Slipknot

We Are Not Your Kind

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Slipknot
Recenzje
Grzegorz Pindor
2019-08-14
Slipknot - We Are Not Your Kind Slipknot - We Are Not Your Kind
Nasza ocena:
9 /10

W końcu! Numer jeden mainstreamowego metalu, a niegdyś jedna z najbardziej brutalnych formacji na całej scenie („Iowa”) wracają z nowym, bezkompromisowym albumem.

Single zwiastujące to wydawnictwo rozbudziły apetyt, a po doskonałym koncercie w ramach Mystic Festivalu dotarło do mnie, że zespoły z początku pierwszej dekady nowego millenium znów wrócą do łask, okupując lineupy największych festiwali. W niedalekiej przyszłości znów będzie głośno o Korn, którzy od paru lat próbują szukać nowych brzmień w djencie i elektronice, a nu-metal, dzięki Thall, Alien Weaponry czy Fever 333 przeżywa swoisty renesans. Slipknot dołożył cegiełkę do tego gatunku, ale „We Are Not Your Kind” leży tak daleko od tych brzmień jak to możliwe. Najnowsza propozycja Amerykanów z Des Moines jest bowiem pod względem nośności na poziomie numeru trzy w katalogu grupy, a pod względem wygaru to naturalna kontynuacja poprzedniczki.

Śmiem nawet twierdzić, że pomysły zawarte na szóstym longplayu spokojnie mogłyby znaleźć się na wcześniejszych płytach – zwyczajnie nikt nie odczułby różnicy. W końcu Slipknot to instytucja mająca totalnie niepodrabialne brzmienie. Niezależnie od tego, kto jest w składzie (sekcja rytmiczna) nadal cieszą gęste rytmy (zwróćcie uwagę na przejścia w „Nero Forte”, wykorzystanie hi-hatu i ride w „Orphan”), dość specyficzny flow („Birth of the Cruel” - czyli kolejna część „Vermillion”), czy atak w „Critical Darling”. Maszyna mknie do przodu jak szalona i zastanawiam się, czy Joey Jordison nie zazdrości Weinbergowi werwy i kreatywności z jaką okłada swój zestaw. Z perspektywy czasu uważam, że ten nieco wymuszony „transfer” wyszedł wszystkim na dobre, a zwłaszcza tym fanom, którym u Slipknot brakowało na przykład blastów. Hardcore’owy muzyk o jazzowym wykształceniu pokazuje, że nie obce są mu niemal wszystkie środki metalowej ekspresji a w Slipknotowych łamańcach (sprawdźcie „Spiders”) czuje się jak ryba w wodzie. Aby to jednak było możliwe potrzebni są gitarzyści.

Jim Root i Mick Thomson nie należą do wirtuozów w swoim fachu, za to przez lata gry (Root również w Stone Sour) posiedli zdolność pisania utworów o skrajnie odmiennych obliczach, a jednak zaskakująco spójnych. Wściekłość i nienawiść do świata miesza się u tych panów z niewypowiedzianą nostalgią i smutnymi melodiami, a wszystko to spajają charakterystyczne dysonanse. Nie wyobrażam sobie Slipknot bez któregokolwiek z tej dwójki, tym bardziej, że zafascynowany seryjnymi mordercami i death metalem Thomson potrzebuje kogoś kto utemperuje jego zapędy. Mało tego, jeśli będzie trzeba, podpowie jak dbać o klimat w balladzie („A Liar’s Funeral’’), przy zachowaniu ciągłości ciężkiego brzmienia.

I tu dochodzimy do sedna albumu. Slipknot, niezależnie od tego czy gra ku uciesze rogatego i wielbicieli „Iowa”, czy trafnie uderza w melodyjne nuty, deklasuje konkurencję prezentując materiał, który ani na moment nie nudzi. Przyswajalność „We Are Not Your Kind” (to z kolei zasługa będącego w rozśpiewanej formie Coreya Taylora) i potencjalne szerokie grono odbiorców przełożą się na wyniki sprzedażowe, a w Polskich domach nagle wszyscy przypomną sobie, dlaczego nieco ponad 10 lat temu darli japę do refrenów pokroju „Before I Forget”.