Olbrzymie muzyczne dziedzictwo: 150 nigdy niewydanych utworów, cała masa starych zdjęć i figurka z jego własnym wizerunkiem. A to dopiero początek. Jesteście ciekawi co Gene Simmons wymyślił tym razem? Chcecie wiedzieć co basista Kiss może Wam sprzedać za 50 tysięcy dolarów?
Mimo że na scenie spędził 50 ostatnich lat, wciąż nie planuje emerytury. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych basistów na świecie, który bez wątpienia, znacząco przyczynił się do rozwoju amerykańskiego rock’n’rolla wciąż aktywnie udziela się w muzycznym biznesie. Można by długo wymieniać czym oprócz gry na gitarze basowej zajmował się w swoim życiu 68-letni obecnie Gene Simmons z zespołu Kiss. Zwycięzca nagrody Grammy, aktor, przedsiębiorca, autor książek i wykwalifikowany skandalista właśnie wypuścił na rynek największy w historii kolekcjonerski zestaw płyt zamkniętych… w sejfie.
Obita metalowymi elementami skrzynia na kółkach przypomina artefakt znaleziony podczas podwodnej podróży do wnętrza zatopionego Titanica. Muzyczne dziedzictwo Simmonsa zawiera 10 albumów wypełnionych w sumie 18 godzinami muzyki, która nigdy wcześniej nie trafiła na żadne wydawnictwo. W zestawie znajduje się też książka, kolekcjonerska moneta i figurka z podobizną muzyka zespołu Kiss. To jednak nie koniec szaleństwa. W zależności od tego jaki zestaw wybierzemy, możemy liczyć na wiele dodatkowych atrakcji. Ceny zaczynają się od 2 tysięcy dolarów. Najdroższy „Gene Simmons Vault” wyceniony został na 50 tysięcy dolarów. Jeśli wybierzecie tę opcję, muzyk sam dostarczy skrzynię do dowolnego miejsca na świecie w bonusie dorzucając 2-godzinny koncert. Nie zabrakło też zestawów z sygnowanymi gitarami Simmonsa, Axe lub Punisher.
Gene był w świetnym humorze kiedy przywitał nas w londyńskim hotelu gdzie akurat się zatrzymał. Na przywitanie przybiliśmy „żółwika” co było chyba potwierdzeniem tego, że muzyk wciąż czuje się młodo. Obejrzeliśmy jego słynne gitary, wymieniliśmy kilka uwag na typowo męskie tematy i przeszliśmy do rozmowy.
Gitarzysta: Legendarny Gene Simmons! Wolisz być nazywany Panem i Odkupicielem czy wystarczy po prostu Gene?
Gene Simmons: (Wyjmuje z kieszeni iPhona) Siri, jak na mnie mówisz? (Urządzenie odpowiada: „Jesteś moim Panem i Odkupicielem”).
Świetny początek rozmowy! (śmiech) Przejdźmy jednak do konkretów. Opowiedz nam o swoim „sejfie”. Czy to twoje całe muzyczne dziedzictwo?
Nie kupuję takich pustych frazesów jak „dziedzictwo”. Wyobraź sobie, że spotyka cię to szczęście i wspinasz się na Olimp. Masz wystarczająco dużo kasy, żeby zorganizować tam imprezę. I co, robisz to samemu? W pojedynkę? Chodzi mi o to, że wydawanie takich płyt po śmierci artysty mija się z celem. Pierdolę taki układ. Ja też chcę być częścią czegoś takiego! Po co wspinać się na ten cholerny Olimp jeśli na szczycie masz być tylko ty. Jeśli byłoby mi dane zrobić tam imprezę, chciałbym zabrać tam ze sobą jak najwięcej osób. Chcę, żeby cieszyli się tym razem ze mną. Myślę, że bez obecności czy zainteresowania innych ludzi nic nie ma tak naprawdę wartości. Cała idea jaka stoi za pieniędzmi, władzą, pięknem i pozycją nie ma sensu kiedy człowiek jest sam. Śmierć i zniknięcie z tego świata nie ma dla mnie żadnej wartości. Jeśli mam na coś pomysł, chcę go zrealizować póki żyję.
Co w takim razie znajduje się w tej ogromnej skrzyni?
To największy „box set” jaki kiedykolwiek powstał. W jego skład wchodzi 150 utworów, które nigdy wcześniej nie zostały nigdzie udostępnione. Powstawały między 1966 a 2016 rokiem. Nikt nigdy nie wydał czegoś takiego. Można tam znaleźć trzy kawałki, które 18 lat temu napisałem z Bobem Dylanem a także utwory nagrane z Van Halen. Oczywiście nie brakuje tam numerów, które robiłem razem z Kiss. Niektóre z nich to świeżynki z 2016 roku ale są też starocie z lat 60. Wszystko zagrane tymi rękami! (Gene wyciąga dłoń przed siebie) Sami zobaczcie. Mam 68 lat i nic się nie trzęsie. To wszystko dzięki całkowitemu odstawieniu alkoholu i papierosów!
Dawno nie widzieliśmy tak mocnej ręki Gene…
No więc, wymyśliłem sobie tę moją skrzynię. A ponieważ mam to szczęście, że jestem kurewsko bogaty, stwierdziłem, że pokryję wszystkie koszty jej dostarczenia do moich fanów. Zapłacę za loty, hotele, ubezpieczenie i ochronę. Jeśli mieszkasz w Sheffield i zamówisz jeden z tych zestawów to przylecę i zagram koncert dla ciebie i twoich znajomych. Dostarczę skrzynię osobiście, prosto do rąk własnych. Zagram na gitarze, poopowiadam trochę historii… Jak sami widzicie, „sejf” wykonany jest z najwyższej jakości materiałów!
To prawda, wygląda niesamowicie.
Każda skrzynia jest personalizowana. Oznacza to, że w każdym zestawie można znaleźć inne skarby. Wszystko to pochodzi z mojej prywatnej kolekcji. To może być wszystko: od ciuchów, po nakładki na buty, które nosiłem na scenie.
Słyszeliśmy, że jest też zestaw w którym można znaleźć jeden z twoich legendarnych basów: Axe lub Punisher.
Podpisany Gene Simmons Axe kosztuje od 5 do 15 tysięcy dolarów. Mój box set kosztuje 2 tysiące dolarów. Za oba basy w zestawach inkasuję tym razem 6 tysięcy. Niezła promocja, co?
A jest coś za pięć dolarów?
Przykro mi panowie. Rolls-Royce’a kupuje się w pełnej cenie albo w ogóle. Planuję wypuścić tylko kilka tysięcy takich zestawów. Kiedy wszystko się sprzeda nie będzie drugiej partii. Jeśli ktoś chce żebym spędził z nim cały dzień, musi liczyć się z kosztami rzędu 50 tysięcy dolców. Można zaprosić znajomych i wyjść wspólnie do pubu. Cokolwiek sobie życzycie. Muszę tylko wiedzieć, że naprawdę spędzam czas z ludźmi, którzy czerpią z tego autentyczną radość. W innym wypadku nie ma takiej opcji. Za publiczne wystąpienia biorę normalnie od 100 do 500 tysięcy dolców więc chcę mieć pewność, że przy okazji całej tej akcji spotykam się z prawdziwymi fanami, którzy nadają dzieciakom imiona na cześć piosenek Kiss. To będzie moja ostatnia podróż. Mam 68 lat więc nie wiem ile uda mi się jeszcze pożyć.
Który z tych 150 utworów jest dla ciebie najważniejszy?
Wow! (Gene zamyśla się tutaj na dobrą minutę dop. red.) Myślę, że najważniejszy kawałek to ten z 1966 roku, który nagrałem jako pierwszy w życiu. To jak pierwszy pocałunek - tego się nigdy nie zapomina. Siedziałem wtedy w piwnicy i uczyłem się pierwszych, gitarowych akordów: A, G, D, C, A moll, D moll. Tekst szedł jakoś tak: „Mój wujek to tratwa, która mnie unosi”. I tak powstał pierwszy utwór jaki kiedykolwiek nagrałem.
Opowiedz nam coś więcej o pracy z Bobem Dylanem.
Złapałem za telefon i po prostu zadzwoniłem do jego managementu. Przecież nic nie traciłem, prawda? Bardzo często działam w ten sposób. Bob odebrał i spytał co u mnie słychać. Nie minęły dwa dni i Dylan przyjechał do mnie do domu. Wysiadł z nieoznakowanej furgonetki ze swoją akustyczną gitarą. Pamiętam, że przywitałem go w krótkich gaciach bo w Kalifornii było wtedy bardzo gorąco. Po prostu usiedliśmy i zaczęliśmy grać. Nagrałem wtedy cały proces jammowania i pisania piosenek. Wyszły nam z tego trzy numery.
Ten materiał będzie przekazywany z pokolenia na pokolenie…
Dokładnie o to mi chodziło! Żadne tam przechowywanie danych w chmurze, jednorazowe gówno i inne pierdy.
Kto stworzył dla ciebie projekt „sejfu”?
Różni ludzie byli odpowiedzialni za różne elementy składowe naszej skrzyni. Początkowo chciałem, żeby zajęła się tym firma, która produkuje prawdziwe sejfy ale wyszło to trochę za drogo. Postanowiliśmy więc działać „po kawałku”. Poszczególne elementy skrzyni pochodzą od różnych producentów. Weźmy na przykład kółka. Żadne tam aluminium. Są w całości wykonane z metalu, żeby przetrwały jak najdłużej. Przez rok czasu zbieraliśmy wszystkie części składowe. Tarcza z przodu to autentyk jak w prawdziwym sejfie. Do ostatnich dni zastanawialiśmy się, czy wprowadzać tu indywidualne kombinacje szyfrów. Stwierdziliśmy jednak, że każdy z nas ciągle zapomina o hasłach i innych PIN-ach dlatego olaliśmy ten temat. Nie chcieliśmy, żeby ludzie musieli się później włamywać do mojego „sejfu”.
Nie ma tu nawet odrobiny miejsca dla współczesnej kultury cyfrowej dystrybucji muzyki…
Wytwórnie płytowe są spłukane. Miałem udziały w kilku z nich ale kiedy wszyscy zaczęli ściągać muzykę w formie plików, dałem sobie z tym spokój. Jedyna szansa na lepsze czasy to zmiany w prawie, które mógłby wprowadzić rząd ale oni zawsze mają inne problemy. Rozwój technologii wyprzedził nasze czasy. Pęka mi serce kiedy widzę, że współczesne zespoły nie mają takich możliwości jak my przed laty. Żeby zarobić na życie, artyści muszą szukać innej pracy. Muzyka może być dla nich tylko hobby. W ten sposób zabijamy następców Elvisa czy Beatlesów. Oni gdzieś tam są ale nie ma szans, że postawią wszystko na jedną kartę. Myślę, że w perspektywie najbliższych 10 lat, nie ma co liczyć na zmiany.
W dzisiejszych czasach najważniejsze są wyświetlenia…
Co z tego? To również powinno kosztować! Moja córka (Sophie Simmons dop. red.) wydała numer „Kiss Me” w wytwórni Casablanca Records. Żeby była jasność, nie miałem z tym nic wspólnego. Piosenka zaliczyła 10 milionów odtworzeń ale co z tego? Sophie zarobiła na tym 214 dolarów! To jedna dziesięciotysięczna centa za pojedyncze odtworzenie!
Czy wliczały się w to odtworzenia na Spotify?
Spotify-srotify. Nie mam pojęcia. To naprawdę nie ma znaczenia!
Wróćmy do twojego „sejfu”. Czy osobiste dostarczanie skrzyni nie jest w pewien sposób problematyczne? Bilety lotnicze nie są tanie…
(szeptem) Jestem bogaty. Tak na prawdę wszystko jest względne. Kiedy za dzieciaka znalazłeś dolara na ulicy czułeś, że masz dużo pieniędzy. Kilka lat później, taką samą wartość miało dla ciebie już 10 dolarów. A jak wygrywasz na loterii 100 tysięcy dolców, tamte kwoty przestają mieć znaczenie. Dla każdego bycie bogatym oznacza inne sumy pieniędzy.
Ktoś kiedyś powiedział, że to nie pieniądze czynią bogatym…
Z tego miejsca mogę ci powiedzieć, że to idiota. I zaraz wyjaśnię dlaczego. Jeśli twoja matka potrzebuje operacji biodra albo ktoś z rodziny nie ma jedzenia lub domu, tylko pieniądze mogą tu pomóc. Etiopska matka wychowująca dziecko na pustyni Kalahari kocha je całym swoim sercem. Ale co z tego jeśli dziecko umrze ponieważ nie mają co jeść i gdzie się schronić. Pieniądze dają radość i nikt nie powie mi, że jest inaczej. Widzieliście kiedyś nieszczęśliwego człowieka, który wygrał kilka milionów dolarów w Lotto?
Ale czy to pieniądze same w sobie dają ludziom szczęście?
Oczywiście, że tak. Ujmijmy to w ten sposób: jeśli jesteś żałosnym chujkiem to wciąż lepiej być bogatym żałosnym chujkiem niż biednym. Trudno się z tym nie zgodzić. Pieniądze stoją u podstaw szczęścia. To dzięki nim możemy kupić jedzenie swoim dzieciom, wesprzeć organizacje charytatywne albo stworzyć nowe miejsca pracy. Zauważ, że w języku słowo biedny nie oznacza tylko kogoś kto nie ma pieniędzy. To również synonim dla kogoś komu współczujemy. Po przeciwnej stronie mamy np. „bogactwo składników odżywczych” w jedzeniu. Chodzi mi o to, że już na poziomie języka widać co jest tutaj bardziej pozytywne. Ludzie oszukują sami siebie mówiąc, że potrzebują tylko tyle pieniędzy, żeby móc przetrwać. Jeśli mają za dużo, chętnie przyjmę każdy grosz.
Opowiedz nam o swoich „basowych toporach”.
Zacznijmy od tego, że jest to konstrukcja neck-through. W przypadku innych rozwiązań, gryf narażony jest na wypaczenia od wilgoci. Kolejna ważna sprawa to australijskie drewno, które ma znacznie lepszą jakość niż jakiekolwiek inne z którego budowano moje instrumenty w przeszłości. Myślę, że ma to związek z glebą na której rośnie. U nas, ma ona znacznie mniej minerałów co wpływa na mniejszą porowatość drzew. Jeśli wybierzesz się do lasu w północnej Kalifornii, gdzie ziemia nie była nigdy uprawiana, zobaczysz ogromne drzewa… Jak one się nazywają…
Sekwoje?
Tak. Są niesamowicie grube. Takie drzewo nie może wyrosnąć nigdzie indziej. To za sprawą nienaruszonej gleby. Ziemia na której rośnie większość popularnych drzew ma mało minerałów bo przez setki lat pracowali tam rolnicy. Właśnie dlatego sprowadzamy drewno z Australii, mimo że jest znacznie droższe.
Skąd wziął się pomysł na ten nietypowy kształt gitar?
Cóż, nie przepadam za basami Fendera ponieważ ciężko gra się na nich wysokie dźwięki. Za duża część progów znajduje się już bezpośrednio na wysokości korpusu. Żeby się tam dostać, musisz być jak Jeff Beck ze swoim tappingiem. Zależało mi na tym, żeby gryf był jak najbardziej odsłonięty, oczywiście bez szkody dla całego instrumentu. Opracowanie idealnego kształtu trwało całą wieczność.
Jeden z basów, który czasami towarzyszy ci na scenie pozbawiony jest pokrętła „tone”. Gitara obklejona jest taśmą i ma przesunięte gniazdo. Skąd te modyfikacje?
Granie na żywo to zupełnie inna bajka niż nagrania w studio. Artyści łudzą się, że cały arsenał pokręteł może im w czymkolwiek pomóc podczas koncertu. Przełączniki przystawek, pokrętła w lewo, w prawo, w górę, w dół. Wszystkie te zmienne wpływają na siebie nawzajem. Później dochodzi do tego jeszcze brzmienie wzmacniacza do którego się podłączasz a w wielu przypadkach również preamp. Ale to nadal nie koniec. Są jeszcze różne brzmienia kolumn albo wyjście liniowe… Na koniec, przychodzi jeszcze czas na realizatora, który „ukręca” brzmienie z poziomu miksera. No i teraz niech mi ktoś powie, że pokrętła w gitarze dają mu jakąkolwiek kontrolę nad brzmieniem. Oczywiście, że nie!
Jakie twoim zdaniem jest najlepsze rozwiązanie w takiej sytuacji?
Trzeba znaleźć swoje ulubione brzmienie do grania na żywo i niczym więcej się nie przejmować. I tak jesteś zdany na łaskę swojego realizatora. To on jest najcenniejszym „narzędziem” na całej tej ścieżce, którą pokonuje dźwięk wydobyty z gitary. Musisz w pewien sposób dopasować się do schematu, który tworzy cały ten „soundsystem” ale to właśnie mikser powinien być tą jego częścią, która opanuje niesforne częstotliwości.
Co wybierasz: kostkę, czy granie palcami?
Często mam wrażenie, że muzycy studyjni nie mają pojęcia o graniu palcami na żywo. Czasami ciężko usłyszeć co wychodzi spod ich palców bo żaden dźwięk nie jest dostatecznie dobrze zaakcentowany. Oczywiście to też może się podobać bo zawsze na końcu i tak wszystko sprowadza się do przyjemnego dołu. Ale można też grać jak Chris Squire; z bardzo jasnym brzmieniem gdzie dokładnie słychać zarówno atak jak i poszczególne dźwięki. To trochę jak z pianinem. Słyszysz dźwięk bo wiesz kiedy został uderzony klawisz.
Wielu basistów rezygnuje ze wzmacniaczy podczas występów na żywo. Jak jest w twoim przypadku?
Pod tym względem jestem tradycjonalistą. Bardzo lubię brzmienie ze wzmacniacza. Zależy mi na tym, żeby usłyszeli je również ludzie, którzy stoją sto metrów od sceny. Chcę im dostarczyć najlepszych wrażeń dlatego wpinanie się w linię nie jest dla mnie.
Gene, bardzo dziękujemy za rozmowę. Cieszymy się, że wszystko układa się po twojej myśli!
Nie mogę narzekać. A nawet gdybym to robił i tak wszystkim latałoby to koło chuja. Oj! Przepraszam na słownictwo. Latałoby im to dookoła przyrodzenia. Tak będzie chyba bardziej poprawnie?