Wytwórnia earMusic stała się niejako przystanią dla artystów, którzy niegdyś otoczeni blichtrem i uwielbieniem hard rockowej braci, dziś lata świetności mają za sobą, ale chcieliby jeszcze gdzieś na uboczu sceny egzystować.
Zresztą nie tylko przebrzmiałe gwiazdy wydają albumy pod tą banderą, bo i ci, którzy od lat są nieprzerwanie na topie, by wspomnieć tylko Deep Purple. Ostatnio wydawca z Hamburga zaczął interesować się również wszelkiej maści supergrupami i składami aspirującymi do takiego statusu. Stąd ukazały się krążki choćby Generation Axe, Hollywood Vampires czy Last Temptation. Wszystkie one zatopione są w stylistyce olskulowego hard rocka, co zresztą jasno precyzuje grupę docelową, w której kierunku ukłony śle earMusic – wielbiciele klasycznego mocnego rocka, zarówno tego z lat '70 jak i '80.
We Sall The Dead to kolejna zbitka muzyków z przeszłością, może nie na tyle okazałą by mówić tu o supergrupie, jednak wystarczającą by uznać, że nie są to muzycy anonimowi. Gitarzysta Niclas Engelin znany jest przecież z In Flames, a wokalista Apollo Papathanasio śpiewał w uznanym w Szwecji Spiritual Beggars i greckim power metalowym Firewind. W mniej istotnych składach występowali perkusista Oscar Nilsson (Engel) i basista Jonas Slattung (Dromriket). Lineup We Sell The Dead dopełnia najnowszy nabytek szwedzkiego zespołu – klawiszowiec Petter Olsson.
Muzycy już na okładce tłumaczą dla kogo grają na swoim drugim studyjnym krążku „Black Sleep”. To kąsek dla tych, którzy lubią Black Sabbath z Tonym Martinem na wokalu. Całkiem świadome i słuszne porównanie, bo Apollo Papathanasio rzeczywiście ma w głosie Martina, swoją drogą wokalistę bardzo niedocenionego, ale również da się tu dosłyszeć inspiracje Ronniem Jamesem Dio. Druga sprawa, że tak jak Black Sabbath lat '90, tak i We Sell The Dead prezentują bardzo nierówny poziom. Sabbath byli wprawdzie ojcami chrzestnymi szalejącego w latach '90 grunge’u, ale jednak nie nadążali za młodszymi i choć ich płyty z tamtego okresu zawierały kilka mocarnych momentów, można było również znaleźć na nich sporo wstydliwej popeliny. Na „Black Sleep” jest podobnie.
Kolorowany klawiszami w stylu sabbathowym „Caravan”, bądź w stylu Depp Purple „Black Sleep”, wcale nie najgorsza ballada na akustyka „The Light”, mocny hard rock „Hour of the Wolf”, a także ładnie wokalnie poprowadzony „River in Your Blood” to solidne kompozycje, które bez wątpienia spodobają się wielbicielom brzmienia ciężkiego oldskulowego rocka. Ale już taki „Scars in My Heart” czy „Nightmare and Dream” są zdecydowanie przekolorowane, naznaczone wątkami power i przyozdabiane bardzo biesiadnymi chórkami. Zamykający krążek „Shallow Grave” ma w sobie za dużo nabzdyczonego patosu, zupełnie jak z płyt Axela Rudi Pella, natomiast takie rockowe kompozycje jak „Across The Water” czy „Carved in Stone” są tak anonimowe i nie wyróżniające się niczym, że równie dobrze mogłoby ich nie być.
Na plus zdecydowanie wyróżnia się wokal Papathanasio, który potrafi być drapieżny i odpowiednio chropowaty oraz brzmienie gitar Engelina, krzeszącego od czasu do czasu całkiem udane riffy. Sporo dobroci materiałowi przydają również klawisze Pettera Olsona nadając rockowej surowiźnie nieco blasku i interesującej atmosfery.
„Black Sleep” to krążek, który mimo wahań poziomu, może się podobać. Przede wszystkim miłośnikom klasycznego hard rocka, choć jest kilka innych szwedzkich składów interpretujących tę stylistykę w nieco bardziej okazałym i oryginalniejszym stylu, by wspomnieć choćby Witchcraft czy Blues Pills. Poza tym kilka naprawdę fajnych numerów, ładna okładka, klimat płyt Black Sabbath lat '90. Może i bez zachwytu, ale jednak warto przesłuchać.