Madball

For The Cause

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Madball
Recenzje
Grzegorz Pindor
2018-07-13
Madball - For The Cause Madball - For The Cause
Nasza ocena:
7 /10

Hardcore’owcy coraz częściej psioczą na swoich starych idoli. Zupełnie niepotrzebnie bo Madball, pomimo trzydziestu lat na scenie, wciąż gra fantastyczne koncerty i nagrywa co najmniej bardzo słuchalne płyty.

Po fenomenalnej „Hardcore Lives” panowie dali sobie nieco więcej czasu na przygotowanie nowego materiału, a kiedy już mieli wszystko gotowe… dali go sobie jeszcze więcej, ponieważ z zespołu odszedł wieloletni gitarzysta Brian „Mitts” Daniels, który zdecydował w pełni oddać się pracy inżyniera dźwięku. Czy wpłynęło to na kształt „For The Cause”? Chyba nie, bo to nadal ten „stary, dobry” Madball, który większość z nas zna i lubi.

Trzynaście nowych utworów szybko znajdzie się w koncertowym arsenale grupy. Znakomita większość tych kawałków to gotowe szlagiery, z naciskiem na utwór tytułowy z zaskakującą końcówką w stylu reggae, czy dwa single z gościnnym udziałem - kolejno - Ice-T („Evil Ways”) i Tima Armstronga z Rancid („The Fog”). Dorzuciłbym do tego bodaj najbardziej emocjonalne na płycie, poniekąd dedykowane Mittsowi „For You” , i mamy przynajmniej kilka powodów, aby zwrócić uwagę na tę płytę. Po pierwsze, żeby sprawdzić czy studyjnie Madball nadal potrafi mocno przypieprzyć, a po drugie, czy zachwianie wieloletniego balansu w składzie jednoznacznie wpłynęło na kształt i wymiar kompozycji.

Wszystko ma jednak swój szczęśliwy finał, i choć panowie są już po czterdziestce dalej chce im się walczyć, jeśli nie z systemem, to z niesprawiedliwością otaczającego nas świata, przy okazji trafnie punktując wartości, które chcąc nie chcą się zdezaktualizowały. Dla wielu Madball nie oferuje niczego ciekawego, a już na pewno nic nowego. Zapytam zatem, co z tego? Amerykanie należą do wąskiego grona wykonawców, którzy, choć nagrywają stosunkowo podobne płyty, nadal cieszą swoich fanów, dostarczając im potężnej rozrywki. O tym ostatnim najwyraźniej się zapomina, bo hardcore ma nieść za sobą pokłady potężnej energii uwalnianej na koncertach. A tych Madball gra wystarczająco dużo i na poziomie, o którym całe tabuny młodzieży mogą zwyczajnie zapomnieć.