Wywiady
Adrian Vandenberg

Ex-gitarzysta Whitesnake opowiada o niskich poziomach głośności na scenie oraz o ciepłych garderobach…

2018-03-13

PIERWSZY KONCERT

„Pamiętam to doskonale. Moi rodzice nie zdawali sobie sprawy, że gram w kapeli – miałem wtedy 13 lat – a mieliśmy grać w niedzielne popołudnie w małym budyneczku przy kościele w Rotterdamie. Ojciec nie pozwalał mi grać na gitarze elektrycznej, nie wolno mi jej było nawet posiadać. Ale miałem akustyka, do którego potajemnie zdobyłem przetwornik, dzięki czemu mogłem się podpinać do radia – brzmienie było mocno przesterowane. Wykradłem się owego popołudnia z domu, ale dwóch moich kolegów dostało ataku paniki i nie odważyli się wejść na scenę. Tak więc zostałem tylko ja i perkusista. Zagrałem wtedy ‘A Whiter Shade Of Pale’.”

ARSENAŁ

„Używam dwóch stacków Marshalla – cztery paczki 4x12 i dwie głowy Plexi. Na stronie mam także jednego Marshalla 50 W Plexi z wczesnych lat 70. Na ostatniej trasie korzystałem także z comba Silver Jubilee, miksując wszystkie te wzmacniacze ze sobą. Mam coś co nazywa się ‘Box Of Doom’. Jest to izolowana paczka z mikrofonem, dzięki czemu mogę rozkręcać lampowe Marshalle tak jak lubię, nie zabijając jednocześnie realizatora ścianą dźwięku ze sceny. Tak więc tamte dwa Marshalle funkcjonują jako odsłuchy. Mam Les Paula, którego kupiłem jako nowego w roku 1980 – jeden z pierwszych modeli Heritage. Objechał ze mną kilka razy tę planetę dookoła i jestem do niego bardzo przywiązany. Na ostatnim albumie nie korzystałem w ogóle z efektów, ale na żywo używam kostki The Royal Overdrive zbudowanej dla mnie przez przyjaciela Petera Van Weeldena. To wspaniały, naturalnie brzmiący drive. Korzystam także z Quattro Carla Martina i paru innych efektów, takich jak MXR Phase 90… Ale przez 95% czasu gram z gitarą wpiętą bezpośrednio do Marshalli.”

 

RIDER

„To kolejna rzecz, w której staram się sam ograniczać. Pamiętam czasy rockowej chwały z Whitesnake, kiedy mieliśmy wszystkiego za dużo. Jakoś głupio było mi zostawiać te stoły, zastawione rzeczami, na zdobycie których ludzie poświęcili sporo czasu. Tak więc teraz rider mam dość prosty: kanapki, chipsy, słodycze w stylu M&M, jogurt, dwie butelki czerwonego wina, jedna butelka Whiskey, zgrzewka wody i kilka butelek Coli.”

BRZMIENIE LIVE

„Próbuję ograniczać poziom głośności na scenie na ile tylko mogę. Box of Doom, z którego korzystam ma jedno z wyjść puszczone na przody. Tak więc brzmienie jest kombinacją moich Marshalli i tego co idzie z przodu. Moja jedyna rada dotycząca dobrego brzmienia na żywo to: trzymaj poziom głośności na scenie w ryzach! Jeśli ci się to uda, zabrzmisz doskonale w każdej sali.”

CO JESZCZE?

„Jedyną pozamuzyczną rzeczą bez jakiej nie mogę się obejść jest odpowiednio nagrzana garderoba. Może jeszcze czysty prysznic. I to w zasadzie wszystko. Nie potrzebuję w trasie niczego innego".

 

PUBLICZNOŚĆ

„To co zawsze robiłem – a co najwyraźniej działa, bo mam z fanami na koncertach naprawdę dobry kontakt – to po prostu bycie sobą na scenie. Nie naśladuj Amerykanów, krzycząc na ludzi. Po prostu czerp maksimum przyjemności z tego co robisz i rób to z głębi serca. Nauczyłem się przez te wszystkie lata, że publiczność odbiera na poziomie intuicyjnym znacznie więcej niż nam się wydaje. Tak więc, spróbuj być prawdziwy.”

NAJLEPSZA MIEJSCÓWKA

„Jest ich całkiem sporo. To co zrobiło na mnie największe jak dotąd wrażenie, to występ z Whitesnakie na stadionie Wembley, w późnych latach 80. Niezwykłe, historyczne miejsce. Tak samo z Madison Square Garden – z powodu historii. Miło wspominam także pierwszy występ w Hammersmith Odeon z zespołem Vandenberg, gdzie supportowaliśmy Michaela Schenkera.”

JAK SPINAL TAP

„Było kilka śmiesznych sytuacji. Kiedy Vandenberg zaczął duże trasy w USA, graliśmy w sali na 2000 osób, gdzie miałem swój własny moment „Hello Cleveland”. Dostałem się przed mikrofon, ponieważ wokalista nie znał angielskiego i zacząłem: „Hello…” Cała sala zamilkła. Wtedy techniczny napisał mi na kartce nazwę miasta i rzucił mi pod nogi, abym mógł z tej sytuacji jakość wybrnąć.”

PŁYTA LIVE

„Moja ulubiona płyta koncertowa to ‘Band Of Gypsys’ Jimiego Hendrixa. Ta muzyka jest bez skazy. Jimi zagrał tam idealnie każdą nutę. W końcu spotkałem kiedyś Billa Grahama, promotora z Fillmore, gdzie nagrano ten album. Powiedział, że tego wieczoru pokłócił się z Hendrixem. Chcąc go zmotywować do wzniesienia się ponad swoje możliwości, rzucił mu w twarz, że nikogo już nie interesuje jego muzyka – każdy chce tylko zobaczyć atrakcję, kiedy to pali swoją gitarę na scenie. Jimi poczuł się obrażony i powiedział Billowi: ‘Udowodnię ci, że się mylisz. Wejdę tam i skopię ci dupsko swoją muzyką.’ I tak zrobił!”