Trzon Last Temptation tworzy dwóch średnio znanych muzyków z Francji: wokalista Butcho Vuković (Watcha, Showtime) oraz gitarzysta Peter Scheithauer (Stream, Killinga Machine i płyta z wokalistą Anthrax, Joey’em Belladonną).
Towarzyszy im świta znakomitości, która na przestrzeni karier zdążyła zaliczyć kilka legendarnych bandów. Znaczący wpływ na ostateczny kształt „Last Temptation” mieli klawiszowiec Don Airey (Rainbow, Deep Purple), basista Bob Daisley (Uriah Heep, Gary Moore) i perkusista Vinny Appice (Dio, Black Sabbath). Swoje partie, choć w zdecydowanie mniejszym zakresie, dołożyli również James LoMenzo (Megadeth), Rudy Sarzo (Whitesnake, Quiet Riot), Steve Unger (Metal Church) i Stet Howland (W.A.S.P.). Oczywiście niektóre nazwiska znaczą mniej, są czysto epizodyczne, inne więcej, ale trzeba przyznać, że spis bandów, z którymi kolaborowali twórcy Last Temptation jest oszałamiająca.
Co jednak najlepsze, wiele z tych nazw może spokojnie posłużyć za punkt odniesienia dla charakterystyki debiutu francuskiego duetu i ich ciekawych gości. To soczysty, nieprzekombinowany hard rock i heavy metal z ciągotami ku klasykom z lat '70 i '80, z wyraźnymi wpływami zarówno Deep Purple („I Win I Lose”, „Coming For You”), Black Sabbath („Faster and Faster”, „Hell Is Walking In My Shoes”), Whitesnake („This Is How I Am”) czy Dio („Nobody Is Free”). Do tego magla można by jeszcze dorzucić choćby Def Leppard, Aerosmith, Cinderella czy nawet Free.
„Last Temptation” to zupełnie poczciwy, nienapompowany patosem, bezpretensjonalny hard rock z mocarnymi riffami, odpowiednio rozpędzoną perkusją i wokalem Vukovića wyraźnie inspirowanym tak Ianem Gillanem, jak Osbournem i Davidem Coverdalem. Do tego dochodzą grane trochę na jedno kopyto, bardzo powtarzalne solówki Petera Scheithauera z gatunku tych szybkich, ale i niespecjalnie ambitnie rozpisanych, zupełnie jakby muzyk odhaczał w każdej kompozycji obowiązkowy punkt. Bo utwory trzymają się starego jak świat rockowego schematu, bez większych zawieruch w kompozycjach, bez łamania tempa czy zwariowanych improwizacji. Granie oparte na automatyzmach. Płyta w duchu tych, jakie już w XXI wieku wydają Vanderberg's Moonkings, Hollywood Vampires czy nawet Black Country Communion, czyli weterani sceny zjednoczeni w służbie hard rocka. W solidny i fachowy sposób ogrywający patenty z przeszłości. I to zupełnie wystarczy, by mieć masę frajdy z odsłuchu.
Oczywiście debiut Last Temptation w żadnym razie nie poraża, nie redefiniuje gatunku, bo po prostu nie wychyla się poza ramy hard rockowej stylistyki. Nie oferuje niczego ponad odtwórcze czerpanie z klasycznych wzorców. Ale robią to dobrze, na tyle dobrze, by wielbicielom klasycznego hard rocka „Last Temptation” z czystym sercem polecić.