Ostatnią płytę projektu zatytułowaną "Metanoia" wydano w 2004 roku. Amarok nie było przez trzynaście lat. Ale to też nie tak, że odpowiedzialny za całe to zamieszanie Michał Wojtas zrobił sobie wolne.
Wręcz przeciwnie, pracował dość intensywnie, czego owocem był chociażby chyba jedyny obok "Strangelivv" Olivi Livki polski album pop, który wypada znać i autentycznie zapisał się w mojej pamięci jako coś wyjątkowego - mówię o kapitalnym "Wilderness" wydanym pod banderą Uniqplan. Najwidoczniej Amarok musiał dojrzeć i powiedzmy sobie jasno, ta przerwa sprawiła, że projekt osiągnął mistrzowski poziom. Wojtas wsparty gościnnymi występami chociażby Mariusza Dudy (Riverside) i Colina Bassa (Camel) zapukał do bram art rockowego nieba, bo myślę, że przynajmniej jeden numer z tego albumu, może stać się nieśmiertelny.
"Hunt" to album niełatwy. Nie jest nachalny, nie rzuca się w oczy, nie lśni niczym gwiazda Hollywood pośród plebsu. Jego wdzięk i wspaniałość wynika z powolnego, hipnotycznego tempa, zupełnie jak za dawnych czasów. Kompozycje oparte są na sieci gęstych klawiszowych pasaży i niespiesznych, nieprzeciętnie lirycznych melodii bliskich temu co stworzył Riverside na pierwszych dwóch płytach i "Love, Fear and the Time Machine". Warto chyba przywołać również ostatni krążek Lunatic Soul. Aż skrzy się w tych dźwiękach od elektroniki, czasem trip-hopowego rytmu, ale głównie bitów i absolutnie wspaniałych klawiszy nawiązujących do szkoły berlińskiej elektroniki z Tangerine Dream i Klausem Schulzem na czele. To co nie udało się na w gruncie rzeczy takim sobie albumie "Eye of the Soundscape" Riverside, wyszło w stu procentach na "Hunt" i wcale mnie nie dziwi, że Mariusz Duda zaangażował się w Amarok. Solówki gitarowe są obłędne! Nieprzypadkowo przy Amarok często pojawia się nazwa Pink Floyd, bo rzeczywiście duch gitarowego rzemiosła Davida Gilmoura jest tu permanentny. Nostalgiczna, melancholijna atmosfera bijąca z "Hunt" to czyste piękno muzyki.
Podróż przez "Hunt" zaczyna się od mocno downtempowego "Anonymous", "Idyll" to genialnie zaśpiewana przez Mariusza Dudę riversideowa kołysanka. W "Distorted Sould" przepięknie współgra elektronika z instrumentarium akustycznym (fortepian, gitara dwunastrostrunowa), a "Two Sides" to instrumental oparty na czarującej i zatopionej w smutku solówce na duduku w wykonaniu Sebastiana Wielądka. "In Closeness" coraz mocniej zbliża nas do finału - niemiecka elektronika odzywa się dosadniej, a utwór sam w sobie kojarzy się ze świetnym, choć chyba dziś nieco zapomnianym solowym albumem klawiszowca Pink Floyd Ricka Wrighta "Broken China".
"Unreal" to budowana ciągnącymi się w nieskończoność dźwiękami klawiszy przestrzeń wymieszana z obłędnymi gilmourowymi gitarami. Z tej podróży wynika "Nuke", utwór zaśpiewany przez Colina Bassa, zdaje się inspirować mocno zaangażowanymi wokalami jakby z ostatniej płyty Davida Bowiego i charakterystycznym dla Petera Hammilla balansem na granicy fałszu i nadekspresji. To piękna ballada, która dzięki elektronice w pewnym momencie nabiera mocy i wyrazu. Na koniec został kolos, prawie osiemnastominutowy "Hunt". Dzięki temu utworowi album Amarok może stać się nieśmiertelny. Takie utwory tworzył legendarny Tangerine Dream u szczytu muzycznej formy. Prawdopodobnie jest to jedna z najbardziej wyrazistych rockowo-elektronicznych suit ostatnich lat, jeśli nie w ogóle. Powolne tempo, kosmiczne klawisze, hipnotyczny rytm, ocierające się o absolut gitary i całe tony klimatu. Rzadko zdarza mi się używać takich określeń w odniesieniu do współczesnych utworów, ale "Hunt" to kompozycja totalna!
Przy okazji nowego albumu Amarok trzeba koniecznie poświęcić chociaż parę słów jej produkcji. Materiał brzmi ciepło, bardzo jasno, delikatnie, miękko, soczyście i selektywnie. Podoba mi się ta specyfika brzmienia, którą Robert i Magda Srzedniccy z Serakos Studio wytworzyli już chociażby przy okazji "Love, Fear and the Time Machine" Riverside i "Music Inspired by Alchemy". "Hunt" brzmi właśnie w takim duchu.
Ten album to czysta magia. Piękno muzyki. Cudowne połączenie bajecznie kolorowej elektroniki i pełnego wdzięku grania akustycznego wzbogaconych lirycznymi, spokojnymi wokalami i przesyconych emocjami i gitarowymi solówkami. "Hunt" jest niespieszny, po brzegi wypełniony przejmującą atmosferą. Doskonały. Ciężko kryć zachwyt gdy stoi się w obliczu takiej muzyki. Prawdopodobnie jest to jedna z najbardziej przejmujących art rockowych płyt ostatnich kilku lat.
Grzegorz Bryk