Songs of Anarchy vol. 4
Gatunek: Rock i punk
To już czwarta część soundtracku do serialu "Synowie Anarchii". Zapewne ostatnia, bo znalazły się na niej nagrania z finałowego, siódmego sezonu serii.
Patent jest taki sam, jak wcześniej. Choć w kolejnych odcinkach sezonu wykorzystano sporą ilość piosenek, na płycie znalazły się prawie wyłącznie utwory nadwornego zespołu serialu - The Forest Rangers, wraz z zaproszonymi gośćmi. Prawie, bowiem gwiazdorskim wykonawcą, mającym zapewne zwrócić na album uwagę większej grupy odbiorców, jest tym razem Ed Sheeran, który specjalnie na potrzeby serialu zarejestrował studyjną wersję wykonywanego przez siebie na koncertach coveru niejakiego Foya Vance'a. Właśnie "Make It Rain", ascetyczna i chwytająca za serce piosenka, oparta przede wszystkim na czystym głosie Sheerana, została pierwszym zwiastunem "Songs of Anarchy vol. 4". To bardzo miła odmiana po totalnie miałkich, za to przynoszących popularność popowych utworach, w których od dłuższego czasu specjalizuje się młody gwiazdor.
Mniej lub bardziej oczywistymi coverami są oczywiście również wykonania The Forest Rangers i ich gości. Podobnie, jak na wcześniejszych soundtrackach, część tracklisty zajmują kompozycje bardzo rozpoznawalne, tym razem z "Bohemian Rhapsody" na czele. Sięgnięcie po dzieło życia Freddiego Mercury'ego, na dodatek z zamiarem konkretnego jego przerobienia, mogło wydawać się karkołomne, ale o dziwo twórcy tego wykonania dali radę wyjść z zadania obronną ręką. Udało im się bardzo dobrze połączyć jednolity klimat całej płyty, utrzymany w okolicach retro i blues rocka oraz americany z bombastycznym napuszeniem oryginału Queen. Nie ma tu wprawdzie dziesiątków ścieżek wokalnych i mnożenia Galileo, jest za to dziecięcy oraz nieco gospelowy żeński chórek, głęboki śpiew wokalisty The White Buffalo, a także naprawdę doskonały sound gitary. To zresztą cecha charakterystyczna całego albumu, który brzmi jak milion dolarów, a partie instrumentalne i wokalne są dopracowane w każdym calu. Pod tym względem to prawdziwy majstersztyk.
Pozostając przy coverach, uwagę zwracają również bardzo dobra wersja "Baby, Please Don't Go", bluesowego klasyka, branego na warsztat dziesiątki jeśli nie setki razy, także przez gigantów gatunku oraz równie udany "All Along the Watchtower" Boba Dylana, który występuje tu również w smakowitej wersji instrumentalnej na pianino i skrzypce. Dylan doczekał się również jeszcze jednej przeróbki - nowa aranżacja jego "Boots of Spanish Leather" równie dobrze odnalazłaby się na soundtracku do "Inside Llewyn Davis". Do moich faworytów należą także wspaniale vintageowy, pochodzący z musicalu Hair "The Age of Aquarius / Let the Sun Shine In", którego pierwszej części z pewnością nie powstydziliby się panowie z Cream, oraz "Greensleeves". Nie wiem, dlaczego autorstwo tej kompozycji przypisano w książeczce Kurtowi Sutterowi i liderowi The Forest Rangers Bobowi Thiele, ponieważ to tradycyjna, pochodząca z czasów renesansu, ludowa piosenka angielska, do której odwoływał się nawet Szekspir. To piękna, kojąca, oparta na kołysance melodia, którą na "Songs of Anarchy vol. 4" ładnie zaśpiewała Katey Sagal, aktorka występująca w serialu.
Nie do końca przekonuje za to jeden z hiciorów Elvisa Presley'a "Can't Help Falling in Love", zagrany tu znacznie szybciej, na prostacką, niemal pop-punkową modłę, a także nieco zbyt słodki "Never My Love". Także kończąca składankę i zarazem serial wspólna kompozycja The Forest Rangers i The White Buffalo "Come Join The Murderer" łatwo wpada w ucho, ale zarazem trąci balladową sztampą, po którą sięgają dziesiątki amerykańskich rockowych kapel, i przez to nie jest najmocniejszym punktem programu. Tak czy owak, "Songs of Anarchy vol. 4" jako całość broni się jednak bardzo dobrze. To solidna porcja świetnie zagranej i pieczołowicie wyprodukowanej muzyki, która z pewnością przypadnie do gustu nie tylko fanom serialu.
Szymon Kubicki