Hammerfall

Built to Last

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Hammerfall
Recenzje
2017-02-07
Hammerfall - Built to Last Hammerfall - Built to Last
Nasza ocena:
9 /10

Hammerfall niczym Blind Guardian to guilty plaesure wielu "prawdziwych metalowców". Piewcy młota i fantasy przez lata nie splamili się złym wydawnictwem (choć po "Chapter V: Unbent, Unbowed, Unbroken" mieli wpadki) i nadal radują serca wielbicieli hard’n’heavy.

Po dość dziwnym i nie pasującym konceptualnie "Infected" i przeprodukowanym "(r)Evolution", przyszedł czas na zwrot w stronę klasycznego brzmienia i typowych dla zespołu historii. Strzał w dziesiątkę, albowiem panowie, z nowym perkusistą w składzie, mają jeszcze wiele do pokazania i nie muszą żyć w cieniu młodych gigantów z Sabaton.

Swoją drogą, Hammerfall, obok kapel pokroju Rhapsody (Of Fire), Blind Guardian, Persuader, Iron Saviour, Kamelot i kilku innych, grał w swojej lidze, w której liczył się drive utworów, cholernie nośny refren i głos Joakima Cansa, jednego z najbardziej niedocenianych graczy w całej zabawie. Dzięki temu ponad dekadę temu byli jedną z najbardziej cenionych zasług w gatunku, ale wraz z eksplozją nowych odłamów ekstremalnego metalu i pojawieniem się "młodych gniewnych", zeszli na dalszy plan, podejmując dziwne decyzje biznesowe, od teledysków przez nieszczęsne plenerowe DVD. Hammerfall to zespół wybitnie koncertowy, ale na kluby, nie wielkie sceny festiwali, gdzie przytłaczała ich wielkość tłumu.

Wracając do albumu, blisko pięćdziesiąt minut spędzonych ze Szwedami mija szybko, a kolejne refreny stworzone do sing-a-longów, jak "Hammer High", czy absolutnie fenomenalne, lekko zerżnięte z Accept "Twilight Princess", z kopyta wkroczą do koncertowej setlisty. Premierowy materiał Hammerfall, choć tak bardzo dla nich typowy, jawi się jako odświeżenie nurtu opanowanego przez symfoniczne kaprysy muzyków z Włoch i Finlandii, a byłbym w stanie pokusić się o twierdzenie, że to również bicz na patos i przaśność ostatnich płyt krajan z Sabaton i pstryczek dla tuzów z Grave Digger, którzy od ponad dekady nie nagrali ani jednej wartej odsłuchu płyty.

Hammerfall mają na "Built to Last" pewien atut, o którym nie wspomniałem. Blisko pięćdziesięcioletni muzycy mają tyle krzepy, co znacznie młodsi muzycy i raczą nas naprawdę dobrymi rozwiązaniami, umiejętnie dozują nastrój, zmieniają tempa (choć tradycyjnie główne skrzypce grają szybkie patataje) i dbają o to, aby słuchacz się nie nudził, o co w heavy wcale nie tak trudno.

Najważniejsze, że kwintet pod wodzą Cansa nie składa broni i gra w stylu, za jaki pokochały ich dwa pokolenia słuchaczy. Jeśli dalej będą to robić tak, jak w petardzie pokroju "Stormbreaker", spokojna głowa, minie sporo czasu nim zejdą ze sceny.    

Grzegorz Pindor