Dio

Master Of The Moon

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Dio
Recenzje
Konrad Sebastian Morawski
2020-03-27
Dio - Master Of The Moon Dio - Master Of The Moon
Nasza ocena:
6 /10

Ostatni album studyjny Dio pt. „Master Of The Moon” ukazał się w 2004 roku. Później kapela wydała jeszcze materiały koncertowe, ale do nagrywania w studio nigdy nie powróciła. 

Plany kolejnego albumu definitywnie pogrzebała przedwczesna śmierć Ronniego Jamesa Dio w 2010 roku. Jak zatem wypadło nieoczekiwane pożegnanie zespołu?

Jak to w przypadku Dio również na „Master Of The Moon” doszło do roszad personalnych w porównaniu do poprzedniego albumu, ponieważ do składu powrócili gitarzysta Craig Goldy i basista Jeff Pilson. Wpłynęło to dość istotnie na brzmienie Dio. Kapela odeszła od reaktywowanych na „Killing The Dragon” heavymetalowych hymnów na rzecz wolniejszego, znacznie bardziej intensywnego brzmienia.

Dość powiedzieć, że „Master Of The Moon” zawiera pewien ładunek doom metalu, w zasadzie sygnalizując kierunek ówczesnych muzycznych zainteresowań Ronniego Jamesa Dio, które to zainteresowania rozwinął później w alter ego Black Sabbath - Heaven & Hell. Poza tym w zawartości płyty odnajdziemy tradycyjnie dla Dio muzyczne celebracje hard rocka i heavy metalu osadzone przede wszystkim na genialnych ścieżkach wokalnych Ronniego Jamesa Dio oraz widowiskowej sekcji gitarowej w wykonaniu Craiga Goldy’ego.

Niestety na ostatnim albumie studyjnym kapela w niektórych momentach odłącza się od prądu. Wraz ze zwolnieniem tempa instrumentaliści niepotrzebnie uwikłali się w kompozycje o przekombinowanej strukturze. Czasem zabrakło tu żywiołowości charakterystycznej dla Dio, którą wchłonęły powolne, jakby napisane w pośpiechu i niezdarnie ze sobą posklejane z różnych partii instrumentalnych numery („Master Of The Moon”, „The End Of The World” czy „The Man Who Would Be King”).

W każdym razie nieco bardziej zagęszczone tempo utworów Dio nie dyskwalifikuje tego albumu. Podobać się może tajemniczy i trzymający w napięciu „The Eyes”, gdzie pomiędzy wciągającym motywem gitarowym wyłania się seria niezłych efektów, dodatkowo potęgowanych znakomitym wokalem Ronniego Jamesa Dio. Do samych korzeni grupa dociera też w „I Am”, któremu na poziomie instrumentalnym nadano cech charakterystycznych dla tożsamości Dio – rozmachu i pasji.

W ten deseń wpisuje się także drapieżny strzał pod postacią opartego na niezłym galopującym motywie gitarowym „Shivers”. Album uzupełniają balansujące na krawędziach hard rocka i heavy metalu standardy twórczości kapeli, które przypominają, że w Dio chodzi też o szybkość i o zadzior („One More For The Road”, „Living The Lie”, „Death By Love” czy „In Dreams”). Nierozpoznane pozostają jednak intencje liryczne na „Master Of The Moon” – albumie wypełnionym przesadzoną liczbą metafor i nieodgadnionych przemyśleń Ronniego Jamesa Dio.

Pod szyldem Dio mogłoby jeszcze powstać dużo dobrego materiału, ale po niezbyt dobrze odebranym „Master Of The Moon” Ronnie James Dio postanowił skupić się na działalności w Heaven & Hell, stąd też ta historia zakończyła się w zasadzie dwukrotnie – najpierw w 2004 roku, a następnie wraz ze śmiercią legendarnego wokalisty w 2010 roku.

Ostatecznie też ostatni album w rozdaniu Dio nie dostarczył żadnego utworu, który mógłby zostać zapamiętany na lata czy stać się kanonem twórczości zespołu. Zachowuje jednak poziom, który sprawia, że dla fanów Ronniego Jamesa Dio to pozycja obowiązkowa. Jest także ostatnim elementem wielkiego dziedzictwa grupy, którą można dziś określić jako jedną z najbardziej wpływowych w gatunku. Nie ma Cię dziś z nami Ronnie Jamesie Dio, ale jednak jesteś – w muzyce, która inspiruje kolejne pokolenia fanów i twórców heavy metalu.

Wznowiony w tym roku materiał uzupełnia dodatkowa płyta z zapisem koncertu w ramach trasy Master Of The Moon Tour, która odbyła się w 2004 i 2005 roku. Na krążku poza przebojami z repertuaru Dio odnajdziemy też utwór „Heaven and Hell”, który Ronnie James Dio nagrał z Black Sabbath.