We're All In This Together
Gatunek: Blues i soul
Plejada arcytopowych nazwisk bluesa na nowej płycie Waltera Trouta - gitarzysty swego czasu pracującego chociażby w bandzie Johna Lee Hookera i Johna Mayalla, a od lat '90 grającego pod własnym nazwiskiem.
Każdy z czternastu numerów (z czego trzynaście napisanych przez Trouta) to inny gość, a grupa person jakie zagrały dla amerykańskiego bluesmana zapiera dech w piersiach. Joe Bonamassa, John Mayall, Robben Ford, Kenny Wayne Shepherd, Edgar Winter, Charlie Musselwhite, Sonny Landreth, Warren Haynes, Joe Louis Walker i jeszcze kilku innych przedstawicieli sceny młodszego pokolenia bluesa. W końcu tytuł albumu mówi sam za siebie - "Siedzimy w tym razem" i panowie pokazali, że jeśli tylko jest taka potrzeba, potrafią się zjednoczyć i pograć kapitalnego, nowoczesnego bluesiora. Bo ta płyta nie ma słabszych momentów - trwa 70 minut, ale poziom trzyma wyjątkowo równy, nie łapie zastojów i nie serwuje zapychaczy. To po prostu kawał solidnego, odpowiednio zbalansowanego grania z najwyższej półki.
Nie wieje rutyną, bo każdy gość doprawił utwór swoimi znakami charakterystycznymi. W "The Other Side of The Pillow" pojedynek stoczyły gitara Trouta i fantastyczne frazy harmonijki Charliego Musselwhite'a, w "Ain't Goin' Back" firmowe slajdy zaprezentował Sonny "The King of Slydeco" Landreth, gitarowe rozmowy z Robbenem Fordem w "Mr. Davis" zachwycają, saksofon Edgara Wintera idealnie podkolorował "She Steals My Heart Away". Podobnie fantastycznie wyszły gitarowe dialogi z Joe Bonamassą w zamykającym album "We're All In This Tohether" i rozciągniętym do 7 minut "The Sky Is Crying" nagranym z Warrenem Haynesem z Gov't Mule i The Allman Brothers Band.
Jedynym wymykającym się szufladce brzmień nowego amerykańskiego bluesa jest akustyczny "Blues For Jimmy T." nagrany z Mayallem - ten numer fantastycznie przesiąknięty jest starą szkołą chicagowskiego bluesa, a w dodatku przecudnie buja tu harmonijka. I właściwie przy okazji albumu Trouta i jego gości można przyczepić się tylko do jednego: jest tu czternaście kapitalnych, ociekających klimatem i lśniących porządnie rozszalałymi solówkami bluesiorów, ale żadnego wielkiego, wiecie, takiego, który mógłby przejść do historii gatunku. Jakieś kompozycji totalnej. Są to bluesowe standardy przeciśnięte przez sitko wielkich fachowców swojego gatunku, którzy z każdej solówki robią dzieło sztuki i po prostu słucha się ich z wypiekami na twarzy.
Bo ten album żre. Hula z głośników jak halny po Zakopanem. Czuć emocje, czuć, że to nie było nagrywane po prośbie, ale faktycznie każdemu z muzyków chciało się dołożyć swoją cegiełkę. Ciężko mi sobie wyobrazić, by ktokolwiek kto przesłucha "We're All In This Together" mógłby nie brać tej płyty jako kandydata do jednej z najlepszych bluesowych płyt roku 2017. Polecam!
Grzegorz Bryk