Lady in Gold. Live in Paris
Gatunek: Rock i punk
To nie pierwsze koncertowe wydawnictwo Blues Pills, ale z pewnością najlepsze.
Występy live to jeden z największych, jeśli nie największy atut Blues Pills, choć akurat na brak atutów ta nad wyraz utalentowana, międzynarodowa ekipa zdecydowanie nie może narzekać. Nic dziwnego, że pierwszą koncertową epkę "Live At Rockpalast" kwartet wydał jeszcze przed debiutanckim albumem, uwiecznił też jeden z festiwalowych występów promujących pierwszy ze studyjnych krążków "Blues Pills". Jednak to wraz z jego następcą, wydanym w ubiegłym roku i doskonale przyjętym "Lady in Gold" akcje zespołu zyskały na tyle, by wyprzedać na przykład liczącą 1200 miejsc paryską salę Le Trianon. To właśnie tu zarejestrowano pierwsze w karierze Blues Pills koncertowe DVD.
"Live in Paris" to autentyczny wulkan energii. Wehikuł czasu, który przenosi widza wprost w epokę flower-power. I skrócona lekcja poglądowa na temat tego, jak grać dziś vintage czy psychodeliczny rock na najwyższym poziomie. Obawiam się jednak, że nawet cały semestr intensywnych lekcji wielu innym kapelom by nie pomógł, bo przecież to właśnie Blues Pills mają za mikrofonem Elin Larsson - frontwoman idealną, pod każdym względem najlepszą na całej retro scenie. Elin wspaniale śpiewa, prezencją wpisuje się doskonale w obraną stylistykę, a na scenie rusza się tak energicznie, jakby właśnie uczestniczyła w treningu z Chodakowską. Podejrzewam, że większość widzów tego koncertu, po takiej dawce skoków byłaby blisko pilnej potrzeby sięgnięcia po defibrylator. Tymczasem Elin bez trudu i zadyszki wyciąga każdą wokalną górkę. Jakby tego wszystkiego było mało, "I Felt a Change" wykonała samodzielnie, akompaniując sobie na organach. Tytułowa 'Pani w złocie' to synonim śmierci, ale to w końcu wokalistka jest w tym składzie największym złotym samorodkiem.
Na tle Szwedki reszta składu, wzmocnionego na potrzeby koncertu piątym muzykiem - Rickardem Nygrenem, odpowiedzialnym za gitarę i organy, nie musi już silić się na szczególną żywiołowość. Co zresztą nie byłoby także łatwe, bo choćby taki Dorian Sorriaux, nawet występując na rodzimej ziemi ani myśli pozować na gitarowego, uwielbianego przez tłumy herosa. A przecież skromny, wręcz nieśmiały Dorian dysponuje naprawdę solidnym talentem, a zarazem naturalnym wyczuciem stylistyki, którego nie można po prostu się nauczyć.
Cały koncert, podczas którego kapela wykonała "Lady in Gold" niemal w całości, został doskonale zrealizowany. I to poczynając od pierwszych ujęć, gdy zespół wkracza na scenę. Do klimatu retro dopasowano nawet czcionkę i układ graficzny napisów początkowych. Montaż jest dynamiczny, ale bez zbędnych fajerwerków, nadmiernego wygładzania brzmienia i plastiku w obrazie, który tylko wzmacniałby wrażenie nierzeczywistości oglądanych scen.
A jeśli cyfrowy format "Live in Paris" miałby niektórym fanom przeszkadzać we właściwym odbiorze tej retro sztuki, Nuclear Blast ma na to odpowiedź w postaci kilku wersji edycji winylowej, w tym rzecz jasna i złotej. Są tacy, którzy nade wszystko przedkładają widok obracającego się na talerzu winylowego placka, zapewniam jednak, że Elin wraz z kolegami potrafią sprawić, że na czas oglądania przychylniej spojrzy się na telewizor.
Szymon Kubicki