Alice In Chains

Rainier Fog

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Alice In Chains
Recenzje
Grzegorz Bryk
2018-08-20
Alice In Chains - Rainier Fog Alice In Chains - Rainier Fog
Nasza ocena:
8 /10

Kiedy w 2009 roku Alice in Chains powstali jak z popiołów przynosząc album "Black Gives Way to Blue", zapewne mało kto spodziewał się, że Jerry Cantrell zdoła ponieść brzemię legendy Layne'a Staley'a.

Krążek się obronił. Podobnie jak następny "The Devil Put Dinosaurs Here" (2013), który, mimo że nieco przegadany, ostatecznie mógł się podobać, bo materiał był solidny, a na pewno nie stał się wstydliwym wrzodem w nie tak znowu okazałej dyskografii Alice in Chains. Minęło kolejne pięć lat i Jerry Cantrell oraz William DuVall, który zdążył mocno zaznaczyć swoją obecność w kapeli, zaanonsowali "Rainier Fog".

Album utrzymany jest w posępnych, depresyjnych klimatach charakterystycznych dla Alice in Chains, ale w porównaniu do wcześniejszych dokonań grupy jest tu o wiele więcej fragmentów, przy których można na chwilę wynurzyć się z gęstej atmosfery i zaczerpnąć powietrza - czy to podczas bardziej melodyjnych refrenów czy nawet całych kawałków ("Fly", "Maybe"). Gitary charczą w niskich rejestrach, są odpowiednio przybrudzone, budują ścianę dźwięków opartą na fundamentach kapitalnej sekcji przygrywającej w średnich tempach. Cantrell i DuVall ułożyli całą masę bardzo dobrych linii wokalnych, momentami zupełnie odległych od dotychczasowej stylistyki Alice in Chains, aczkolwiek inteligentnie do niej wprowadzonych. Pojawiają się oczywiście ikoniczne zharmonizowane wokale, a w większej części materiału styl śpiewania nawiązuje do Layne'a Staley'a. Cantrell nie przesadzał więc mówiąc dla Guitar World, że "To płyta, jakiej jeszcze do tej pory nie zrobiliśmy (…) ale jest to także album, który zawiera wszystkie charakterystyczny elementy, których można od nas oczekiwać". W istocie, nowym albumem Alice in Chains nie odkrywa swego brzmienia na nowo, aczkolwiek pozwala sobie na wprowadzenie elementów, z jakimi do tej pory kapela nie była tak mocno kojarzona.

Krążek rozpoczną mielące, sludge'owe gitary przeplatające się z lirycznym refrenem, tworząc w numerze "The One You Know" interesującą mieszankę wściekłości i delikatności. "Rainier Fog" napędzą przybrudzone, grungeowe riffy, które z czasem cichną na rzecz niespotykanie jak na Alice in Chanise melodyjnych tonów. "Red Giant" jak obuchem wali posępnymi, nisko zestrojonymi gitarami i przepuszczonym przez filtr demonicznym wokalem. Chwila oddechu, bo oto "Fly" - nadspodziewanie pogodny i delikatny numer z hymnowym refrenem, istotną rolą brzmienia gitary akustycznej i podniosłym solo. Jest to piosenka zupełnie niepodobna do tego, co na przestrzeni lat prezentował Cantrell. Najbliżej jej chyba do "Down in a Hole" z "Dirt" albo "Your Decision" z "Black Gives Way to Blue" ale wydaje się, że we współczesnych kawałkach jest więcej luzu i "radości" niż alicjowej melancholii. Podobnie budująco zabrzmi podkręcony zeppelinowym akustykiem i dwugłosowym wokalem "Maybe", rzecz zupełnie nie do pomyślenia w Alice in Chains, ale ostatecznie oba numery to bardzo silne punkty nowej płyty, choć mogą wywołać kontrowersje wśród fanów archetypicznego brzmienia Amerykanów.

"Drone" po raz kolejny zagra w doomowej stylistyce z wyraźnie blues-rockowym feelingiem i ikonicznymi dla Alice harmoniami wokalnymi. W głównym riffie "Deaf Ears Blind Eyes" da się nawet doszukać wątków orientalnych. "So Far Under" to już powrót do klasycznego brzmienia bandu z Seattle: średnie tempo, mięsiste, mielące gitary, depresyjny klimat. "Never Fade" udanie połączy dwa światy: ciężkie zwrotki i melodyjny refren. Utwór płynnie przejdzie w zamykającą krążek, siedmiominutową, mroczną ballado-kołysankę "All I Am" wypchaną znakomitymi konceptami i melodiami. Idealne zwieńczenie udanej płyty.

W dyskografii Alice in Chains "Rainier Fog" muzycznie najbliższy jest chyba "Black Gives Way to Blue" (2009), chociaż da się również wyczuć ducha kultowego "Dirt" (1992). To zresztą mało istotne, gdzie można krążek postawić, bo najważniejsze, że po rozciągniętym w nieskończoność, a przez to po prostu nudnym "The Devil Put Dinosaurs Here" (2013), Alice in Chains powracają z naprawdę godną porcją dźwięków. Klimat i brzmienie starego świetnie łączy się z subtelnymi acz nie nieistotnymi nowinkami, które wprowadzają w poczynania Alice in Chains pierwiastek ekscytacji i prowadzą stylistykę na nowe, świeże szlaki. Na całe szczęście Alice in Chains nie stał się ofiarą legendy swojego pierwszego lidera.