Po tym jak na dobre rozegrały się obie kapele Tomasza Lipnickiego, można śmiało powiedzieć, że Lipa urządza sobie wycieczki w dwie skrajne rzeczywistości muzyczne i emocjonalne.
Z jednej strony mamy przecież hard rockowo-grungeowe Illusion, które w 2018 roku wydało bodaj jeden z najcięższych materiałów w historii muzycznych eskapad Lipncikiego, krążek podpisany tytułem „Anhedonia”. Natomiast jako Lipali wokalista realizuje obecnie dużo łagodniejsze, piosenkowe, może nawet poetyckie oblicze swojej twórczości. Już „Fasady” (2015) zwiastowały, że Lipnicki szuka brzmienia w delikatniejszej rockowej alternatywie, a „Mosty. Rzeki. Ludzie” tylko potwierdzają, że ścieżka została wybrana i jest to droga daleka od terenów eksplorowanych pod banderą Illusion.
Cięższych momentów na „Mostach” jest niewiele, grunge'owo przybrudzone gitary i odpowiednio rdzawy wokal wybrzmią w walcowatym „Od brudu”, delikatnego hard rockowego kopa dostaną w drugiej części „Trzy serca” i „Zapasy w błocie”, gdzie czuć w gardle Lipnickiego siarkę i ogień. Dopalone przesterem gitary pojawią się jeszcze kilkukrotnie, ale tego ciężaru w utworach nie czuć znowu tak bardzo – w takim „Ocalimy nas” dużo mocniej wybrzmiewa szalenie skoczny, chwytliwy refren, a w onirycznym „Stoimy na ramionach skał” na pierwszy plan wychyla się oszczędna elektronika i snujący się hipnotycznie wokal.
Sielską atmosferę albumu budują raczej te spokojne, melodyjne i łagodne fragmenty jak napędzone pozytywnym przesłaniem „Będzie dobrze”, skoczny „Kim jestem?” czy „Świat upada”, czyli jeden z najbardziej kolorowych utwór o zagładzie jakie kiedykolwiek napisano. W bardzo ciekawe tony uderza „PA”, bo jest tu zarówno pięknie rozkrzyczana trąbka Roberta Jakubca i gitara świdrująca na modłę King Crimson z czasów „Red”. Wszystko to prowadzone doskonałym wokalem Lipnickiego wyśpiewującym dobre teksty raz to łagodnie, lirycznie i poetycko, by innym razem przekaz dopieprzyć chropowatym zadziorem, zacharczeć chrypką, albo po prostu wrzasnąć w duchu Illusion.
Co najlepsze, odbiór krążka zależy w dużej mierze od nastroju słuchacza, bo można się tu dopatrzeć zarówno mroczniejszego spojrzenia na rzeczywistość (aluzja do zabójstwa Pawła Adamowicza: „Ktoś chwyta nóż \ I dźga” albo wieścić nadchodzący kres: „Świat upada, te słowa w głowie cierniem mi tkwią \ Trwa zagłada, następny gatunek pochłonął mrok”) by z drugiej strony odganiać ciemne chmury słowami: „Wiem, będzie dobrze \ Burze przejdą bokiem”, by w wieńczącym album „Przed siebie, od siebie, za siebie” manifestować:
Trzeba iść przed siebie
Którąkolwiek z dróg
I dawać od siebie
Choć to czasem trud.
„To eklektyczna płyta z jednym źródłem inspiracji, jaką jest nadzieja. Słodko-gorzkie historie o człowieku: o mnie, o tobie, o nich” – mówił Tomasz Lipnicki przed premierą „Mostów”. Rzeczywiście album łączy kilka muzycznych światów, serwuje stylistyczne poszukiwania Lipali i zdecydowanie odświeża brzmienie zespołu. Na dodatek całość brzmi wzorcowo. Dobra, wielobarwna płyta.