Meller Gołyźniak Duda

Live

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Meller Gołyźniak Duda
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-01-25
Meller Gołyźniak Duda - Live Meller Gołyźniak Duda - Live
Nasza ocena:
8 /10

Meller Gołyźniak Duda to trio złożone z muzyków, których losy na przestrzeni lat splatały się wielokrotnie, w ten czy innym sposób, choć nigdy wcześnie nie mieli okazji współpracować tak ściśle.

Gdyby jednak prześledzić historię projektu, to ta "ścisłość" wynika raczej z praktyczności nowych technologii niż jamowego docierania. Wystarczy nadmienić, że to zespół, który na scenie wystąpił tylko... raz.

Znajomość Maćka Mellera i Mariusza Dudy sięga czasów długo przed Riverside, ba, nawet sprzed Xanadu, w którym Duda grał w połowie lat dziewięćdziesiątych - Meller wspomina, że poznali się w okolicach 1993 roku, czyli niedługo po utworzeniu przez Mellera, Radosława Sholla i Rafała Jermakowa dziś kultowej art-rockowej grupy Quidam, która na dwadzieścia lat stała się przystanią gitarzysty. Duda rozwijał Riverside, powołał do życia Lunatic Soul. Skąd w tym wszystkim znalazł się perkusista Maciej Gołyźniak? Właściwie ten projekt to był jego pomysł. Gołyźniak wraz z Mellerem wpadli na myśl pomajstrowania razem w dźwiękach. Szło całkiem nieźle, ale brakowało basu i głosu. Meller odezwał się więc do Dudy, a ten oczywiście się zgodził.

Początkowo to miały być dwie-trzy piosenki. Stanęło na płycie, która powstawała długo. Mało tego, materiał tworzono głownie przez Internet – muzycy wysyłali sobie ścieżki instrumentów. Duda jeździł przecież po świecie z Riverside, Gołyźniak koncertował z Sorry Boys, a Meller po opuszczeniu Quidam postanowił zniknąć na jakiś czas ze sceny. Panowie wymieniali się więc pomysłami mailowo. Gdy wreszcie doszło do realizacji w studio, do nagrania materiału wystarczyły trzy dni. Prócz przygotowanych motywów trio mocno sobie poimprowizowało. Rezultat okazał się na tyle udany, że w roku 2016 wydano ciepło przyjęty album "Breaking Habits". I można by pomyśleć, że po nagraniach drogi tak zapracowanych muzyków się rozejdą, co oczywiście nie jest w pełni prawdą. Przecież Maciej Meller koncertuje obecnie z Riverside, a Maciej Gołyźniak dołączył do grupy Lion Shepherd, która jeszcze jakiś czas temu była w dużej trasie właśnie z Riverside. Są to muzycy na tyle zapracowani, że jako trio zagrali tylko jeden koncert i jak sami żartują: "zupełnie przypadkiem wciśnięto nagrywanie. Zupełnym przypadkiem mieliśmy też na scenie trochę świetnych mikrofonów"... tak powstał album "Live", zapis jedynego koncertu tria Meller Gołyźniak Duda, który odbył się 26 sierpnia na InoRock Festival 2017.

Panowie postanowili nie grzebać w historii swoich zespołów, nie podkręcać koncertu materiałami ze swoich bandów, zagrali więc całe "Breaking Habits", za wyjątkiem numeru "Birds Of Prey". Z oczywistych względów materiał trzeba było trochę podrasować, wydłużyć i, mimo że zasadnicza część utworów pozostała niezmieniona, to przecież już w studyjnych wersjach zostawiały one wiele miejsca na sceniczną improwizację. Stąd chociażby „Against the Tide” rozrosło się z czterech i pól do ośmiu minut, a trio zaszczepiło w kompozycję przesiąknięty rockową psychodelią fragment instrumentalny. Zresztą takich odjazdów skąpanych w klimatach psychodelicznych będzie dużo więcej („Feet on the Desk”, „Floating Over”, „Into The Wild”), cała płyta naznaczona jest odrealnioną, ale również chropowatą estetyką.

Jest też wyjątkowo hard rockowo, surowo i garażowo, czyli tak jak przy okazji studyjnych wersji. Na ciężkich riffach, trochę nawet stonerowych, oparty jest „Feet on the Desk”, ale mocno przesterowanych gitar i solidnych uderzeń w bębny jest mnogość, chociażby we wciąż zwierzęco rozjuszonym, instrumentalny „Into The Wild”, w którym nieustannie uderzają kanonady gitarowe, perkusyjne i basowe. Świetny wybuch instrumentów zaserwuje też zamykający koncertówkę „Breaking Habits”. Nawet te spokojniejsze numery w guście „Shapeshifter” i „Tattoo” z czasem wędrują w kierunku psychodelicznego hard rocka. Materiał już na studyjnym "Breaking Habits” brzmiał pieprznie i zadziornie, koncertowe wykonania jeszcze silniej uwypukliły garażowy sound.

Myślę, że takie trio, dużo improwizujące, tworzące muzykę surową, odnoszącą się do chropowatych, przybrudzonych brzmieć, sięgające korzeniami do klasyki hard rocka, w naszym kraju jest potrzebne. W najbliższym czasie nie zanosi się jednak by Gołyźniak, Meller i Duda kontynuowali ten projekt. Wszyscy zaangażowali się w dużo większe zespoły i na trio najzwyczajniej nie będzie czasu. Przecież nawet by zrealizować album „Live” potrzeba było dużo szczęścia. Na całe szczęście krążek powstał i słucha się go znakomicie. Jeśli ktoś miałby ochotę przesłuchać koncertową płytę zespołu, który zagrał tylko jeden koncert… cóż, wybór nie jest wielki.

Powiązane artykuły