Zdaje się, że przychodząc pod strzechy należącej do Mascot Label Group wytwórni Provogue Records Albert Cummings trafił do skrojonego na swoją miarę środowiska, gdzie może się śmiało poruszać jak ryba w wodzie - pośród Joe Bonamassy, Waltera Trouta, Erica Galesa, Kenny'ego Wayne Shepherda czy Robbena Forda.
Rozmiłowany w fenderowskich Stratocasterach bluesman z Massachusetts przygodę ze strunami zaczął w wieku dwunastu lat grając bluegrass na… pięciostrunowym banjo. Gitara ojca była po prostu za duża dla młodego Cummingsa. Dopiero później w życiu Alberta pojawiły się wczesne nagrania Stevie Ray Vaughana, które zwróciły go w kierunku blues rocka. Przy kolejnych płytach krytycy dostrzegali również inspiracje techniką Jimiego Hendrixa, Freddiego Kinga i Alberta Kinga. To wystarczyło, by zainteresowali się nim Tommy Shannon i Chris Layton, czyli sekcja Double Trouble, zespołu Stevie Ray Vaughana – jak widać życie potrafi pisać piękne przygody. Wraz z klawiszowcem Reese Winansem muzycy (również w roli producentów) pomogli Cummingsowi nagrać debiut po własnym nazwiskiem „From the Heart” (2003) – dla Shannona i Laytona była to pierwsza płyta od śmierci Vaughana.
Do dziś bluesman zdążył dzielić scenę z Buddy Guyem, Johnnym Wintersem i B.B. Kingiem, który zresztą miał nazwać Alberta „wspaniałym gitarzystą”. Właśnie ukazała się siódma (wliczając „The Long Way” nagraną jako Albert Cummings and Swamp Yankee) studyjna płyta Alberta Cummingsa wypchana radosnymi, bezpretensjonalnymi bluesami czerpiącymi z funka i soulu dla tych, którzy mają ochotę pobujać głową i potupać nogą po wyczerpującym dniu. Na producenckim stołku nagranego w FAME Studios w Alabamie krążka „Believe” zasiadł Jim Gaines, wcześniej współpracujący choćby z Santaną czy – nomen omen! – Stevie Ray Vaughanem.
Na krążku Cummings sięga po klasykę. Znalazł się tu buchający dęciakami cover „Hold On” z repertuaru amerykańskiego duetu soulowego Sam and Dave, cudnie bujający „Me and My Guitar” Freddiego Kinga, łączący country i soul „Crazy Love” Vana Morrisona i tradycyjny bluesowy standard Willie Dixona, podkreślany mocniej przesterowaną gitarą „Red Rooster” (wykonywany w przeszłości choćby przez Howlin’ Wolfa czy The Rolling Stones).
W utworach Cummingsa zawsze jest kolorowo, czy to za sprawą instrumentów dętych, ciepło brzmiących klawiszy czy kobiecych chórków tworzących background dla solidnie bluesowego wokalu Alberta i jego mocno osadzonych w estetyce blues rocka solówek. Cummings nie epatuje wirtuozerią, stawia raczej na klasyczne rozwiązania, ale jego partie zawsze idealnie wpisują się charakter utworu i świetnie rozkręcają kawałki. Gitarowe momenty z „It’s All Good” czy „Call Me Crazy” potrafią zelektryzować.
Bluesman z Massachusetts uszykował na „Believe” porcje rzetelnych, optymistycznych bluesowych numerów zatopionych we współczesnym obliczu gatunku, czerpiąc przy okazji z soulu, funku, country i rocka. Jest to więc tradycyjny zestaw inspiracji, który na „Believe” działa jak należy. Nie jest to płyta, która w jakikolwiek sposób wychyla się ponad standard solidnych, rzemieślniczych wydawnictw, ale kolorytem potrafi rozpromienić nawet pochmurny dzień. Warto posłuchać.