Długo czekaliśmy na następcę znakomitego debiutu z 2014 roku powołanego przez Smoka Smoczkiewicza bluesrockowego bandu Sold My Soul.
Na polskim poletku w tej estetyce zdążyło się zadziać kilka wartych wspomnienia rzeczy: dwie płyty wydali poznaniacy z Rust, również dwa krążki upichcili Strain, Whitewater nagrali z Jasonem Barwickiem (liderem brytyjskiego The Brew) świetny album "Small Town Violence", Marek Kapłon założył zespół Opiłki… Czas nie stoi w miejscu, a w momencie tak szybkich zmian, można było o Sold My Soul zapomnieć, mimo, że zespół co jakiś czas wypuszczał kolejne utwory (chociażby dedykowany B.B. Kingowi i Tadeuszowi Nalepie „Ostatni Król”) mające relacjonować zmiany jakie zachodzą w bandzie i zwiastować nadejście drugiego studyjnego krążka.
Kiedy „Beyond The Darkness” wreszcie ujrzał światło dzienne, można odetchnąć z ulgą i przyklasnąć z zadowolenia, bo warto było czekać. Band Smoczkiewicza umieściłbym na naszej scenie gdzieś pomiędzy bluesem Hot Water, blues-rockiem Strain i rock’n’rollem w guście Rust. No i oczywiście Tadeusza Nalepy, ale tu przede wszystkim w polskojęzycznej, delikatniejszej części materiału – jestem sobie w stanie wyobrazić, że taki „Oślepił mnie deszcz” mógłby wyjść spod palców lidera Breakout, w nieco lżejszej formie, ale jednak. Ogólnie Sold My Soul swoją muzyką zerka raczej w przeszłość, w riffowanie jak u rockowych klasyków lat 70 z Free i Black Sabbath na czele, czasem z southernowym gdzie indziej znów z teksańskim posmakiem, a w takim „Outcast” da się nawet dosłuchać nawiązać do głównego riffu z „Burn” Deep Purple. Natomiast solówki są mocno osadzone w stylistce bluesa, choć niepozbawione rockowej drapieżności czy momentami psychodelicznego odrealnienia.
To zresztą mało istotne, w które rejony zawędruje gitara Smoczkiewicza, bo zawsze brzmi fantastycznie, angażująco i zadziornie. Przestaje mieć więc znaczenie, czy jest to acidowe brzmienie jak w „Everytime”, mocniej hendrixowskie („Forest Woman”), bluesowe („Hoppy Queen”) czy rock’n’rollowa jazda w „Outcast” albo „Oślepił mnie deszcz”. Solowe popisy gitary nieustannie są interesujące. Podobnie zresztą jak riffy łączące ciężar i brud Zakka Wylde’a z zeppelinowym flowem. Dzięki nim jest odpowiednio pieprznie, niegrzecznie, a nad materiałem unosi się duch rockowej rozwałki. W brzmieniu da się wyczuć, że Smoczkiewicz ma za sobą doświadczenie z brytyjskich scen, gdzie grał w kilku zespołach o nazwach nawiązujących do weteranów sceny jak Lynyrd Skynyrd (Firebird) czy Black Label Society (Unbroken 71). „Sold My Soul” to przecież też tytuł utworu z repertuaru Zakka Wylde’a.
Płyta jest bardziej rockowa od debiutu. Na tę zmianę miał zapewne fakt angażu nowego wokalisty, Łukasza Lipowczana w zastępstwo Łukasza Łyczkowskiego, w którego barwie dało się wyczuć więcej soulu i bluesa. Lipowczan ma w głosie tę rock’n’rollową butę, bezczelność i nonszalancję. Przypomina mi Michała Przybylskiego z Rust. To dobre, drapieżne gardło, choć wydaje się, że lekko przytępione w trakcie procesu produkcji. Ogólnie ma się wrażenie, że „Beyond The Darkness” powinno brzmieć nieco bardziej koncertowo, całość prezentowałaby się jeszcze lepiej, gdyby wcisnąć tam więcej rdzy i piachu. Nie żeby krążek był jakoś specjalnie złagodzony czy przeprodukowany, wręcz przeciwnie, brzmi surowo, garażowo i soczyście, ale myślę, że jednak trochę zbyt sterylnie – przede wszystkim na drugim planie, gdzie panuje laboratoryjna wręcz cisza.
Nadrabiają kompozycje, bo kto dziś pisze tak rozbujane utwory jak instrumentalny, oparty na gitarowych slidach „Beard Mojo”? Wydawać by się mogło, że czasy takich brzmień minęły wraz z twórczością Johna Lee Hookera. W tych blues i hard rockach Sold My Soul na pierwszy plan przebija przede wszystkim bezpretensjonalność, szczerość i wykonawczy luz, które myślę, że z pełnią siły objawią się dopiero podczas rozszalałych koncertów.
„Beyond The Darkness” to kolejny znakomity album Sold My Soul, adresowany do fanów blues-rocka i ciężkiego rocka z wyrazistymi aluzjami do lat 70. Takiej muzyki i takich brzmień nigdy dość.