Niedawno, przy okazji recenzji szczecińskiego Scylla, wspominałem, że nie jest łatwo znaleźć w naszym kraju odbiorców metalcora czy deathcora.
Pochodzący z Siewierza muzycy Dust N Brush już wcześniej weszli na tę niełatwą ścieżkę kariery. Postanowili pójść pod prąd. Problem od lat jest ten sam, zbyt metalowi dla corowców i zbyt corowi dla metalowców. Pozostaje niewielki margines ludzi, którzy nie boją się miksu technicznego death metalu, szwedzkiej melodyki i szczypty - w przypadku Siewierzan - cora. Dla mnie zawsze bardzo ważna w muzyce była szczerość, dlatego lepiej, że ktoś robi to, co czuje niż udaje kogoś, kim nie jest. Jeśli dodać do tego prosty i przekonujący fakt posiadania niemałych umiejętności, które przekute są na dobre utwory wszelkie zastrzeżenia powinny zniknąć.
Dust N Brush narobili niezłego zamieszania swoim debiutanckim LP "Filth In Our Blood". Pojawiła się zdrowa konkurencja dla nieco osamotnionego na deathcorowej scenie Drown My Day. Nie znaczy to, że jest mało deathcorowych bandów w Polsce. Problem polega na tym, że te, które prezentują wysoki poziom wykonawczy i brzmieniowy można policzyć na palcach jednej ręki. Dust N Brush można bez wstydu przedstawić światu. Jestem pewien, że gdyby pochodzili z USA mieliby już kontrakt w rękach i graliby trasy z The Black Dahlia Murder, do których na debiucie było im najbliżej.
W jednym z wywiadów udzielonych po ukazaniu się debiutanckiego wydawnictwa muzycy Dust N Brush zapowiadali kolejną płytę na 2012 rok. Trochę się spóźniają, bo "Exist For What You'll Die For" to jedynie przedsmak tego, co nas czeka w - mam nadzieję - niedalekiej przyszłości. Wspomniana epka trwa ledwie dziesięć minut i zawiera trzy premierowe kompozycje. Utwory potwierdzające klasę wykonawczą i pokazujące, że zespół nie stoi w miejscu.
W dalszym ciągu jest to wcześniej wspomniany miks technicznego death metalu ze szwedzką melodyką, czyli to, co grają setki innych bandów. Słuchając kapel z tego gatunku trzeba przebrnąć przez morze mułu, nim trafi się na jakiś stały grunt. Takim jest między innymi siewierska ekipa. W ogólnym ujęciu może się nie wyróżniają, szczegół sprawia, że wyrastają ponad przeciętność.
Wcześniej ich muzyka stanowiła idealnie wyważoną miksturę aspektu technicznego i melodii. Na najnowszym materiale środek ciężkości został przesunięty na stronę techniki i aranżacji. Intrygujące partie bębnów to jest element stały, teraz doszedł do głosu również bas, który na debiucie gdzieś ginął. Dodać można do tego jeszcze znakomite riffy, w ogóle gitarzyści nie mają chwili na złapanie oddechu, bo cały czas pracują. Pierwszy na epce "Walls Filled With Lies" zamyka się w czterech minutach, a wydaje się, jakby trwał co najmniej dziesięć - tyle się w nim dzieje. Gitara prowadząca właściwie przez cały numer gra solówkę, głównie w tle czasem jedynie wychodząc na pierwszy plan. I te sola przykuwają uwagę, gdyż są dość nietypowe dla tego gatunku. Bardzo eleganckie, dostojne, w moim odczuciu spokojnie mogłyby się znaleźć na płycie np. Nevermore czy Rhapsody Of Fire. Można sobie z Włochów żartować, ale umiejętności nikt im nie odmówi. Jestem pewien, że muzykom Dust N Brush również.
Ciężko wystawiać ocenę słuchając trzech numerów, ale nie ma co kryć, ten materiał zaostrzył apetyt na długograja. Echa twórczości The Black Dahlia Murder jeszcze są słyszalne, ale nie ma tu mowy o jakimś tępym naśladownictwie, kopiowaniu schematów. Głowy muzyków pełne pomysłów, niemałe zdolności kompozycyjne, aranżacyjne i wykonawcze sprawiają, że dla fanów gatunku to rzecz obowiązkowa. Pozostali powinni przynajmniej dać im szansę. Dust N Brush to jeden z ciekawszych zespołów metalowych w naszym kraju i z niecierpliwością czekam na pełnowymiarowy album.
Sebastian Urbańczyk