Dwunasty studyjny album braci Koller, jak można się było spodziewać, nie przynosi absolutnie żadnej zmiany w stylu zespołu.
Jedyne co zauważam, a co najprawdopodobniej spodoba się starszym fanom grupy, to delikatne odciążenie materiału na rzecz punka. Ostatnie dwa longi nowojorczyków dobitnie pokazały, że SOIA doskonale czuje się w tej luźniejszej formule, a „Wake The Sleeping Dragon” w odróżnieniu od „For the Cause”, kolegów z Madball, to znacznie bardziej rozśpiewany i nośny materiał.
Właśnie przez ten pierwiastek przebojowości mam problem z „Wake The Sleeping Dragon”, bo liczyłem na mocniejszy album niż „The Last Act of Defiance”, a otrzymałem mieszankę punka, oi’owych zaśpiewów („Bull’s Anthem”) i tylko od czasu do czasu walącego obuchem po łbie hardcore’a („Robert Moses Was a Racist”). Inna sprawa, że z wiekiem zaczynam dostrzegać zalety krótkich albumów, nie tylko jeśli chodzi o długość materiału, ale również pod względem ilości utworów, a SOIA jak na złość po raz kolejny dzieli się kilkunastoma kawałkami. Co z tego, że trwają one mniej więcej około dwóch minut, skoro naprawdę wartościowych piosenek (nieważne, czy w konwencji NYHC czy nie) jest tu może z osiem (m.in. utwór tytułowy, „Beef Between Vegans”), i to takich, które mają potencjał na stanie się żelaznymi koncertowymi szlagierami. Reszta to tylko wypełniacze, może i na poziomie wciąż nieosiągalnym dla wielu młodszych adeptów hc/punkowej sztuki, ale biorąc pod uwagę wysyp co najmniej świetnych płyt nowych twarzy, „Wake The Sleeping Dragon” prezentuje się dość blado.
Zatem bogactwo urodzaju to zarazem największa bolączka Amerykanów, bowiem pomimo szerokiego wachlarzu gatunkowego, po kilku odsłuchach krążek szybko się nudzi, nie zapewniając takich wrażeń jak choćby wydany w 2006 roku „Death to Tyrants”. Zdarza się nawet najlepszym.