Korupcja w naszym pięknym kraju jest zjawiskiem dość powszechnym. Korupcja znana jest w sporcie, gdzie dziwnym trafem słabe piłkarskie drużyny na koniec sezonu wygrywają z pretendentami do tytułów mistrzowskich a potem, tradycyjnie nikt nic o niczym nie wie, a najlepsi piłkarze idą do paki wraz z "fryzjerami".
Korupcja znana jest w polityce, gdzie przedstawiciele jednej opcji próbują przekabacić na kanapie reprezentantów opcji drugiej, a potem dalej uprawiają posłowanie jakby nic się nie stało. Korupcja znana jest w życiu codziennym, wszak przecież wypada na koniec pobytu w szpitalu odpowiednio "podziękować" lekarzom za leczenie. Korupcja od wiosny zeszłego roku obecna jest też w muzyce. Otóż nasi rodacy próbują skorumpować umysły maluczkich, twierdząc, że bourbon bardziej metalowym trunkiem niż whisky jest. Czy skutecznie?
Mnie nie musi nikt do niczego przekonywać, bo do uroków smakowania bourbonu jestem przekonany już od jakieś czasu. Wypiłem tego zacnego trunku w swym życiu już więcej niż parę flaszek, toteż za drzewnym posmakiem w ustach jestem całym sobą. A czy tak samo jestem za ociekającą bourbonem muzyką? Cytując tytuł drugiego utworu z płyty Corruption "Bourbon River Bank", Hell Yeah! Nie od wczoraj, tak jak i bourbon, stoner jest bliski memu sercu. Toteż tylko wypada się cieszyć, iż w naszym wybitnie mało rock'n'rollowym kraju wychodzą tak soczyste płyty jak "Bourbon River Bank" właśnie.
Otwierający album akustyczny kawałek, o dość jasno kojarzącym się z Tenacious D tytułem, "Beelzeboss" to tylko zasłona dymna przed przypuszczeniem zmasowanego, zapiaszczonego gitarowego ataku na małżowiny uszne słuchaczy. Już drugi w rozkładzie jazdy, wspomniany chwilę temu, "Hell Yeah!" gniecie, miażdży, przeżuwa i wypluwa fanów chociażby Black Label Society. Utwór zaczyna się gitarową zagrywką w stylu mniej zdołowanego Monster Magnet i rozpędza się do prędkości leniwej acz konkretnej jazdy chopperem na autostradzie po pustynnych pustkowiach. W refrenie wraz z wokalistą podnosząc szklanice z bourbonem w górę krzyczeć będziecie tytułowe "Hell Yeah!". Dodać do tego solo w stylu Zakka Wylde'a i fani tego typu muzyki są w domu.
Nasi rodacy na "Bourbon River Bank" nie boją się składać hołdów dla tuzów stonerowego grania. Dużo na tej płycie Kyussowego brudu i psychodelicznych wycieczek. Chłopaki dużo czerpią z klimatów Queens of the Stone Age. Panowie z Corruption nie boją się nawet zacytować arcyklasyków z Pantery, śpiewając w "Devileiro" znaną frazę : "Rebel is my name!" i nie kalają tych ważnych słów, ponieważ są cholernie w tym co robią przekonywujący. Dużo jest też na "Bourbon River Bank" ukłonów w stronę bluesa, chociażby w nagłych wyskokach znikąd harmonijki ustnej. Gdy trzeba Corruption zwalnia tempo niszcząc na miazgę z siłą walca swoim brzmieniem.
Flachy w dłoń i polerować chrom w zgarażowanych motorach. Wiosna idzie, w końcu za oknami już nie pada, wypada otworzyć sezon na wysokoobrotowe podróże szosami przy wysokooktanowej muzyce. Corruption nie od dzisiaj udowadnia, że Polak potrafi i to lepiej niż Antonio Banderas w reklamie. Jest przytup, jest wygar i jest światowo. Może, jak to mam ostatnio, znowu mogę się przyczepić, że "Bourbon River Bank" zasadniczo niczym nie zaskakuje, ale powiem jak Liroy : "J&*ać to!". Każdy fan stonera znajdzie coś na ostatniej płycie Corruption dla siebie, a to się bardziej liczy niż szacunek ludzi ulicy.
Grzegorz Żurek