Kiedy w 2003 roku Tommy Thayer oficjalnie zastąpił oryginalnego gitarzystę solowego KISS Ace’a Frehleya, wielu ortodoksyjnych fanów tej amerykańskiej ikony rocka, uznało ten fakt za profanację...
Radykałowie nie mieli mu za złe, iż zajął wolny wakat muzyka, ale to, że Tommy niejako „wcielił się” w postać wykreowanego przez Frehleya „Spacemana”. Thayer wykorzystał jego kostiumy i charakterystyczny makijaż, przez co naraził się na coś, co dziś określamy mianem „mowy nienawiści”. Nie tylko kostium i make-up upodabniały go do pierwowzoru. Także jego zachowanie na scenie do złudzenia przypominało oryginał, a zagrywki solowe na dwóch studyjnych albumach, które zarejestrował z KISS już jako pełnoprawny członek zespołu, wyraźnie noszą znamiona charakterystycznego stylu Ace'a.
Trzeba pamiętać, że od początku lat 80. KISS to zespół Paula Stanleya i Gene’a Simmonsa. To oni podejmują wszelkie decyzje związane z wizerunkiem grupy i są odpowiedzialni za „politykę kadrową”. Jeśli liderzy zgodnie uznali, że KISS będzie kontynuować dotychczasową działalność, korzystając z klasycznego image'u, to nie było w zasięgu lepszego kandydata na zastępstwo Ace’a Frehleya. Tommy w obozie KISS pojawił się w roku 1986. Podczas trasy promującej płytę „Asylum”, jego grupa Black'n'Blue była supportem. Wtedy to zawarł bliższą znajomość z Genem Simmonsem, który to stał się producentem drugiego albumu B'n'B. Panowie pisywali też wspólnie piosenki, a efekty ich pracy możemy posłuchać na albumach KISS „Hot in the Shade” i „Carnival of Souls”.
Tommy pełnił także funkcję asystenta personalnego basisty KISS, stopniowo awansując do roli tour managera. Jemu to zawdzięczamy trasę KISS Convention z 1995 roku. To były całodniowe imprezy poświęcone KISS, połączone z ekspozycją pamiątek, pokazami archiwalnych materiałów video i zwieńczone akustycznymi koncertami zespołu. Thayer był odpowiedzialny za organizację całego przedsięwzięcia i wywiązał się z tego wzorowo. Funkcję tour managera Tommy objął także podczas słynnego Reunion Tour w latach 1996/97, kiedy to KISS powrócił do swojego oryginalnego składu i klasycznych makijaży. Zanim jednak doszło do reaktywacji pierwszego składu, Thayerowi przypadła niewdzięczna rola nauczyciela muzyki. Jego uczniem był nie kto inny, jak sam Ace Frehley, który poprzez wieloletnie nadużywanie alkoholu, zresetował się do tego stopnia, że zapomniał większość tego, co sam kiedyś skomponował. Tommy partie gitary Frehleya znał na wylot, ponieważ wcześniej występował także w tribute band KISS Cold Gin. Jakby tego było mało, Thayer podjął się produkcji dwóch materiałów video KISS „The Second Coming” i „The Last Kiss”, udowadniając, że zagadnienie montażu filmu, też nie jest mu obce.
W 2000 roku podczas „Farewell Tour”, Ace Frehley po raz kolejny zaczął stwarzać problemy. Pojawiał się niejednokrotnie na kilka chwil przed rozpoczęciem koncertu, a i jego forma pozostawiała wiele do życzenia. Dlatego też panowie Stanley i Simmons zdecydowali się skorzystać z „polisy ubezpieczeniowej”, jaką był dla nich Tommy Thayer. Kilkakrotnie, niczym zawodnik rezerwowy, stał w „blokach startowych”, w pełnym rynsztunku i z gitarą, gotowy zastąpić Frehleya. Na szczęście nigdy do tego nie doszło. Natomiast kilka razy zdarzyło mu się dublować Ace'a w występach telewizyjnych. W 1998 roku Tommy zarejestrował też niektóre partie gitar na albumie „Psycho Circus”, rzekomo nagranym w oryginalnym składzie. Także gdy Ace Frehley w 2002 roku definitywnie zdecydował się opuścić KISS, wybór jego następcy nie nastręczał liderom większego problemu. Z Tommy Thayerem udało mi się porozmawiać na kilka dni przed rozpoczęciem trasy koncertowej „The End Of Road Tour”…
Wojtek Maciejewski: Jesteście w trakcie prób przed waszą pożegnalną i najdłuższą trasą w historii istnienia KISS. Jakich atrakcji możemy spodziewać się na koncertach?
Tommy Thayer: Wiesz, to będzie największa trasa jaką zagramy. Nigdy wcześniej nie graliśmy tak długiego tourne. Przeprowadzamy próby już od dwóch tygodni. Tak, tak, wiem że każdy zespół opowiada takie historie przed swoją kolejną trasą... (śmiech) Ale tak na poważnie, to przygotowania trwają już od kilku miesięcy.
Ta nowa scena, o której mówicie od kilku tygodni, to będzie coś zupełnie nowego? Czy wykorzystacie też fragmenty starej scenografii?
Jeszcze nigdy czegoś takiego nie robiliśmy. To będzie większe niż wszystko, co do tej pory widzieliście. Mogę obiecać, że to będzie najbardziej zaawansowane technologicznie show, jakie do tej pory mieliśmy. Nigdy wcześniej nie poświęciliśmy tyle czasu i energii w projektowanie nowej scenografii. Nowa scena, nowe efekty, nowa pirotechnika. Jestem przekonany, że każdemu to się spodoba, kiedy to zobaczy.
Podczas tej trasy odwiedzicie również Polskę. Polska to jeden z nielicznych cywilizowanych krajów, w których KISS jeszcze nie koncertował. Czy coś wiesz na temat Polski?
Hmm... Nigdy wcześniej u was nie byłem... Wiem, że Polki są bardzo piękne i… Może to wydać ci się dziwne, ale zawsze jestem podekscytowany kiedy podróżuję do miejsca, w którym jeszcze nie byłem. Nasz plan dnia jest zazwyczaj bardzo napięty, ale zawsze staram się znaleźć czas, aby choć trochę pozwiedzać. Wiem, że macie bardzo interesującą historię i mam nadzieję, że uda mi się wygospodarować trochę wolnego czasu, aby coś interesującego zobaczyć.
Kilka razy porównywałem zestaw utworów, które graliście w USA, z tym, co mogliśmy usłyszeć w Europie, i zauważyłem, że nie rozpieszczaliście europejskich fanów. Mam na myśli zmiany set listy. „I Stole Your Love”, „Makin Love”, „I Want You”, „Love Her All I Can” czy „Hide Your Heart” nigdy nie były grane na starym kontynencie w tym składzie. Czy usłyszymy którąś z tych kompozycji podczas zbliżającej się trasy?
To będzie klasyczny zestaw utworów KISS. Niektóre z wymienionych przez ciebie piosenek dawno nie były grane na koncertach, więc trudno jest powiedzieć, jakiego dokonamy wyboru. Ale mogę ci powiedzieć, że „Hide Your Heart” znajdzie się w koncertowym secie.
Podczas ostatniego KISS KRUISE w trakcie akustycznego koncertu na scenie pojawili się jako goście Ace Frehley i Bruce Kulick. Czy jest szansa, aby taki jam miał jeszcze kiedyś miejsce w przyszłości?
To była jednorazowa przygoda. Spontaniczna i niezaplanowana akcja. Zagraliśmy akustyczny koncert i oni po prostu do nas dołączyli na kilka piosenek. Było dużo zabawy i fanom się to podobało. Jednak nie planujemy tego podczas nadchodzącej trasy. Ale gdyby któryś z nich gdzieś był w okolicy, to kto wie?
Dziś twoim imieniem sygnowane są dwa modele gitar marki Epiphone. A czy pamiętasz swoją pierwsza gitarę?
Tak. Pamiętam. Kiedy byłem dzieciakiem, w naszym domu była bardzo stara, akustyczna gitara, firmy Stella. Bardzo tani model. Wcześniej mój brat próbował na niej grać, choć nie miała wszystkich strun. Na niej opanowałem podstawowe akordy i oczywiście zapragnąłem natychmiast gitary elektrycznej. Zawsze podobał mi się jej dźwięk. W tym czasie grałem w szkolnej orkiestrze na saksofonie. I powiem szczerze, niespecjalnie mnie ten instrument interesował. Wtedy moja mama postanowiła mi pomóc. Zawarła ze mną układ. Poszliśmy do sklepu muzycznego i dostałem od niej wymarzonego Fendera. Kosztował chyba 155 dolarów. Warunkiem umowy było to, że będę kontynuował grę na saksofonie w szkole średniej. I powiem ci, że to był dobry pomysł, ponieważ jakoś sobie radzę na tym instrumencie do dziś. Dzięki ci mamo!
Jak oceniasz dzisiejszy przemysł muzyczny. I czy jest sens nagrywania kolejnego studyjnego albumu KISS?
Hmm… To skomplikowane. Sam wiesz. Wszystko się zmieniło. Obecnie biznes muzyczny praktycznie nie istnieje, jeśli pod tym pojęciem rozumiesz sprzedaż płyt. Streaming wyparł wszystko. Przychody z tego tytułu są znikome, a wielu ludzi po prostu nic nie płaci za to. Jest ogromna różnica z tym, co było kiedyś, a jest teraz. Wyobraź sobie... zespół taki jak KISS poświęca wiele czasu na napisanie nowych piosenek i ich nagraniu w studio. A w finale profity z tego są znikome. Owszem, zdaję sobie sprawę, że fani chcieliby kolejny album. Ale z biznesowego punktu widzenia nagranie nowej płyty dziś nie ma sensu.
W takim razie czy możemy liczyć na reedycje klasycznych albumów, poszerzonych o niepublikowane utwory lub dema. Coś w stylu „Love Gun Deluxe Edition”, które ukazało się kilka lat temu?
Myśleliśmy o tym, żeby wydać więcej takich pozycji. Materiału jest sporo. Kiedyś nawet przeglądałem archiwa w kontekście „Creatures of the Night”. Ale teraz jesteśmy bardzo zajęci i nie mamy planów aby wydać konkretny album w „Deluxe Edtion”. Wiem, że fani uwielbiają takie rzeczy i z pewnością to kiedyś zrobimy.
Byłeś odpowiedzialny za selekcję materiału na serię DVD zatytułowaną „Kissology”. W 2011 roku zapowiedziano czwartą cześć. Rok później rozmawiałem z Erikiem Singerem i na pytanie kiedy możemy spodziewać się „Kissology 4”, odparł: „wkrótce”. Kilka lat później Paul Stanley stwierdził, że DVD jest „prawie gotowe”. Czy mógłbyś skomentować jakoś tę historię?
(śmiech) Tak, masz rację, to również skomplikowana historia. Jak wiesz, jestem producentem tego wydawnictwa. Obecnie ukończone jest jego 80-90%. Wiele rzeczy nakręciliśmy, jak to się mówi, „do puszki”. Teraz Gene i Paul muszą podjąć decyzję, jak będzie wyglądać wersja ostateczna. Obawiam się jednak, że premiera „Kissology 4” znowu będzie przesunięta, zwłaszcza, że zaczynamy pracę nad kolejnym filmem, dokumentującym nasze nowe tourne. Myślę, że to też powinno być interesujące dla naszych fanów.
Wiosną 1996 tuż przed rozpoczęciem słynnego „Reunion Tour”, pracowałeś jako personalny trener gitarowy Ace'a. Paul Stanley w swojej autobiografii stwierdził, że muzyczna forma Frehleya była wtedy tragiczna. A jak Ty oceniasz jego ówczesny stan? Czy było aż tak źle?
Tak, to prawda, zacząłem pracę z nimi znacznie wcześniej. Wiosną 1996 roku. Jeśli mam być szczery to tych dwóch facetów z oryginalnego składu (Tommy ma tu na myśli też Petera Crissa – przyp. red.), nie było w stanie zagrać swoich własnych utworów. Czasem to były poszczególne fragmenty, a niejednokrotnie całe piosenki. Oni najzwyczajniej w świecie zapomnieli jak się gra kawałki KISS. Dlatego nie było mowy o próbach. Najpierw trzeba było sobie przypomnieć, co grać i jak grać. Musiałem to wszytko poskładać, tak aby Ace i Peter mogli znowu pracować razem i rozpocząć próby przed trasą.
Jedenaście lat temu podczas trasy KISS Alive 35, Paul Stanley zapowiedział, że chcecie osiągnąć oryginalne brzmienie KISS z lat 70. Pamiętam, że zagraliście wtedy cały materiał z „KISS Alive!”. Wtedy to zacząłeś używać niemieckiego wzmacniacza Hughes & Kettner, który ma bardzo silny przester. Moim zdaniem jego sound daleki jest od klasycznego brzmienia KISS. Dlaczego akurat ten wzmacniacz?
(śmiech) Hmm... Ja myślę, że nie masz racji. Po pierwsze jednak, zgadzam się z tobą, że te piece mają bardzo silną opcję distortion. Ale ja nie ustawiam przesteru do końca. Ciekawe jest to, co mówisz... Gdybyś mógł obejrzeć moje ustawienia, to zobaczyłbyś, że gain jest odkręcony w niewielkim stopniu. I zazwyczaj upewniam się, czy nie przekroczyłem tej cienkiej linii. Właściwie to zawsze starałem się wykreować dźwięk zbliżony do tego, co słyszeliśmy w latach 70. Niemcy produkują świetne wzmacniacze i ja jestem z mojego modelu bardzo zadowolony.
Czy kiedykolwiek myślałeś na temat swojego solowego albumu?
Wiesz, nigdy nic nie wiadomo. Jakiś czas temu napisałem kilka piosenek z Jasonem Scheffem, który mieszka obok mnie. Grał przez wiele lat w zespole Chicago. Wokalista i basista, bardzo utalentowany facet i świetny kompozytor. Napisaliśmy razem osiem utworów i nie wiem, czy to kiedyś wydamy. Rozmawialiśmy o tym kilka razy i w dalszym ciągu nie wiemy, czy warto to publikować. Na bębnach zagrał Steve Ferrone z Tom Petty and The Heartbreakers, a Bill Champlin, który również grał w zespole Chicago, odpowiedzialny jest za instrumenty klawiszowe. Louis Conte ubarwił to wszystko instrumentami perkusyjnymi. Być może wydamy to kiedyś w przyszłości, kto wie? Wiesz, to jest dalekie od hard rocka, jest bardziej popowe, ale utwory są naprawdę dobre. Głównie chodziło nam o to, aby sprawić sobie frajdę i mieć dobrą zabawę.
W takim razie życzę ci, aby ten materiał ukazał się w przyszłości. Dzięki za wywiad i do zobaczenia na koncercie w Polsce!
Rozmawiał: Wojtek Maciejewski