NVC

Emocje

Gatunek: Jazz i fusion

Pozostałe recenzje wykonawcy NVC
Recenzje
Grzegorz Bryk
2021-11-04
NVC - Emocje NVC - Emocje
Nasza ocena:
7 /10

Korespondencja pomiędzy dwoma projektami perkusisty Arkadiusza Lercha i odpowiedzialnego za elektronikę Michała Głowackiego, czyli grupami SoSlow i NVC jest mocno zauważalna.

Na „3T” SoSlow błąkali się wściekle pomiędzy gruzami blokowisk, czuć było post-rock, punk i industrial, zespół epatował nihilizmem i chęcią destrukcji. Następnie przyszły „Obserwacje”, czyli debiut NVC, gdzie dominowały mroczne, ambientowe tła, nad którymi improwizował obłąkany saksofon RafałaWawszkiewicza. Ten kierunek dało się wyraźnie zaobserwować na następnym albumie SoSlow „W Otwarte Dłonie Powietrze Sypie Gruz Przedświtu” gdzie anarchistyczni dekonstruktorzy dali się wciągnąć w mrok ambientu, senne melorecytacje i rozpsychodelizowane pejzaże. Z kolei najnowszy album NVC „Emocje” to po trosze powrót do niszczycielskiego okresu z „3T” wymieszanego z saksofonowymi wariacjami Wawszkiewicza.

W stosunku do „Obserwacji” uległ zmianie proces twórczy, bo o ile debiut był w zasadzie zapisem improwizacji, tak przy „Emocjach” panowie postawili na ułożenie dla każdego utworu jakiegoś lajtmotiwu, który co jakiś czas wyłania się z instrumentalnej spontaniczności Rafała Wawszkiewicza. Jest to motyw zawsze charakterystyczny i przykuwający uwagę melodią. Arkadiusz Lerch i basista Grzegorz Chudzik (wcześniej występujący m.in. z Lorien, RigorMortiss i Maszyny i Motyle) utkali mocarne, pełne gniewu tła, w których tli się od punkowej wściekłości, surowizny post-rocka i maszynowej precyzji industrialu (słychać to przede wszystkim w „Złości”). To spora zmiana w stosunku do debiutu, gdzie atmosfera była mocniej stonowana, bębnienie i bas wysupływały się z matematycznych schematów, bardziej grały i improwizowały, niż zapętlały bity. Oczywiście dalej nad całością dominuje świdrujący szaleńczo saksofon spajając free-jazzowe formy z surową wściekłością sekcji. Wciąż wyczuwalny jest nihilizm, artystyczna anarchia i pewien rodzaj nerwicy. Utwory często wędrują w rejony psychodelicznego snu wybuchającego kłującymi barwami saksofonu. Całość ambientem i elektroniką łata Michał Głowacki, tworząc spójny obraz muzyki trudnej, niebezpiecznej, ale i niepozbawionej walorów artystycznych.

Zresztą tych albumów baraszkujących gdzieś między post-rockiem, ambientem i industrialem kolorowanych instrumentem dętym wyjętymi z free jazzu było ostatnio w naszym kraju sporo. Już nawet nie wspominając genialnych krążków Niechęci, ale przecież nieźle zaprezentowała się Kraina Przyjemności („II”), Fraktale (również z płytą „II”) czy nawet „The Ant” od Maleńczuka. Wszędzie tam tliło się od awangardowego, ekscentrycznego jazzu  podrasowanego schizofreniczną, brudną, heroinową atmosferą. „Emocje” wpisują się w ten odłam rodzimej awangardy. Czy jest to płyta najlepsza spośród wymienionych? Raczej nie. Na pewno wielowymiarowa i interesująca poprzez swoją awangardową formę, ale i szalenie trudna percepcyjnie. Dla odkrywców i poszukiwaczy rzeczy niebanalnych jak znalazł.

Recenzował Grzegorz Bryk