To już siódmy studyjny album bydgoskiego zawodnika wagi ciężkiej, zespołu None. Grupa miała kontrakt z Metal Mind, później z Mystic, ale najnowszy krążek postanowili wydać sami.
Swego czasu o istniejącym od 1999 roku bandzie było na rodzimym gruncie naprawdę głośno, wstyd nie znać, bo uchodzili za czołowego przedstawiciela nu-metalu w Polsce, gatunku ówcześnie topowego. Wystąpili przed Soulfly i Machine Head, pojechali na Wacken Open Air. Po "Black Star" (2003) zrobili sobie pięcioletnią przerwę. Teraz na powrót None czekaliśmy jeszcze dłużej, bo od albumu "Six" z roku 2012. W tym czasie poprzedni wokalista Bartosz „Chupa” Zawadzki zaliczył fajny występ w "The Voice of Poland" i ostatecznie odszedł z None dwa lata temu. Jego miejsce zajął Łukasz "Pachu" Pach. Reszta składu bez zmian stoi na straży stylistycznego dziedzictwa None.
Bo w gruncie rzeczy "VII" to kontynuacja rzeczy z jakich na przestrzeni lat dała się poznać bydgoska ekipa. Nu-metal zszedł na dalszy plan, a zdecydowanie mocniej zapachniało metalcorem mocno podrasowanym thrashem. Taka wypadkowa Machine Head, Soulfly i Slipknot. Nisko na dołach, potwornie ciężko na gitarach, wokalnie bardzo thrashowo, no i świetna, dynamiczna perkusja potrafiąca budować zmyślne przejścia między ostrym tłuczeniem a breakdownami. Niezłą solówką zarzuci od czasu do czasu Bartek „Bartass” Dębicki.
"VII" to naprawdę ciężka płyta. Już rozpoczynający album, thrashmetalowy "A Place of no Regret", zapowiada, że tu nikt się patyczkować ze słuchaczem nie będzie. Kolejne kawałki tylko potwierdzają, że None nieustannie chcą być głośni, wściekli, drapieżni i po prostu porządnie wkurwieni. "Fear Feast" może się spodobać świetnym riffem i rockową solówką, "Fantasies" fajnie pomiesza rozjuszony metalcore z bardziej atmosferycznymi fragmentami. Naprawdę mocarnie i ciężko zabrzmią "With So Much Substance" oraz "The Plague" z nu-metalowymi wtrętami. Album natomiast zamyka "Ordinary Day", łączący w sobie klasyczne brzmienie thrashu z powiewem nowocześniejszego oblicza metalu.
To zresztą jedna z zalet None, że panowie grają jednak współczesny metal, ale w taki sposób, że ma posmak archetypicznego thrashu i metalcore'u. I racja, nikt na "VII" Ameryki nie odkrywa, nie w tym zresztą rzecz. Nowy album None to kawał solidnego, ciężkiego i ocierającego się o brutalność, choć w ostateczności tej brutalności nie eksponującego materiału. Kawał rzetelnej roboty od doświadczonej i zaprawionej w bojach kapeli. Pytanie, czy krążkowi uda się przebić, gdy tylko w ostatnich miesiącach mieliśmy tak soczyste debiuty jak Maigra („Encrypted”) czy I Was Born Twice („Risen”).