"Jezus malusieńki"

Adam Fulara
"Jezus malusieńki"

W tym odcinku warsztatów oderwiemy się na chwilę od tematów związanych z improwizacją. Do świąt Bożego Narodzenia pozostało jeszcze półtora miesiąca, ale tyle też czasu potrzeba, by nauczyć się utworu w całości granego przy pomocy techniki tappingu oburęcznego.

Utwory te mają bardzo praktyczny charakter. Można się ich nauczyć i wykorzystać na szkolnym koncercie wigilijnym lub też zagrać domownikom, tworząc świąteczny nastrój. Tapping oburęczny daje nam tu duże możliwości, bo nie musimy być wokalistami, żeby wykonać utwór na koncercie czy w gronie przyjaciół - melodię możemy zagrać na gitarze. Podobne możliwości dają tylko techniki gitary klasycznej oraz fingerstyle.

Jest wiele bardzo ładnych polskich kolęd. Do tego odcinka warsztatów wybrałem kolędę "Jezus malusieńki", która ma piękny, a jednocześnie smutny charakter. Będziemy grali ją powoli. Mamy tu metrum 3/4. Lewa ręka wykonywać będzie partię prostego walkingu, podczas gdy prawa zajmie się melodią. Walking będzie grany ćwierćnutami - tworzy on swoistą melodię graną lewą ręką. Naukę proponuję rozpocząć od ćwiczenia partii lewej ręki osobno. Kiedy będziemy grać ją automatycznie, wtedy spróbujmy dołożyć prawą rękę.

Prawa ręka będzie grała melodię. Przyjrzyjmy się przez chwilę harmonii w tym utworze. Ma on budowę opartą o układ ABB, gdzie A to część zawarta w pierwszej linii transkrypcji, a BB to druga i trzecia linia. Budowa części A wygląda następująco: Am(7) | E7 | Am(7) | E7 |. Przypominam, że Am7 to a, c, e, g, natomiast E7 to e, g#, b, d. Tonacja części A utworu to a-moll, a melodia została skomponowana przy użyciu skali A-moll harmonicznej (A, B, C, D, E, F, G#). Czyli pierwsza część zawiera naprzemiennie akord toniczny niezawierający napięcia (tj. zbudowany na pierwszym stopniu gamy a-moll) i dominantowy, tworzący napięcie (zbudowany na piątym stopniu tejże gamy). Piszę o tym, bo zauważyłem, że młodzi muzycy mają bardzo często problemy ze słyszeniem napięć.

 



Jeśli wsłuchamy się w muzykę, to cały czas toczy się tam jakby walka pomiędzy dwoma kolorami, ja je określam jako biały i czerwony. Ten drugi oznacza napięcie, czyli dominantę, a biały rozwiązanie napięcia, czyli tonikę. W ten sposób, już od setek lat, budowana jest muzyka wszystkich możliwych gatunków. Gdyby się przysłuchać dowolnym utworom klasycznym, bluesowym, jazzowym i rockowym, zawsze da się podzielić utwór na obszary, gdzie napięcie jest większe i gdzie się ono rozwiązuje. W kolędzie łatwo to usłyszeć, zwróćcie na to uwagę. Przyda się to w momencie, gdy będziecie chcieli skomponować własne utwory lub zagrać dobre solo - też powinno zawierać pewne napięcia. Myślę, że sporo czasu przeznaczymy w kolejnych lekcjach poświęconych improwizacji na omówienie sposobów użycia dominant, tu tylko sygnalizuję ten problem.

Druga część (B) zaczyna się od modulacji do tonacji C-dur. Gama C-dur zawiera dokładnie te same dźwięki co A-moll (naturalna), zatem różni się od gamy harmonicznej z części A tylko dźwiękiem G (poprzednio było G#), ale kompletnie zmienia się harmonia. Teraz akordem tonicznym (tym bez napięcia) będzie Cmaj(7), czyli c, e, g, b, a dominantowym G7, czyli dźwięki g, b, d, f. Budowa części B wygląda następująco: G7 | Cmaj(7) | Fmaj(7) G7| Cmaj(7). Zmieniła się tonacja, ale walka białego z czerwonym wygląda prawie tak samo. Tym razem zaczynamy od dominanty (kolor czerwony), potem tonika (biały), potem Fmaj(7) to subdominanta - ale ja ją wrzucam do jednego worka z toniką (biały), gdyż ona nie ciąży mocno w kierunku konkretnego akordu - potem dominanta (czerwony) i tonika (biały). Podobnie zatem mamy na przemian kolory biały i czerwony. Część B jednak nie kończy się napięciem (jak część A), tylko rozwiązaniem. To bardzo ważny element tworzenia napięcia. W końcówce utworu nie może pozostać nierozwiązane napięcie harmoniczne.

 

 

Harmonię (czyli akordy) w tym utworze ogrywam walkingiem. Przy okazji analizy tego utworu cofniemy się trochę w czasie do lekcji na temat walkingu sprzed roku. Jeśli nie pamiętacie już, o czym wtedy mówiliśmy, zachęcam - żeby powrócić do tych rozważań - do przejrzenia archiwum warsztatów zamieszczonego na stronie internetowej magazynu. Pisaliśmy kiedyś o progresji kwintowej i o walkingu w tej figurze harmonicznej. Niby ta kolęda nie ma nic wspólnego z progresją kwintową, ale jednak ma, i to sporo, zwłaszcza w części B. Pamiętacie trick z gamą molową naturalną, graną przez dwie oktawy dosłownie dźwięk po dźwięku, ogrywając całą progresję? Po prostu graliśmy walking - gamę, a progresja wypływała sama z tych dźwięków. Tu jest bardzo podobna sytuacja. Część B, zapisana w tonacji C-dur, jest ogrywana po prostu gamą C-dur, ale w taki sprytny sposób, że grając gamę w odpowiednim miejscu, trafiamy na toniki akordów harmonii. Czyli gramy: G, A, B | C, D, E | F, G, A | B, C, zwrot i powtarzamy te dźwięki. To 11 dźwięków ułożonych diatonicznie tak, że trafiają na prymy swoich akordów tam, gdzie one występują. Spójrzcie: G, A, B (G7) | C, D, E (Cmaj) | F (Fmaj), G, A (G7)| B,C (Cmaj). W ostatnim takcie dominanta jest nieco przedłużona (dźwięk B to tercja akordu dominantowego), by w końcu rozwiązać się na C.

 

 

Cały trick polega na tym, że słuchając tego utworu, w pierwszej chwili w ogóle nie mamy wrażenia, że w basie leci cały czas gama. Dopiero po analizie i dokładnym przysłuchaniu się usłyszymy tę zależność. To samo miało miejsce w przypadku progresji kwintowej ogrywanej gamą.

Obie melodie (walking to też rodzaj melodii) grane jednocześnie tworzą pewnego rodzaju polifonię, a pomiędzy nimi powstaje przestrzeń. Interwały, które uzyskujemy w trakcie grania melodii, potrafią wciągnąć słuchacza. Na przykład dwie pozornie proste rzeczy w taktach 5 i 6. Lewa ręka gra kolejne dźwięki gamy, a prawa powtarza dwie te same ćwierćnuty, ale za każdym razem uzyskamy pomiędzy partią lewej i prawej ręki inne interwały. W takcie piątym mamy sekstę małą i tryton (dość intrygujące współbrzmienia), a w takcie 6 w tym samym miejscu kwartę i tercję małą (brzmienia konsonansowe). Cała uroda walkingów i melodii polega na wyłapaniu takich niuansów w czasie słuchania, do czego Was zachęcam. To otwiera nowe drzwi w słyszeniu i rozumieniu muzyki, a tapping oburęczny może Wam w tym pomóc.

Jak już opanujecie manualnie w wolnym tempie utwór, możecie pokusić się o pewne ćwiczenie. Dość ciekawie brzmi przesunięcie akcentu w walkingu na 2. To też omawialiśmy przy okazji ćwiczeń z walkingu. Ta technika prowadzenia basu nie lubi akcentu na "raz", który po prostu "nie buja". Co prawda kolędy to zazwyczaj typowo polskie utwory i tam akcentowanie na "raz" nie razi tak bardzo, ale to jednak jest walking. Oznaczyłem nuty akcentowane kropkami. Ćwiczcie ten utwór powoli - zalecam tempo ok. 54BPM. Wtedy grane interwały (o czym pisałem) nabierają wyrazu, a to olbrzymia siła. Granie w tempie szybkim będzie groteską. Pilnujcie też synchro z metronomem i między partiami lewej oraz prawej ręki. Pilnujcie, by dźwięki walkingu trafiały w uderzenia metronomu. Już niedługo pokażę Wam, że można przesuwać beat, ale to nie w tym utworze. Zachęcam do wykorzystania tej kolędy w czasie spotkań świątecznych. Naprawdę warto. Powodzenia!