Dust n Brush

Filth of Our Blood

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Dust n Brush
Recenzje
2011-01-03
Dust n Brush - Filth of Our Blood Dust n Brush - Filth of Our Blood
Nasza ocena:
9 /10

Pochodząca z Siwierza formacja Dust'n'Brush nareszcie doczekała się swojego longa. Przy okazji recenzowania nowej epki Drown My Day wspominałem o tym, że na jesień/zimę nowe dzieło Dust'n'Brush prawdopodobnie bardzo poważnie namiesza na rodzimej scenie.

Nie myliłem się w swych przypuszczeniach i z dumą prezentuję wam wszystkim ''Filth of Our Blood''. Dla niezorientowanych stylistyka, w jakiej obraca się zarówno Drown My Day jak i Dust'n'Brush, to nowoczesny gatunek metalu jakim jest deathcore.

O ile dla Drown My Day nie jest to żadnym stylistycznym wypaczeniem, tak jednak Dust'n'Brush w swej muzyce mało ma tego co core, a więcej tutaj metalu... w dodatku melodyjnego. Najbliżej siewierzanom do .. The Black Dahlia Murder, co chyba nikogo nie dziwi. Inspiracja zespołem Trevora Strnada jest aż zbyt wyraźna, a gdzieś tam w tle słychać też echa pionierów nurtu deathcore jakim są panowie z All Shall Perish. Skoro już na starcie powiedzieliśmy sobie kto, i od kogo - czas zająć się ''Filth of Our Blood''. Począwszy od ''Beyond All Expectations'' niemalże do wieńczącego krążek ''The Beginning'' (nie licząc całkiem ładnego przerywnika w postaci pół-akustycznego ''Just Touch It'') z głośników wylewają się salwy coraz szybszych blastów, nieustanne przejścia i zmiany temp (wyłącznie na szybsze, bardzo okazyjnie na wolniejsze - tu, warto wspomnieć o literalnie trzech breakdownach na CAŁYM albumie) szalone, rozwścieczone wokale - przez screamy po growle, a na wysokich rejestrach kończąc (gromkie brawa dla Jacka), z których, co nikogo nie zdziwi, i tak niewiele zrozumiecie. Ale pies to trącał, grunt, że jest ogień i solidne uderzenie z całkiem technicznym zacięciem (tylko co tak mało solówek ja się pytam?!).

Melodii co niemiara, prym pod tym względem wiodą ''The Beginning'' i mój absolutny faworyt ''The Pics'', zresztą, wydaje mi się, że należy sobie zadać pytanie, który numer tutaj odstaje, i dlaczego nie można uznać go za dobry/bardzo dobry/zajebisty - skoro gro motywów niemalże automatycznie zapada w pamięć, a od wykorzystanych dla smaku klawiszy w ''Million of Moments'' nie da się uwolnić. Quasi-orkiestracje prosto z samplera, a robią swoje. Jasna cholera! Jednakże prócz peanów wznoszonych ku chwale Dust'n'Brush, oraz propsów głównie kierowanych w stronę perkusisty (mnogość blastów powala) , trzeba również co nieco napomknąć o wadach.

Jedną z nich jest niezbyt poważne potraktowanie drugiego członka sekcji rytmicznej - basisty ''Byka'', który pewnie chciałby dołożyć tutaj swoje trzy grosze, a w ostatecznym miksie (autorstwa nieznanego mi Brytyjczyka) bas jest, ale nie podbija reszty tak jak trzeba. Mroczna okładka, będąca dziełem kogoś z Hunt The Wolves, choć prezentuje się nad wyraz ładnie, nie do końca koresponduje z treścią krążka, trochę szkoda, bo dobrze jest zadbać o takie detale. Ostatnią wadą, a w zasadzie wielką niewiadomą, jest wiara w rzeczywiste zdolności perkusisty. Wszyscy ci, którzy słuchali już ''Filth of Our Blood'' głowią się czy to prawda i za beczkami siedzi prawdziwy garowy, czy raczej komputer w postaci programu Superior. O tym jednak radzę się wszystkim zainteresowanym przekonać na zbliżających się wielkimi krokami koncertach, gdzie wszyscy, z niżej podpisanym włącznie, powinni doznać prawdziwej, muzycznej ekstazy, bo wreszcie mamy na południu kraju zespół, który może, a nawet musi, stawać w szranki z najlepszymi, zarówno na wschodzie jak i zachodzie. Konkurencja w core'owym graniu jest jednak spora, i jeżeli PR dustów będzie brzydko mówiąc: leżeć i kwiczeć, obudzą się z ręką w nocniku, a pieniądze przeznaczone na wydanie i nagranie tego albumu (uwaga: we własnym studio) przepadną na zawsze.

Radzę szybko skumać się z Francuzami z Decades of Despair, dwie europejskie Black Dahlie na jednej scenie mogą, parafrazując tytuł nowej płyty Frontside: ''zniszczyć wszystko'', i nie miałbym nic przeciwko gdyby tak się właśnie stało. Sugestia: olać Polskę i spieprzać na zachód. Koniecznie. U nas takie granie się (jeszcze) nie przyjmie. Nie teraz, i nie z takim podejściem z jakim można się spotkać u zwykłych metalowców, którzy na sam dźwięk terminu metalcore, dostają kociokwiku połączonego z kompletnie nieuzasadnioną homofobią. Album można w całości pobrać ze strony myspace zespołu. Wkrótce pojawi się również wersja fizyczna, prawdopodobnie w ładnym digipacku, a nie żenującej kopercie. Nie mogę się doczekać by położyć na niej łapska. Bez podstekstów oczywiście (śmiech).

Grzegorz ''Chain'' Pindor