Queen

A Night At The Odeon

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Queen
Recenzje
2016-02-10
Queen - A Night At The Odeon Queen - A Night At The Odeon
Nasza ocena:
8 /10

Brian May i Roger Taylor nadal przekopują archiwa grupy Queen.

Po zeszłorocznej kompilacyjnej płycie "Queen Forever" oraz koncertowym albumie "Live at the Rainbow ’74", duet zarządzający nagraniami zespołu zdecydował się na publikację nowej koncertówki, będącej zapisem wielce istotnego występu Queen.

Miał on miejsce w Wigilię roku 1975. Na jego ważność składa się wiele czynników. Po pierwsze, był to pierwszy koncert Queen transmitowany na żywo przez ogólnokrajową telewizję. Po drugie, swoją własną transmisję przeprowadziło też BBC Radio 1, dzięki czemu projekt dowodzony przez długowłosego Freddie’go Mercury’ego dotarł do szerokiego grona odbiorców. I w końcu po trzecie, show odbył się zaledwie kilka tygodni po premierze płyty "A Night at the Opera", na której znalazła się kompozycja pretendująca do miana rockowego hymnu - "Bohemian Rhapsody". To wszystko zapowiadało kapitalny koncert. I taki w rzeczywistości był.

Królowa zaczyna swoje show od piosenki "Now I’m Here". We wstępie do utworu Freddie fajnie współgra z głosem puszczonym z taśmy. Całość brzmi soczyście i energicznie. Po mini solówce Rogera na bębnach wieńczącej kompozycję, Mercury kurtuazyjnie wita się z publicznością i dziękuje jej za przybycie. Po krótkiej przemowie Brytyjczycy wykonują "Ogre Battle", który w dalszych latach zakończył swój koncertowy żywot. W pierwszej części Queen wykonali jeszcze m.in. przepiękną i nieco zapomnianą balladę "White Queen (As It Began)", jeden z ich pierwszych wielkich hitów "Killer Queen" czy też wspomniany klasyk, który w tamtym momencie budował swoją radiową potęgę - Bohemian Rhapsody (wykonany w ciekawy, medleyowy sposób, z podziałem na dwie części. W środku muzycy odegrali "Killer Queen" i "The March of the Black Queen").

Początkiem drugiej części albumu jest gitarowe solo Briana Maya oparte na niezbyt skomplikowanych zagrywkach z wykorzystaniem pogłosów i deleyów. Po tym solowym popisie na scenę powrócili wszyscy członkowie grupy, a Freddie w trakcie przerwy zamienił swoje białe wdzianko na taki sam model, tyle że w kolorze czarnym (tutaj posiłkuję się wizualnym zapisem występu, który można znaleźć na Youtubie). Dalej słyszymy "Keep Yourself Alive", któremu udało się w dalszych latach przebić do koncertowej setlisty zespołu (według portalu setlist.fm jest to piąty najczęściej grany utwór Queen w trakcie ich wszystkich występów). Po wykonaniu jeszcze m.in "Liar" przyszedł czas na covery. Jako pierwszy na warsztat poszedł "Big Spender" (piosenka z musicalu Big Charity). Potem słyszymy "Jailhouse Rock", który w wersji Brytyjczyków nabrał zupełnie innego, bardziej hardrockowego wydźwięku (w trakcie odśpiewywania utworu Freddie miał już na sobie tylko białe majtki i koszulkę tego samego koloru). Po tej piosence oficjalna transmisja w radio i telewizji się zakończyła, a Brytyjczycy mogli spokojnie zacząć zajadać się świątecznymi potrawami. Jednak impreza w Hammersmith Odeon trwała nadal.

Recenzowane wydawnictwo zawiera trzy utwory, które Queen wykonało na bis już po wyłączeniu kamer. Są to żwawo zagrane "Seven Seas Of Rhye", "See What a Fool I've Been" oraz autorska interpretacja narodowego hymnu Wielkiej Brytanii - "God Save the Queen".

"A Night At The Odeon" jest pozycją obowiązkową dla każdego fana rocka. Jakość nagrań jest bardzo zadowalająca. Nie słyszę tu nadmiernego majstrowania w procesie produkcji, dzięki czemu o krążku tym spokojnie mogę mówić jako o płycie koncertowej, a nie albumie koncertowym zarejestrowanym w studio. Uroku większości nagrań dodaje wokal Rogera Taylora, który na większości studyjnych krążków Brytyjczyków był głęboko schowany za potężnym jak dzwon Zygmunta głosem lidera, a tu wspaniale z nim współgra. Myślę, że zakup tego albumu będzie naprawdę dobrą inwestycją.

Kuba Koziołkiewicz