Nie ma żadnych wątpliwości, że podczas odczytywania długiej listy rockowych sław, które odmieniły historię muzyki, usłyszymy nazwisko ‘Cornell’, a jego twórczość będzie pięknym świadectwem jego wielkości.
Jej rozpiętość emocjonalna od soulu do metalu to tylko jedna z przyczyn, dla których stał się ikoną nie jednego, a kilku pokoleń. Nawet obok grup takich jak Nirvana, Pearl Jam, Alice In Chains, Screaming Trees, Melvins czy Mudhoney, w fascynującej magmie alternatywnego rocka, której erupcji na północnym zachodzie USA byliśmy świadkami na początku lat 90., muzyka Soundgarden pokrywała najszersze muzyczne spektrum. Na wiele sposobów to właśnie temu zespołowi udało się zbudować pomost pomiędzy dziką kreatywnością Beatlesów, a bluesowym zacięciem Black Sabbath. Ich muzyka była głęboką, zaangażowaną różnorodnością, której manifest zawarty został na płycie "Superunknown". To na niej znalazło się powszechnie uznane arcydzieło Cornella: "Black Hole Sun".
Artystyczny duch Chrisa nie był jednak w stanie osiąść na dłużej w jednym miejscu, z gitarą w rękach lub bez niej, w zespołach takich jak Temple Of The Dog, Audioslave, a także jako artysta solowy, wcielając się w rolę akustycznego trubadura, kiedy to "prawie zapomniał o swym złamanym sercu". Przeszedł długą drogę i kiedy doszło do przyjętej z entuzjazmem reaktywacji grupy Soundgarden, był już zupełnie innym artystą, ciągnącym jednocześnie kila różnych wątków.
Podczas naszej rozmowy w roku 2013 tryskał gitarowym entuzjazmem. "Myślę, że to efekt wyjścia z Audioslave, kiedy wziąłem znów gitarę do ręki i napisałem parę płyt." - wyjaśniał - "Wtedy też Soundgarden zaczął znów funkcjonować i w środku tego wszystkiego grałem swoje akustyczne trasy. To było dla mnie coś nowego. Musisz grać precyzyjnie, kiedy masz przed sobą dwie i pół godziny akustycznego show, bo każdy człowiek na widowni będzie dokładnie słyszał każdy dźwięk. Oczywiście, mam spory dorobek, mnóstwo piosenek i bogaty katalog muzyczny, z którego mogę czerpać. Niemniej było to dla mnie doświadczenie porównywalne z debiutem, jakbym nagle wyszedł na scenę zupełnie nagi. Ale to mnie wzmocniło i rozwinęło poprzez dziesiątki koncertów, podczas których musiałem się skupić na tym, jak się zrelaksować i odnaleźć siebie w tak czystym środowisku, bez żadnych innych instrumentów w tle, na których mógłbym się oprzeć."
KONSTRUKTYWNE WSPARCIE
Dla tych, którzy poznali Cornella jako frontmana Audioslave, w pierwszej pięciolatce tego wieku, jego rola w Soundgarden nie była już tak oczywista. Nawet dla niego samego, powrót z nowym albumem - "King Animal" - wiązał się z wyzwaniami. "Na tej płycie jest sporo złożonych niuansów, z którymi musiałem się zmierzyć, szczególnie na płaszczyźnie połączenia wokalu z gitarą. Wcześniejsze granie tych akustycznych tras bardzo mi pomogło w ułożeniu gitarowego sudoku. Zwiększyło moją zdolność zrozumienia tego instrumentu, bo wydaje mi się, że wcześniej nie było to dla mnie czymś naturalnym." To może brzmieć jak fałszywa skromność, ale Thayil faktycznie utwierdził nas w tym mówiąc, że Chris był po powrocie do Soundgarden gitarzystą na dużo wyższym poziomie, niż wcześniej. Jego podejście do instrumentu było unikalne i z pewnością ubogacało charakterystyczną chemię tego zespołu.
Właściwie, to na początku Cornell zaczynał jako śpiewający perkusista, kiedy basista Hiro Yamamoto i gitarzysta Kim Thayil zakładali z nim Soundgarden w roku 1984. Na mikrofon przestawił się na zaledwie parę lat, zanim powstające kompozycje zespołu zaczęły się domagać drugiej gitary na koncertach. Według Kima Thayila, to właśnie te perkusyjne korzenie były kluczowe w formowaniu się stylu gitarowego Chrisa: "Ponieważ był naszym perkusistą, zawsze miał dobre poczucie rytmu." - powiedział nam w roku 2013 - "Grał z łokcia, podczas gdy niektórzy solowi gitarzyści grali z nadgarstka, a basiści z całego ramienia."
Thayil kibicował mu i wspierał jego kreatywne ambicje w okresie niedawno wypuszczonego ponownie debiutu z 1988 roku ("Ultramega OK"), co okazało się kluczowe dla przemiany z grupy punk rockowej w zespół o znacznie szerszej stylistycznie palecie. "W tamtym czasie byłem tak naprawdę nowicjuszem." - mówił Cornell - "Wcześniej nie grałem na gitarze, a kiedy już zacząłem, to tylko w celu przynoszenia nowych pomysłów i piosenek do Soundgarden. W przeciwieństwie do wielu innych zespołów, nikt nie próbował mnie zniechęcić. Wręcz przeciwnie, dostawałem od kolegów dużo wsparcia. Wchodziłem do pokoju, pokazywałem chłopakom jakiś riff i Kimowi się to podobało, a skoro to on jest gitarzystą, mógłby stroić fochy, że ktoś wkracza na jego terytorium. Ale nie, on odpowiadał zawsze pozytywnie, a nowe pomysły szybko przekształcały się piosenki. Tak więc początkiem mojej gitarowej drogi był właśnie ten album."
KRÓLOWIE RYTMU
Soundgarden nigdy nie był typowym, amerykańskim krążownikiem szos, broniącym rockowego metrum 4/4 jak niepodległości. Od samego początku czuć było odwagę do sięgania po nietypowe dla tego stylu rozwiązania rytmiczne, które stały się podwalinami utworów takich jak "Rusty Cage", "Fell On Black Days" czy "By Crooked Steps". I jakkolwiek rytmy takie byłyby jak kłoda rzucona pod nogi innych wokalistów, Chris dawał z siebie wszystko, by na scenie był odpowiedni drive.
"Melodia wokalu jest tutaj na 4/4, a gitary grają na 5/4." - wyjaśniał nam strukturę ostatniej ze wspomnianych piosenek - "To coś co ten zespół potrafi robić naprawdę dobrze. Mieliśmy single pnące się na szczyty list przebojów utrzymane w metrum 6/4, a nikt tego nawet nie zauważył. W radio grano nasze utwory utrzymane w nieparzystym metrum, z jakimiś dziwnymi przejściami w środku. ‘By Crooked Steps’ zalicza się do tej kategorii, szczególnie jeśli chodzi o sposób, w jaki wokal układa się nad gitarami. Wydaje się niemal, że to typowa rockowa piosenka, a jednak coś tam jest krzywo. Nie jest to coś oczywistego, jak na chwilę usiądziesz i nad tym pomyślisz. A jednak płynie. Ten utwór był pierwszym, podczas którego tworzenia poczułem, że wznosimy swój kunszt na zupełnie nowy poziom. Ale jednocześnie jest to jeden z najbardziej wymagających kawałków, jeśli chodzi o jednoczesne śpiewanie i granie na gitarze. Sam wokal byłby prosty, ale ten wokal plus ta partia gitary, to już zupełnie inna historia. Nie jest to dla mnie jednak nowość, bo np. ‘Rusty Cage’ z początku też wydawał mi się trudny do wykonania."
ROCK ALTERNATYWNY
Wszyscy komponujący członkowie zespołu, wliczając w to perkusistę Matta Cameronanda i ewentualnego zastępcę Hiro Yamamoto - Bena Shepherda - dołożyli wszelkich starań, by nietypowo było także w kwestii strojenia instrumentów. Wpłynęło to na sonorystykę muzyki, która wkracza w rejony nie eksplorowane przez nikogo innego. Już w okolicach "Superunknown" ich racki sprzętowe zaczynały rdzewieć i wydawało się, że muzycy Soundgarden czerpią z rozmaitych strojów tyle samo inspiracji, co Edge z U2 z całej podłogi efektów. Ale Cornell zapewnia, że droga ta nie była w pełni świadomym wyborem - w większości przypadków, jest to kwestia znalezienia się we właściwym miejscu, we właściwym czasie.
"Liczy się bardziej bliskość i dostępność danego stroju, niż nagłe przestrojenie gitary do konkretnego stroju i próba wymyślenia kawałka na siłę. Jest jakiś powód, dla którego instrument jest przestrojony, chodzisz koło niego, a pewnego dnia bierzesz do ręki i pojawia się coś nowego. Tak było z ‘Been Away Too Long’. Miałem takiego Gretscha hollowbody, który wisiał w moim holu przestrojony do: E-E-B-B-B-B. Któregoś razu zdjąłem go i uderzyłem w struny. Nie myślałem nawet o tym jak jest nastrojony, po prostu zagrałem i nagle, po prostu znikąd, pojawił się ten riff. Kilka dni później, miałem w głowie pomysł na piosenkę i pomyślałem sobie ‘OK, czas aby to skrystalizować.’ Okazało się, że to co grało mi w głowie było w tym samym stroju co tamta gitara. Ten sposób strojenia składający się z dźwięków Eb i Bb pokazał mi kiedyś Ben Shepherd - użył go w utworze ‘Somewhere’, wydanym na ‘Badmotorfinger’. I gitara nastrojona w ten sposób, wisząca w moim holu, stała się źródłem wielu innych pomysłów. ‘My Wave’ jest w tym stroju, a kawałek ten powstał z riffu, który wpadł mi do głowy na próbie, na której ćwiczyliśmy ‘Somewhere’."
POSZUKIWANIE PRAWDY
Akustyczne trasy Cornella rozwinęły inną stronę jego gitarowego kunsztu. Poza macierzystą formacją gitary z pudłami rezonansowymi grały sporą rolę w jego projektach - od Temple Of The Dog, Pearl Jam, poprzez soundtrack "Singles" z 1992 roku, countrowate "I Am The Highway" Audioslave, po niezwykłe progresje na jego debiucie solowym "Euphoria Morning" z 1999 roku. Ostatni album z roku 2015 - "Higher Truth" - jest wyraźnym spadkobiercą licznych doświadczeń Chrisa z jego solowych tras akustycznych. "Moim podejściem do gitary było zawsze: ‘Nie chcę nic wiedzieć!’ - powiedział w 2015 roku - "Nie chcę się niczego uczyć od innych ludzi. To czego chcę, to sprawić aby gitara zabrzmiała w sposób, który ja sam uznam za dobry. I chcę to odkrywać samodzielnie. Jeśli uda mi się to osiągnąć, mam duże szanse na pozostawienie własnego, unikalnego odcisku palca na tych piosenkach. Żeby znaleźć to co mnie interesuje musiałem kopać dość głęboko w historii muzyki i piosenkopisarstwa."
Kamieniami milowymi muzyki były dla niego nagrania Led Zeppelin i folkowego artysty Nicka Drake’a, którego wpływ usłyszeć można w charakterystycznym fingerstyle piosenek takich jak "Through The Window" czy "Dead Wishes". To właśnie z folkowych inspiracji wzięły się eksperymenty z alternatywnymi strojami, które naprowadziły go na niezwykły sposób strojenia 6-strunowej gitary: E-A-E-E-B-E. "To jeden z tych mistycznych, starych, brytyjskich strojów folkowych. Druidzi, wróżki i tajemnicze wzgórza we mgle… Czasem bardzo subtelna zmiana w takim stroju powoduje powstanie zupełnie odmiennej, otwartej aury muzycznej. Jest dość trudno zagrać coś na tym i nie zabrzmieć jak kopia starych folkowych artystów, ale kiedy masz w rękach gitarę w takim stroju, pojawiają się nagle pomysły i riffy, których nie odkryłbyś na standardowym instrumencie."
Ciekawość w pogłębianiu warsztatu kompozytorskiego zmusiła go do przezwyciężenia jego własnych przyzwyczajeń. Szukając muzycznych skarbów dotarł do sposobu, w jaki wykonywali fingerstyle John Lennon i Paul McCartney. "Chciałem opanować kilka utworów Beatlesów, a to wymagało opanowania sposobu, w jaki realizowane były tam progresje akordów. Znalazłem kilka rozwiązań, które dodałem do swojego własnego arsenału - ot, po to żeby mieć więcej amunicji w magazynku, kiedy siadałem z gitarą i próbowałem tworzyć swoje własne piosenki. I okazało się, że droga ta zaprowadziła mnie o wiele głębiej, niż to pierwotnie planowałem. W pozytywnym sensie, bo dzięki temu zrobiłem ogromne postępy w rozumieniu tego instrumentu."
"Skomponowałem piosenki z mnóstwem akordów, które nie są łatwe nawet dla mnie samego." - Chris dzieli się z nami refleksją na temat swej ostatniej płyty - "Niektóre z moich utworów mają naprawdę trudne partie wokalne. Ale chciałem też, aby znalazło się na płycie kilka rzeczy, które każdy może łatwo opanować i wrzucić na YouTube jako cover. Coś, czego można się nauczyć po paru przesłuchaniach, niekoniecznie zdając sobie sprawę w jakiej jest to tonacji."
Rozstanie z Chrisem Cornellem sprawia nam tym mocniejszy ból, że kolejnym przystankiem jego muzycznej podróży miała być nowa płyta Soundgarden. Pomijając godny pozazdroszczenia katalog nagrań, jaki po sobie pozostawił, a także szacunek zyskany w oczach jego własnych idoli, takich jak Jimmy Page czy Tony Iommi, Chris był po prostu niespokojnym, artystycznym duchem, wiecznie eksperymentującym i poszukującym, nigdy nie mogącym zaspokoić swego muzycznego łaknienia. Czy to sam na sam z jego wiernym D-28, czy też z kolegami podczas konstruowania nietypowych tekstur sonorystycznych, jedna myśl pozostawała w nim niezmienną: "Cokolwiek gram, robię to tak, jakbym grał soundtrack dla nieistniejącego, wymyślonego świata. Muszę wejść weń głęboko, a potem się w nim zagubić. Wtedy mogę otworzyć uszy i sprawdzić: ‘Co ja mogę usłyszeć w tym miejscu?’"
Cokolwiek to jest, będzie to muzyka, której bardzo nam będzie brakować…