IBANEZ T35 Troubadour

Rodzaj sprzętu: Wzmacniacz

Pozostałe testy marki IBANEZ
Testy
2010-01-22
IBANEZ - T35 Troubadour

Po sukcesach wzmacniaczy takich firm, jak AER czy Acoustic Image coraz więcej producentów zdało sobie sprawę, że dla gitarzysty akustycznego ważną cechą jest mobilność sprzętu, który zabiera na występy.

Jest to szczególnie istotne w przypadku gitarzystów grających koncerty solowe - im mniej sprzętu na scenie, tym bardziej wyeksponowany jest sam muzyk. Nie ma zresztą nic gorszego, niż taszczenie ciężkich gratów zaraz po męczącym graniu... Coraz rzadziej więc można spotkać wzmacniacze ważące więcej niż sam użytkownik, a na scenie zaczynają królować niepozorne z wyglądu urządzenia, niejednokrotnie zadziwiające swymi parametrami. Trend ten nie pozostał też obojętny firmie Ibanez, która postanowiła wskrzesić serię Troubadour. W stosunku do swoich poprzedników nowe modele posiadają nie tylko nowoczesny, gustownie zaprojektowany design, ale także oferują konkurencyjne brzmienie i możliwości, które stały się obecnie już standardem dla tego typu urządzeń. Tym razem obiektem naszego testu jest model T35, który oferuje największą moc z całej serii, czyli 35W, oddawaną poprzez jeden 10-calowy głośnik z tweeterem.

BUDOWA

Wzmacniacz umieszczono w niewielkiej symetrycznej obudowie wykonanej ze sklejki. Czarna, drewniana okleina doskonale współgra z rattanową osłoną głośnika. Na górze znajduje się gumowa rączka służąca do przenoszenia pieca. Tutaj ujawnia się już pierwsza zaleta: niewielka obudowa idzie w parze z małą wagą ok. 11kg, co pozwala swobodnie transportować urządzenie bez obawy o kontuzję kręgosłupa. Spód wzmacniacza oprócz gumowych nóżek kryje przydatne udogodnienie, czyli podnoszoną podpórkę pozwalającą ustawić piec pod kątem w celu lepszej słyszalności.

Przyjrzyjmy się płycie tylnej. Układ wzmacniacza mocy oraz tył głośnika zostały zabudowane - mamy więc do czynienia z konstrukcją zamkniętą, która w zamyśle powinna sprzyjać powstawaniu odpowiednich częstotliwości niskich, co przy tak niewielkich gabarytach obudowy z reguły jest niełatwo uzyskać. Zabudowany nie jest jedynie bądź co bądź dość duży transformator, który z pewnością będzie zapewniał odpowiednią wydajność mocową. Na płycie tylnej został zainstalowany włącznik zasilania i gniazda: wejście na podwójny footswitch pozwalający aktywować reverb oraz chorus, dwa gniazda XLR (lewe i prawe), którymi wyprowadzony jest sygnał liniowy, przełącznik pozwalający zlikwidować pętle masy, a także wyjście słuchawkowe (duży jack) mogące też służyć jako alternatywne wyjście sygnału liniowego.

Spójrzmy teraz na panel górny, gdzie znajduje się "centrum dowodzenia". T35 oferuje dwa kanały: mikrofonowy i instrumentalny. Kanał mikrofonowy jest uproszczony i oprócz regulatora głośności posiada potencjometr TONE będący filtrem pozwalającym określić ostrość i wyrazistość brzmienia. Kanał instrumentalny jest już rozbudowany i oprócz głośności posiada skuteczny 3-pasmowy korektor barwy z parametrycznym środkiem. Możemy więc wybrać zakres częstotliwości średnich (150Hz-5kHz), a następnie potencjometrem LEVEL podbić je lub wyciąć. Dodatkowy przełącznik SHAPE umożliwia zmianę ogólnego charakteru brzmienia dzięki wycięciu średniego pasma przy jednoczesnym podbiciu pasma niskiego i wysokiego. Dla obydwu kanałów zastosowano wyjściową regulację głośności wzmacniacza MASTER oraz pogłosu REVERB. Dodatkowo urządzenie wyposażone jest w niejako trzeci kanał (dostępny poprzez gniazdo cinch CD/AUX IN), który pozwala podłączyć zewnętrzny odtwarzacz CD lub MP3.

T35 oprócz pogłosu posiada także chorus. Włączany jest on odrębnym switchem (lub podobnie jak reverb przełącznikiem nożnym), o czym informuje świecąca się kontrolka. Regulacja tego efektu składa się z potencjometrów SPEED (szybkość modulacji) oraz DEPTH (głębokość modulacji w stosunku do sygnału podstawowego).

WRAŻENIA

Tak jak wspomniałem na początku, obudowa jest nie tylko poręczna, ale również gustowna. Niestety ta druga cecha odbyła się trochę kosztem walorów użytkowych - drewniana okleina jest dość delikatna, co przy braku zabezpieczenia narożników właściwie gwarantuje łatwe obicie. W takiej sytuacji przydałby się pokrowiec zabezpieczający, lecz niestety nie ma go w komplecie. Z drugiej strony, patrząc na cenę T35, ciężko wymagać dodatkowych gratisów. Wzmacniacz oferuje 35W mocy, co raczej nie jest wielkim osiągnięciem - konkurencyjne firmy posiadają w swojej ofercie piecyki takich samych gabarytów, ale nawet 10 razy głośniejsze. Z drugiej jednak strony, nie każdy potrzebuje takiej mocy, a 35W wydaje się wystarczające do gry solo w niewielkim klubie. Zawsze można zresztą zaopatrzyć się w drugi egzemplarz, a wtedy oprócz większej mocy dodatkowym atutem stanie się stereofoniczny tor sygnałowy.

Po włączeniu wzmacniacza od razu w uszy rzuca się dość duży poziom szumów i lekkie buczenie w głośniku, które to efekty narastają wraz z odkręcaniem regulatora MASTER. Jeśli więc chcemy uzyskać czysty sygnał, to musimy odpowiednio wyregulować proporcje między potencjometrem VOLUME a MASTER, tak aby ten ostatni rozkręcać tylko tyle, ile rzeczywiście potrzebujemy. Pierwsze dźwięki wydobyte ze wzmacniacza mogą wprawić w zaskoczenie - rewelacyjne, naturalne brzmienie, idealnie zbalansowane tonalnie. Właściwie bez jakiejkolwiek regulacji korektorem barwy dźwięk jest doskonały. Jestem przekonany, że w ślepych testach większość muzyków wyceniłaby ten wzmacniacz kilka razy drożej. Kiedy gitarzysta akustyczny decyduje się nagłośnić swoją ulubioną gitarę, z reguły pragnie uzyskać jej naturalne brzmienie, tyle że głośniejsze. Niewiele wzmacniaczy sprawdza się wówczas w 100 procentach, nie dodając nic od siebie. Troubadour jednak zachowuje się wzorowo - przezroczysty barwowo doskonale oddaje niuanse brzmieniowe podłączanych do niego instrumentów. Oczywiście na pokładzie mamy także wydajny korektor barwy, więc jeśli ktoś chce poeksperymentować, to parametryczny środek może w jednej chwili zupełnie zmienić charakter granych dźwięków.

Najważniejszą zaletą testowanego wzmacniacza jest jego wydajność. Jeśli mamy 35W mocy, to oznacza to, że tyle możemy wycisnąć bez przesterowanego dźwięku. Bez obawy możemy rozkręcić piec na maksa i cieszyć się czystym brzmieniem nawet przy ekspresyjnej grze akordami. Duża zasługa w tym wbudowanego limitera, który chroni przed zniekształceniem dźwięku. Podstawą jest jednak odpowiednie wysterowanie poziomu wejściowego za pomocą potencjometru VOLUME. Tutaj jednak daje się we znaki brak jakiejkolwiek kontrolki informującej nas o potencjalnym przesterowaniu wejścia. Regulację więc jesteśmy zmuszeni przeprowadzić "na słuch", grając najmocniej, jak to mamy w zwyczaju. Po dokonaniu odpowiedniego wysterowania wejścia możemy liczyć na wspaniałą dynamikę, jaką oferuje nam T35.

Gdybym miał w jednym zdaniu streścić, co mnie urzekło w tym wzmacniaczu, to przede wszystkim wymieniłbym naturalny bas oraz stonowaną górę. Nie wiadomo, dlaczego wiele firm uważa, że wzmacniacze akustyczne powinny mieć maksymalnie dużo częstotliwości wysokich. W efekcie, jeśli na dodatek gitara wyposażona jest w przetwornik piezo, otrzymujemy suche, nienaturalnie rozjaśnione i zapiaszczone brzmienie, które w niczym nie przypomina dźwięku instrumentu. Troubadour jest zupełnie inny. Skala wysokich częstotliwości kończy się tam, gdzie powinna, i właściwie ciężko jest ustawić sztuczny, niegrywalny sound. Teraz słów kilka o wbudowanych efektach. Nie są one najwyższej jakości, ale przy rozważnym ustawieniu mogą bardzo efektywnie wzbogacić brzmienie.

Szkoda, że reverb posiada tylko regulację natężenia efektu w stosunku do sygnału podstawowego. Przydałby się jeszcze potencjometr wyznaczający długość wybrzmiewania. Niestety praktycznie w każdym ustawieniu pogłos zostawia długi ogon, który pogarsza czytelność dźwięków. Jeśli więc chcemy uzyskać mocno nasycony pogłosem dźwięk, to wbudowany reverb może spełnić oczekiwania, jednak przy mniejszych ustawieniach może być mało przydatny. Chorus wyposażono już w podstawową regulację parametrów, co umożliwia jego dostosowanie według potrzeb. Tutaj sprawa ma się dokładnie na odwrót - przy wyważonych ustawieniach brzmienie zyskuje na przestrzeni. Mocniejsze odkręcenie potencjometru DEPTH wpływa degradująco na sound, który staje się sztuczny i zawężony pasmowo. Generalnie można stwierdzić, że wbudowane efekty nie powalają jakością, ale z drugiej strony należy je traktować jako dodatek, który pewnie i tak większość użytkowników zastąpi dodatkowymi, zewnętrznymi urządzeniami.

PODSUMOWANIE

Bez wątpienia Ibanez Troubadour T35 to bardzo udany wzmacniacz, o którym - biorąc przy tym pod uwagę cenę - można powiedzieć krótko: rewelacja! Ładny, chociaż delikatny design, małe gabaryty i doskonałe, naturalne brzmienie. Nawet niezbyt udane i właściwie zbędne wbudowane efekty nie są w stanie znacząco zmienić ogólnej oceny. Ten wzmacniacz odzywa się w pełni zawodowym brzmieniem, nieproporcjonalnie lepszym niż można by się spodziewać po cenie urządzenia. Jeżeli komuś nie potrzeba więcej mocy niż 35W, to zakup T35 (lub nawet dwóch egzemplarzy) może okazać się strzałem w dziesiątkę. Idealnie skalkulowana cena jest nie do pobicia i w swojej klasie ten piec po prostu nie ma konkurencji.

Krzysztof Błaś


moc:
35W
głośnik:
10"
przyłącza:
GUITAR INPUT, INPUT,
CD/AUX IN, LINE OUT (L, R), HEADPHONES, FOOTSWITCH
kanały:
2
(mikrofonowy i instrumentalny)
efekty:
reverb, chorus
wymiary:
396×325×304mm (W×S×G)
waga:
10,5kg


   

Wynik testu
Funkcjonalność:
5
Wykonanie:
6
Brzmienie:
5
Jakość / Cena:
6
Dystrybutor