Motorhead

Bomber

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Motorhead
Recenzje
Szymon Kubicki
2019-10-25
Motorhead - Bomber Motorhead - Bomber
Nasza ocena:
9 /10

27 października 1979 roku ukazał się "Bomber", trzeci album zmierzającego na szczyt popularności Motorhead. Z tej okazji światło dzienne ujrzała wypasiona winylowa reedycja tego krążka.

Podobnie, jak w przypadku wznowionego równocześnie (także 40-latka) "Overkill", "Bomber" trafia do sklepów w kilku formatach. Piękny LP box z trzema krążkami (ponownie oryginalnego materiału szczęśliwie nie psują żadne niepotrzebne nikomu bonusy) zawiera dodatkowo nagrania z koncertu Le Mans (3 listopada 1979), umieszczone na dwóch LP. W booklecie, poza zdjęciami i innymi grafikami, znajdziemy również wspomnienia przyjaciela Lemmy'ego Simona Sesslera oraz wywiad z twórcą okładki albumu, Adrianem Chestermanem.

"Bomber" podtrzymał tryumfalny pochód Motorhead, docierając do 12 miejsca listy przebojów, choć dla wielu fanów jest to płyta nieco słabsza niż wydany ledwie siedem miesięcy wcześniej "Overkill". Zapewne zespół zbyt szybko wszedł do studia, jednak winą za ten stan rzeczy obarczono przede wszystkim przytłumione brzmienie kompozycji. Odpowiadał za nie producent Jimmy Miller, który z sukcesem pracował nad "Overkill", po czym chwilę później wrócił do nałogu narkotykowego. Kontakt z The Rolling Stones (miał wówczas w CV m.in. wspaniałe "Beggars Banquet", "Let It Bleed" i "Sticky Fingers") niejednego wciągnął w czarną dziurę, a Miller okazał się jedną z wielu ofiar ówczesnego stylu życia zespołu Jaggera i Richardsa.

Brzmienie brzmieniem, ale nie da się ukryć, że "Bomber" nie przyniósł tak wielu równie wyrazistych utworów, jak "Overkill". Z drugiej strony, obrazuje on wyraźnie ewoluujący warsztat kompozytorski zespołu, który mając tak niewiele czasu, mimo wszystko był w stanie dostarczyć do studia kolejnych 10 solidnych kompozycji. Kapela nieco zwolniła, za to wiele utworów wzbogacono o bardzo interesujące smaczki. Przykładem niech będzie choćby marszowy "Sweet Revenge". "Stone Dead Forever", jeden z najbardziej znanych kawałków z albumu, to wprawdzie klasyczny Motorhead w stylu z poprzedniej płyty, ale urozmaicony bardzo interesującymi rozwiązaniami w postaci dudniącej basowej partii w środkowej części i nakładającego się na nią wspaniałego gitarowego wejścia Clarke'a. Mógłbym słuchać tego w nieskończoność. Eddie Clarke błyszczy na "Bomber" pełnym blaskiem, a jego doskonałe partie gitary to ponad wszelką wątpliwość jeden z największych atutów płyty.

Atutów jest tu zresztą więcej, ponieważ "Bomber" to album bardzo wyrównany. Nie odstaje tu nawet mocno zanurzony w bluesie "Step Down" - pierwszy (i jedyny w dyskografii Motorhead) utwór zaśpiewany przez Clarke'a. I to zaśpiewany naprawdę dobrze. Trio muzyków stanowi tu autentyczny monolit. Zrozumiała to nawet wytwórnia, która próbując zdyskontować sukces wkrótce potem wydała koncertową EPkę "The Golden Years". Całkiem trafnie, bowiem 'złote lata' to bez dwóch zdań adekwatne określenie ówczesnego składu i twórczości grupy, tak dobitnie zaprezentowanych w pamiętnym 1979 roku. A przecież wówczas Motorhead wciąż miał jeszcze przed sobą premierę "Ace of Spades"...