17 lutego 2013 roku Soundgarden zawitali do słynnego teatru The Wiltern w Los Angeles, by dać koncert kończący trasę koncertową promującą wydany po 16 latach przerwy studyjny krążek „King Animal” (2012).
Do dnia premiery na fizycznych nośnikach występ zdążył obrosnąć niemałą legendą, ci którzy byli, zgodnie twierdzą, że mogło być to najlepsze show Soundgarden w historii. Od lat fani domagali się więc by upublicznić je w jakiejkolwiek formie i prawdopodobnie dopiero samobójcza śmierć Chrisa Cornella przyspieszyła ten proces, a może w ogóle zadecydowała o tym, by wreszcie oddać je w ręce publiczności. Ostatecznie „Live from The Artists Den” ukazało się na kilku nośnikach, w tym dźwiękowy zapis na winylach czy wraz z obrazem na blu-ray. Swego czasu wykastrowany koncert wyemitowała wprawdzie telewizja PBS, ale trwał zaledwie godzinę, tymczasem pełny występ w ramach The Artists Den zajął Soundgarden dwie i pół.
The Artist Den to kręcona dla telewizji, trzykrotnie nominowana do nagrody Emmy seria koncertów, podczas których artyści przeróżnych gatunków występują w nietypowych, poniekąd klasycznych miejscach: masońska świątynia, nieme kino, nieczynna fabryka okien i tego typu obiekty. Udział wzięli choćby The Killers, Alanis Morissette, Ringo Starr, Tori Amos, Robert Plant czy Imagine Dragons. Seria prócz tego, że udostępnia artystom nieprzeciętne lokalizacje, może pochwalić się doskonałym warsztatem technicznym, nie inaczej jest z koncertem Soundgarden, który rejestrowało kilkanaście kamer, a całość zachwyca jakością obrazu, jest sprawnie zmontowana i brzmi tak jak powinien brzmieć grunge.
Dodajmy do tego Soundgarden, którzy nie dość, że są w fantastycznej formie, to przyjechali do The Wiltern z repertuarem mogącym być gratką nawet dla najzagorzalszych fanów kapeli. Oczywiście zagrano niemal całe „King Animal” oraz „hiciory” w postaci „Rusty Cage”, „Black Hole Sun” czy „Spoonman”, ale także bardziej nieoczywiste kawałki. Wystarczy wspomnieć, że z niemal trzydziestu utworów, dużo ponad połowa nigdy nie ukazała się na koncertowych płytach grupy (zaznaczmy oczywiście, że Soundgarden nie mieli tych wydawnictw live znowu tak dużo), a nagrany jako ścieżka dźwiękowa do filmu „Przetrwać w Nowym Jorku” z 1995 roku utwór „Blind Dogs” dopiero w Los Angeles miał swoją premierę na scenie. Pojawiły się też smaczki, jak choćby podrasowany fragmentem „In My Time of Dying” Led Zeppelin kawałek „Slaves & Bulldozers”.
Zespół jest heroinowo brudny, grunge’owo chropowaty i niebezpieczny, ciężki ale i dojrzały, brzmieniem odnosi się raczej do początków kariery, niż wypacykowanych płyt wydanych po „Badmotorfinger”: gitary drapieżnie charczą, a wokal przeszywa. Skryty za kurtyną włosów Cornell ciągnie show i choć momentami przegrywa z dźwiękami, których nie wyciąga („Jesus Christ Pose”) albo zdarzy mu się zafałszować, to czuć w tej niechlujności energię i nadaje ona koncertowi autentyczności. Najkrócej mówiąc to koncert zespołu, który mimo olbrzymiego sukcesu komercyjnego wciąż jest dziki, ponury i naładowany gniewem. Rewelacyjne przedstawienie tak dla fanów, jak i tych, którzy dopiero chcieliby skosztować Soundgarden. Blu-ray prócz koncertu zawiera również wywiady z muzykami.