć „Red House”. Może się okazać, że „to nuda” i lepiej jest pograć coś Slipknota!
LORDS OF THIS WORLD
Dlaczego niektórzy gitarzyści rodzą się z „tym czymś”…
Wibrato pełni bardzo ważną rolę – jeśli masz świetną technikę, ale kiepskie wibrato, to wszystko zrujnuje. Jeśli posłuchasz wielkich gitarzystów, takich jak Neal Schon, George Lynch, Warren DiMartini, Vivian Campbell, Angus Young, Paul Kossoff, John Sykes, Eddie Van Halen – któregokolwiek z tych kotów – każdy z nich ma świetne wibrato. Niezależnie od tego czy jest szybkie, wolne, płytkie czy głębokie, każde z nich jest miłe dla ucha. Zapytani o to odpowiedzą, że to jest coś czego właściwie nie da się nauczyć – to coś co ma się wewnątrz, każdy czuje to inaczej. W moim przypadku jest ono dość agresywne, nawet jeśli gram w czymś w stylu „Mama, I’m Coming Home”, wibrato może nie być tak radykalne jak w „Miracle Man”, ale nadal brzmi jak Zakk Wylde. Podczas prób na trasie Generation Axe, gdzie obok mnie występowali Nuno Bettencourt, Yngwie Malmsteen, Tosin Abasi i Steve Vai, słyszałem co się dzieje na scenie z backstage’u. Mogłem poznać po trzech nutach kto aktualnie stoi na scenie. Wszystko za sprawą wibrata, każdy z nich ma swoje własne – jak podpis.
BEZ PRACY NIE MA KOŁACZY
Kontrolowanie wzmacniacza z wysokim gainem to prawdziwa sztuka…
Ćwiczenie na barwie distortion pozwala ci się nauczyć, jak kontrolować cały ten bałagan. To umiejętność, która staje się techniką samą w sobie. Robię tego sporo – ustawiam we wzmacniaczu master na 2 lub 3 i dodaję gainu na maksa. Ale kiedy wyłączę wszystkie przestery w kostkach, to mam taką barwę jak w „Back In Black” lub „Highway To Hell”, czyli bez dzwonienia pomiędzy akordami. Nie sprzęga się to, ani nie łapie żadnych szumów z tła, bo to z efektów w podłodze biorę cały sustain. Tak właśnie ustawiam sprzęt Wylde Audio – wzmacniacz to właściwie mój czysty sound. Kiedy gram „Mama, I’m Coming Home” czy „Goodbye To Romance”, po prostu wyłączam przestery w pedalboardzie. Dopiero kiedy trzeba przywalić, odpalam całą elektrownię. Chodzi o to by zyskać więcej tego co już masz, niż przełączać się pomiędzy zupełnie różnymi barwami.
DOBRE POKRYCIE
Więcej znaczy lepiej, jeśli jesteś jedynym wioślarzem w kapeli…
Lubię dublować swoje partie gitarowe, więc kiedy gram na żywo, mam włączony chorus przez cały czas. To on pozwala mi poszerzyć brzmienie. Inaczej jest kiedy nagrywam ślady w studio. Wtedy po prostu dogrywam kolejne gitary, zyskując ten naturalny chorus. Robiłem tak od pierwszej płyty z Ozzym. Jedyną płytą, na której tego nie ma jest „Pride And Glory”. Tam jest jedna gitara i to wszystko. To album właściwie nagrany na żywo, jak koncert – jeden „take” na każdą piosenkę i jakkolwiek można by spróbować coś pododawać, zwykle trafialiśmy w punkt za pierwszym podejściem.
ABOVE AND BEYOND
Warto popracować nad rejonami gryfu, których jeszcze nie odkryliśmy do końca…
Jest coś graniczącego z geniuszem w tym, jak niektórzy potrafią eksploatować jeden mały rejon. Spójrzcie na cały ten szalony szajs wyciskany z jednego, małego boksu pentatoniki. Eric Gales jest w tym świetny – ma doskonałą technikę i sprawia, że ilość pomysłów wydaje się niewyczerpana. Grałem z nim kiedyś na płycie – fenomenalny gitarzysta, a w dodatku potrafi zajebiście śpiewać. Jeśli ograniczysz się do trzech strun na niewielkiej przestrzeni gryfu, której zwykle rzadko używasz, w końcu wymyślisz miliard różnych patentów, które można tam zagrać bez ruszania się z miejsca. To naprawdę wspaniałe, bo uczysz się być kreatywnym, mając do dyspozycji ograniczone środki. Kiedy zaczniesz dodawać do tego chromatykę, pojawia się kolejna tona opcji. W taki sposób można poznać cały gryf. Patrząc na media społecznościowe, jest teraz tyle rzeczy, których można się nauczyć i tak wielu świetnych gitarzystów. Kiedy ktoś mi mówi, że „gitara umiera” to myślę sobie: „Ale mamy teraz więcej niesamowitych gitarzystów, niż kiedykolwiek w historii”.