Death Denied

A Prayer to the Carrion Kind

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Death Denied
Recenzje
Grzegorz Bryk
2018-02-01
Death Denied - A Prayer to the Carrion Kind Death Denied - A Prayer to the Carrion Kind
Nasza ocena:
8 /10

Łódzki Death Denied jeńców nie bierze. Do połówki na dwóch nawet nie siada, a jeśli otwiera drzwi, to tylko kopniakiem o sile tarana.

Lubię ten zespół. Grają od 2009 roku, ale debiutowali dopiero w 2014 rewelacyjnym "Transfuse the Booze" i mówiąc absolutnie szczerze, to często sobie do tego krążka wracam. Dla mnie to chyba obok "Bourbon River Bank" od Corruption najlepszy krążek southern metalowy wydany w ojczyźnie Mieckiewicza. Bezpretensjonalny, soczysty, odpowiednio zbalansowany pod względem melodii i hałasu. Na następcę warto było czekać, bo "A Prayer to the Carrion Kind" to idealne potwierdzenie, że Death Denied powinni być wymieniani wśród topowych zespołów polskiej sceny southern metalu.

To co od samego początku podoba się na nowej blaszce Death Denied to brzmienie. Może nie jest to sound stworzony w zgodzie ze sztuką realizatorską, ale ta niechlujność, swego rodzaju garażowość, dodaje uroku przybrudzonym dźwiękom łódzkiej ekipy. Poza tym jest to brzmienie miło przykurzone, niskie, bardzo koncertowe i po prostu vintage'owe. To świetnie, że podczas masteringu nie zabito dynamitu jaki pod palcami mają instrumentaliści Death Denied, co w przypadku southern i stoner metalowych albumów wydanych na naszym podwórku już się czasem zdarzało.

Muzycznie "A Prayer to the Carrion Kind" to rzecz idąca z duchem tego co ekipa wyprawiała na "Transfuse the Booze". Żadnej rewolucji tu nie ma. Zespół nieustannie utrzymuje doskonały balans pomiędzy metalowym łomotem, a rockową melodyjnością. Od stoner metalowców lubi sobie pożyczyć ciężar, z heavy metalu sięga po rozjuszone, prące przed siebie rytmy, gdzieś tam nawet zabrzmi nutka bluesa i blues rocka. Death Denied nie popadli w stagnację brzmieniową i potrafią się porządnie zabawić nawet w obrębie jednego utworu, co zdecydowanie dynamizuje cały krążek i nie pozwala się przy nim nudzić. No i solówki, jest sporo rozszalałych solówek, granych głównie z pomocą wah-wah, naprawdę fajnych i pieprznych (te z numerów "Atlas" i grobowego "Amond the Gravestones" są fenomenalne!).

Na "A Prayer to the Carrion Kind" dzieje się sporo świetnych rzeczy. "The Plague Doctor" to porządne otwarcie z dobrym, chwytliwym refrenem; stonerowe "Wendigo" mogłoby znaleźć się równie dobrze na ostatnim albumie J.D. Overdrive, zatytułowanym nomen-omen "Wendigo" - oba zespoły zresztą znają się bardzo dobrze ze sceny. "Black Orchid" rozpoczyna się nieomal archetypicznym southernowym riffem. "Branded" uderzy nawet w tony thrash metalowe, a "Amond the Gravestones" i "Hunting the Leviathan" zapędzą się gdzieś w grobowe rejony Black Sabbath. Wieńczący album "Gods of the Abyss" zaatakuje świetnym blues rockowym riffem, a w połowie zabrzmią nawet pachnące Hammondami klawisze.

"A Prayer to the Carrion Kind" to kolejna świetna blaszka od Death Denied. Przynajmniej tej klasy co debiutancki "Transfuse the Booze". Prochu nikt na nowo nie odkrywa, nie o to zresztą chodzi, ale ta muzyka ma po prostu ten rock'n'rollowy flow.