Enslaved & High on Fire - 1.10.2018 - Warszawa

Relacje

Szymon Kubicki

Enslaved & High on Fire - 1.10.2018 - Warszawa

Na pierwszy rzut oka połączenie w ramach wspólnej trasy Enslaved i High on Fire, czyli zespołów, które zdają się pochodzić z dwóch różnych planet, może wydawać się karkołomne.

Plany organizatorów trasy, by dotrzeć do jak najszerszej grupy odbiorców nie powinny jednak nikogo dziwić. Tym bardziej, że Enslaved, dla których od lat blackowa szuflada jest zdecydowanie zbyt ciasna, równie dobrze odnajduje się na imprezach czysto metalowych, jak i tych o nieco odmiennym charakterze, jak np. holenderski Roadburn.

Wieczór otworzył norweski Krakow, którego niestety nie udało mi się zobaczyć. Później, wbrew pierwotnym zapowiedziom organizatora na scenie pojawił się High on Fire. Obchodząca okrągły jubileusz formacja koncertuje pod szyldem 20 Sunless Years with High on Fire, co w pewnym stopniu odzwierciedla setlista. Choć już 5 października br. światło dzienne ujrzy nowy, ósmy krążek kapeli "Electric Messiah", Amerykanie zdecydowali się tylko na małą zajawkę z nadchodzącej płyty w postaci singlowego utworu tytułowego. Utwór ten zadedykowany przez Matta Pike'a pamięci Lemmy'ego zamknął koncert, którego największym hitem - sądząc po reakcji publiczności - okazał się okraszony charakterystyczną partią gitary, melodyjny "Snakes for the Divine", który wyraźnie wyróżnił się na tle zmasowanego ataku ciężkiej artylerii High on Fire. Mnie najbardziej ruszają strzały w rodzaju "Rumors of War", którego również nie zabrakło. Godzinny set powinien zadowolić (niemal) wszystkich fanów.

Enslaved w jeszcze większym stopniu postawił na przekrój kariery. Każdy z zagranych tego wieczoru utworów pochodził z innego albumu. Norwegowie powstrzymali też progresywne zapędy serwując mocne metalowe show, choć nie pozbawione klimatu odzwierciedlonego przez "Isöders dronning" z Frost i rozpoczynającego się chóralnymi, folkowymi zaśpiewani "Havenless" z "Below the Lights". Na zakończenie ze sceny zabrzmiał absolutny killer z prehistorycznych czasów, czyli "Allfǫðr Oðinn". Po odejściu Cato Bekkevolda, Enslaved wyruszył w trasę z nowym perkusistą, dobrym znajomym Iverem Sandøy, który w wolnych chwilach udzielał się również jako wokalista.

Setlista Enslaved:

Intro
Roots of the Mountain
Ruun
Isöders dronning
Havenless
Sacred Horse
Isa
Allfǫðr Oðinn

Szkoda jedynie, że po raz kolejny, gdy Enslaved przybył do Polski na koncert klubowy sala świeciła pustkami. Co ciekawe, mimo niewątpliwego kultowego statusu, stanu tego nie zmieniła nawet obecność High on Fire. Ekipa 'pana bez koszulki' Matta Pike'a powinna przecież gromadzić tłumy brodaczy, rozkochanych w tego rodzaju graniu. Wiem, że High on Fire to nie Sleep, ale najwyraźniej wciąż większość fanów woli zapowiadać swe przybycie w Internecie, aniżeli pojawić się na imprezie w realu. Co ciekawe, frontman Enslaved Grutle Kjellson na widok niemrawych grupek publiczności pod sceną zachowywał mimo wszystko niewzruszoną pogodę ducha. Dodatkowym plusem koncertu było również całkiem znośne nagłośnienie, czyli stan, o który w Proximie niełatwo. Oby nie był to tylko jednorazowy 'wypadek przy pracy'.

Szymon Kubicki