O Akompaniamencie Ciąg Dalszy...

Piotr Lemański
O Akompaniamencie Ciąg Dalszy...
Zgodnie z obietnicą w tym miesiącu zajmiemy się tworzeniem bardziej rozwiniętych melodii, które posłużą nam do wypełniania przestrzeni między akordami.

Aby było bardziej interesująco, to podobnie jak miesiąc temu wykorzystamy akordy z bluesa w tonacji F, którego uczyliście się w majowym workshopie. Odstąpimy już od prostych gamowych połączeń na rzecz bardziej ciekawych melodyjek, co oczywiście nie oznacza, że siła akompaniamentu polega na komplikowaniu linii melodycznych. Prostota i umiarkowanie od pokoleń była w cenie i nie należy o tym podczas gry zapominać, z drugiej jednak strony - odrobina finezji i wirtuozerii jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a w wielu przypadkach dodała blasku muzyce bez względu na to, czy odbywało się to na pierwszym czy drugim planie.

 

Oto przykład 1 - porównajcie go z bluesem z poprzedniego miesiąca, zwracając może uwagę nie na same akordy, ale raczej na to, co odbywa się w przestrzeni między akordami. Oczywiście, jak zauważyliście, zrezygnowałem w zasadzie całkowicie z łączenia akordów najbliższą drogą. Akompaniament, poprzez rozbudowanie granych "single note" melodyjek, stał się teraz zdecydowanie bardziej urozmaicony - rzekłbym, że nawet za bardzo - więc zapewne domyślacie się, że po opanowaniu dzisiejszego tematu przystąpicie do łączenia obydwu sposobów, tzn. tego, o czym rozmawiamy teraz, oraz tego, o czym pisałem miesiąc temu. Jest jeszcze jedna sprawa, o której musicie pamiętać, a jest to jeden z bardzo ważnych elementów płynnego akompaniamentu. Chodzi mianowicie o właściwe palcowanie dźwięków granych techniką "single note", czyli tego wszystkiego, co w naszym akompaniamencie wypełnia przestrzeń między akordami. W przykładzie 1 niektóre dźwięki są opalcowane. Ale tylko niektóre, ponieważ uznałem za bezzasadne podpisywanie palców pod akordami - myślę, że jest to chyba oczywiste... Przypatrzcie się więc dokładnie tym miejscom, o których mówimy. Zasada jest prosta - ostatni dźwięk przed akordem nie powinien być przyciskany palcem, którego używamy na innej strunie w następującym za chwilę akordzie. Nieprzestrzeganie tej zasady powoduje zerwanie płynności frazy, i to w najważniejszym momencie, czyli na połączeniu "single note" z akordem! Jeśli chcecie uzyskać dobry rezultat, to nauczcie się najpierw płynnie grać całe ćwiczenie pojedynczym dźwiękiem. Potem spróbujcie uzyskać ten sam muzyczny rezultat, grając całego bluesa tak jak został napisany, czyli razem z akordami. Nie szczędźcie czasu na szlifowanie szczegółów. Sami zobaczycie, jak to się opłaca. Jeśli zerkniecie do poprzednich workshopów traktujących o grze akordowej, to i tam zapewne znajdziecie fragmenty poświęcone temu problemowi. Muzykę tworzy się nie poprzez jakiekolwiek zagranie dźwięków, tylko poprzez świadome frazowanie. Dotyczy to zarówno gry solowej, jak i akompaniamentu.

 

Przejdźmy teraz do ćwiczeń przedstawionych w przykładzie 2. Podobnie jak miesiąc temu starałem się tu zaprezentować jak największą ilość sposobów na łączenie dwóch akordów. Zgodnie z obietnicą zamiast przebiegów gamowych mamy kilka zagrywek z wykorzystaniem większych interwałów oraz prostych obiegników. Każda fraza została najpierw zagrana "single note", a dopiero później zharmonizowana. Można w ten sposób ogrywać jeden akord (F7) lub starać się połączyć dwa sąsiadujące (np. Cm7 i F7). Myślę, że i tym razem poradzicie sobie z rozwinięciem idei zawartych w tych czterech 2-taktówkach i że każdy przykład przegracie na kilka sposobów na całym gryfie. Tego typu ćwiczenie pozwoli Wam wyrobić sobie niezbędną podczas akompaniamentu dyscyplinę, a jednocześnie pobudzi wyobraźnię. Nie zapomnijcie tylko o tym, żeby używać właściwych palców lewej ręki podczas łączenia pojedynczych dźwięków z akordami. Oczywiście jest to, jak zwykle, tylko kilka przykładowych fraz, których celem jest również zapłodnienie waszej wyobraźni, tak aby każdy z Was zaczął sam układać swoje melodyjki. Jak więc ćwiczyć? Pierwsza sprawa to uzyskanie sprawności warsztatowej przy łączeniu lub ogrywaniu akordów na bazie podstawowych wprawek. Popuśćcie wodze wyobraźni i powymyślajcie inne warianty zaproponowanych przeze mnie ćwiczeń. Im więcej, tym lepiej, ponieważ rzadko się zdarza, że na scenie wygramy to, czego wcześniej nie przećwiczyliśmy. Pamiętajcie jeszcze o jednym: akompaniament to służba soliście. Musicie być więc precyzyjni i jednoznaczni, a to samo raczej nie przychodzi. Druga sprawa to wykorzystanie Waszej technicznej sprawności do układania melodyjek. Spróbujcie zaakompaniować, grając tylko "single note". Jeśli w przykładzie 1. zostanie z każdego akordu tylko najwyższy dźwięk, to otrzymacie ilustrację tego, o czym teraz piszę. Układanie tych krótkich, kilkudźwiękowych fraz też ma swoje zasady. Po pierwsze - musicie grać je raczej na strunach E1 i H2, ponieważ tam zwykle znajduje się najwyższy głos akordu. Po drugie - zwracajcie uwagę na przejrzystość rytmiczną, która to - wsparta późniejszym wplataniem akordów dla podkreślania akcentów - stworzy dodatkowy "napęd" dla solisty. Po trzecie - im krótsze, tym lepsze. Jak już pisałem, tego typu ogrywanie harmonii prowadzi do wyrabiania zwięzłości wypowiedzi, ponieważ zanim pozwolimy paluszkom pobiegać po gryfie, to pomyślimy, że już za chwilę musimy to samo zagrać razem z określonymi akordami.

Niektórzy twierdzą, że dobrym akompaniatorem trzeba się urodzić. Na pewno jest w tym cząstka prawdy, ale zdecydowanie bardziej wierzę, że naprawdę dużo można wyćwiczyć. Jazz jest muzyką zespołową i tak jak każdy solidny stół, który musi stać na czterech mocnych, równych nogach, tak i w zespole - jeśli jeden z muzyków będzie chociaż trochę odstawał od reszty, to wszystko będzie kuleć. Bez dobrej sekcji nie ma dobrego grania. Pomyślcie, ile czasami oczekujecie od akompaniatorów, i pamiętajcie, że kiedy role się odwrócą, będziecie musieli sprostać oczekiwaniom solistów. Jest to duża odpowiedzialność, ale jeszcze większa przyjemność.

Podczas ogrywania przedstawionych przykładów zwracajcie szczególną uwagę na właściwą artykulację i rytmiczną wyrazistość każdej frazy. Nic tak nie "osłabia" solisty jak niemrawo grająca sekcja rytmiczna. Jeśli już traficie na proponowane przeze mnie nagrania z udziałem Jima Halla czy Eda Bickerta, to oprócz niewątpliwej przyjemności śledzenia melodycznych aspektów akompaniamentu polecam również zwrócić uwagę na wspomnianą właśnie stronę artykulacyjno-rytmiczną.

(Piotr Lemański)