W niedawnym wywiadzie dla Gitarzysty Oskar Dronjak z Hammerfall stwierdził, że "(r)Evolution", najnowszy album zespołu, to poniekąd nowy start i faktyczna rewolucja.
Kiedy czytałem zapis tej rozmowy nie wierzyłem mu, tak jak i dziesiątkom innych muzyków heavymetalowych formacji. Niestety, od lat ten gatunek stoi w miejscu, a przecież fani - zwłaszcza Hammerfall - kochają ten nurt za jednowymiarowość. Zapewniam każdego, kto miał okazję słyszeć Hammerfall (najlepiej album "Renegade"), że wiele od tamtej pory się nie zmieniło. Najnowszy, dziewiąty już album w dyskografii szwedzkiej formacji to kontynuacja znanej i bardzo lubianej formuły. Nie mam im tego za złe.
"(r)Evolution" to dawka jedenastu typowo Hammerfallowych kompozycji utrzymanych w średnio-szybkich tempach. Słuchacz otrzymuje dokładnie to, za co pokochał ten zespół piętnaście lat temu. Potężne chórki, doskonały wokal nie tracącego formy Cansa, mnóstwo łatwo wpadających w ucho refrenów i prosty, napędzany podwójną stopą heavy metal. Ba! Uważam, że na tle kilku ostatnich wydawnictw Hammerfall, zwłaszcza płyt wydanych po "Threshold", dziewiąty krążek Szwedów to powrót do chwały i wysokiej formy, której próżno szukać u kilku równie istotnych dla gatunku formacji z lat 90.
Przyznam się bez bicia, że taki heavy metal lubię. Jest nieco przaśny, trochę na jedno kopyto, ale wszystko, absolutnie wszystko się tutaj zgadza. Jest czytelne, ciepłe brzmienie, doskonale zaaranżowane wokale, udane, bardzo charakterystyczne solówki no i… klimat. Smoki, młoty i inne cuda były i będą obecne w Hammerfall po kres istnienia tego zespołu. To coś, za co fani heavy kochają tę muzykę i bez czego trudno ją sobie (choć nie zawsze) wyobrazić. Tym razem do znanych już tematów dołącza "Bushido", trochę niezrozumiale wybrany na singiel, zwłaszcza że na tle choćby "Ex Inferis" czy wieńczącego album "Wildfire", rozpędzonego niczym klasyk "Heeding The Call", wypada po prostu blado.
Czy "(r)Evolution" ma wady? Dla wielu skazą okaże się jego monolityczny charakter oraz utrzymanie go w jednym, niemal power metalowym duchu. Inni będą narzekać na brak tego, co najważniejsze, to jest zapowiadanej rewolucji. Cóż, z tym się zgodzę, ale z drugiej strony, tak jak fani Motorhead czy AC/DC kochają swoje zespoły za "to samo", tak Hammerfall wciąż da się lubić, a nawet kochać, za nie wychodzenie ze swojej strefy komfortu. Nie muszą tego robić, przecież doskonale sprawdzają się w formule, która piętnaście lat temu podbiła serca słuchaczy na całym świecie. A to, że wydaje im się jakoby zrobili coś nowego (może w studio?) to ich sprawa.
Grzegorz "Chain" Pindor