FENDER Deluxe Stratocaster

Rodzaj sprzętu: Gitara elektryczna

Pozostałe testy marki FENDER
Testy
2016-10-27
FENDER - Deluxe Stratocaster

Nie każdy lubi przydźwięk generowany przez sieć w przetwornikach jednocewkowych. O ile jest on do zniesienia na brzmieniu czystym, o tyle na przesterze, szczególnie mocnym, bywa mocno irytujący.

Autor testu: Krzysztof Inglik

Choć to skutecznie eliminuje problem, nie każdy też chce grać na humbuckerze, albo dwóch singlach włączonych równolegle, jak ma to miejsce w przypadku Strato i Telecastera w międzypozycjach, bo daje to zwykle inną barwę. Wojna z przydźwiękiem w gitarach elektrycznych toczy się praktycznie od początku ich istnienia, a pierwszą wygraną bitwą było skonstruowanie humbuckera. Natomiast pierwsze bezszumowe przetworniki typu single-coil opracowane przez Fendera zaprezentowano w 1998 r. - wówczas trafiły one do modeli linii American Deluxe i były w nich montowane do 2003 r., kiedy Fender we współpracy z Billem Lawrencem stworzył model SCN (Samarium Cobalt Noiseless).

W 2010 r. pojawiła się trzecia generacja - Fender N3, a w najnowszych modelach prestiżowej linii Elite montowane są bezszumowe single generacji czwartej - Fender Noiseless. Jednakże pierwsza generacja - Vintage Noiseless - na tym tle ma się nadal świetnie. Eric Clapton jest im wierny od 15 lat i właśnie takie przetworniki są od tamtej pory montowane w modelu Fender Eric Clapton Stratocaster, a także w prezentowanej gitarze Fender Deluxe Stratocaster, którą testujemy dzięki uprzejmości łódzkiego GUITAR CENTER.

BUDOWA


Fender Deluxe Strat, bo taka jest zastrzeżona nazwa przedstawionego modelu, ma korpus wykonany z jesionu - wyraźne usłojenie wyłania się z przodu i z tyłu spod czarnego cieniowania lakieru uretanowego. Gryf o dobrze znanym profilu Modern "C" wykończony satynowym lakierem poliuretanowym wykonano z klonu, w tym przypadku jest to odmiana płomienista - rysunek charakterystycznych prążków jest bardzo intensywny, godny gitary klasy Custom. Duża główka w stylu lat siedemdziesiątych została uzbrojona w blokowane klucze Fendera z przekładniami olejowymi i zgrabnymi uchwytami o miękko zaokrąglonych krawędziach. To dość ciekawa hybryda, ponieważ takie motylki są od lat stosowane w kluczach typu vintage z tradycyjnymi przekładniami w puszkach ozdobionych charakterystycznymi kreskami. Gryf jest przykręcony czterema śrubami, jednak w odróżnieniu od starszych egzemplarzy linii Deluxe produkowanych w Meksyku, brzeg korpusu w miejscu łączenia oraz płytka stabilizująca są ścięte i zaokrąglone.

Na froncie główki zamontowano dwa elementy dociskające struny, prawą stronę stosukowo duże logo z zakrzywioną nazwą modelu. Na palisandrową podstrunnicę o promieniu 12 cali (czyli 305 mm) nabito 22 progi w rozmiarze narrow tall, czyli dość wąskie, ale stosunkowo wysokie. Siodełko główki w standardowym rozmiarze 42 mm wykonano z kości syntetycznej, nad nim znajduje się ozdobione plastikową nakładką gniazdo klucza regulacji gryfu w rozmiarze 3/16 cala. Mostek tremolo jest zawieszony na dwóch śrubach, dzięki którym można regulować wysokość całej konstrukcji. Naciąg strun opartych na siodełkach z giętej blachy równoważą trzy sprężyny. Wajcha wibratora ma końcówkę w kremowym kolorze dobranym do pozostałych elementów plastikowych.

Trójwarstwowa płytka przykręcona do korpusu jedenastoma śrubami kontrastuje z bezszumowymi przetwornikami Fender Vintage Noiseless - są to single wyposażone w cewki odszumiające, umieszczone pod tymi właściwymi, które wraz z magnesami Alnico V generują sygnału elektryczny. Dwa potencjometry głośności są połączone z przystawkami nieco inaczej, niż w tradycyjnym Stratocasterze - środkowy potencjometr obok głośności kontroluje barwę przetwornika przy gryfie i środkowego, skrajny - przetwornika przy mostku. Oprócz pięciopozycyjnego przełącznika ślizgowego zastosowano jeszcze jeden mały przycisk umożliwiający dołączenie singla pod mostkiem w pozycji 4 i 5 głównego przełącznika), dzięki czemu gitara ma siedem barw podstawowych.

WRAŻENIA


Pierwsze wrażenia są oczywiście wizualne, a testowany egzemplarz prezentuje się naprawdę rasowo - czarna płytka w połączeniu z wykończeniem Sunburst przywodzi na myśl SRV, a gałki i osłony przetworników w kolorze Aged White dodają tu jeszcze uroku. Niespodzianką jest gryf wykonany z naprawdę dobrej klasy klonu płomienistego - wzór jest bardzo wyraźny (patrz zdjęcie), zupełnie jak w droższych modelach. Kiedy biorę tego Stratocastera do ręki, zaczynam się zastanawiać - to instrument Made in Mexico - logika podpowiada, że powinien być w czymś gorszy od swoich amerykańskich, droższych braci, tylko w czym? Szczerze mówiąc nie wiem - do wykonania nie można się przyczepić, do wyglądu również, do podzespołów - blokowane klucze Fendera, ten sam mostek co w Am. Std., który notabene produkuje się w Kalifornii, a na dodatek bezszumowe single Vintage Noiseless, które montuje się w droższych gitarach, takich jak sygnatury Eric Clapton Strat czy Jeff Beck Strat - sami powiedzcie.

OK, czas podłączyć wiosło do wzmacniacza… Z singlami Vintage Noiseless miałem do czynienia ostatnio przy testowaniu sygnatury Claptona właśnie i zastanawiałem się, na ile wpływ na końcowe brzmienie ma aktywna elektronika tam zastosowana. Tutaj mamy je w czystej postaci - tak jak montuje się single w każdym Stracie. Dodam coś jeszcze od siebie, bo temat ten zasługuje na rozwinięcie, jako że te single, stworzone pod koniec lat 90., są chyba najbardziej krytykowanymi noiselessami, a na rozmaitych forach możecie znaleźć wiele wywodów rozmaitych mądrali, dowodzących jak kiepsko te pickupy brzmią. I tutaj powinna zapalić się u każdego alarmowa lampka: "Czy w fabryce Fendera pracują idioci, którzy słyszą gorzej od tych wszystkich forumowych Januszy?" Oczywiście, że nie i test organoleptyczny szybko to potwierdza. Brzmienie jest inne, niż powiedzmy setu Texas Special, ale przecież set ten także brzmi inaczej niż set Fat 50’s, a ten z kolei inaczej niż Custom ‘69.

Pickupy brzmią znakomicie - mówię to z całą odpowiedzialnością - w każdej pozycji dostajemy rasowy sound. W piątej okrągły i dynamiczny, podatny na artykulację i dynamikę gry. W czwartej typową fenderowską szklaneczkę, a w drugiej funkowe kwakanie. Dodatkowe możliwości wprowadza tu przełącznik push-push pomiędzy dolnymi potencjometrami - aktywuje on singla pod mostkiem w pozycjach 4-5 przełącznika, co daje specyficzną barwę, podobną do tych w pozycjach 2/4, ale z dużo mocniej wyciętym środkiem. Największą różnicę w porównaniu z tradycyjnymi singlami słychać kiedy włączymy drive - nie ma typowego dla nich brumu, co czyni z gitary skuteczne narzędzie zarówno przy grze na scenie jak i w studio.

PODSUMOWANIE


Nowy Fender Deluxe Stratocaster ma szansę zostać przysłowiowym wołem roboczym współczesnego muzyka, a to za sprawą użytych tu rozwiązań, takich jak blokowane klucze, 12-calowy radius podstrunnicy i znakomite, bezszumowe single. Jakość wykonania i wygląd (co widać na załączonych zdjęciach) także nie pozostawiają złudzeń - to instrument o bardzo dobrym stosunku jakości/ możliwości do ceny.

 

Korpus: jesion
Gryf: klon
Podstrunnica: palisander
Menzura: 648 mm
Progi: 22
Radius: 12" (305 mm)
Mostek: 2-Point Synchronized Tremolo
Klucze: blokowane Fender Deluxe
Układ elektryczny: 3 x Vintage
Noiseless Single-Coil Strat, VOLUME,
TONE × 2, przełącznik 5-pozycyjny,
przełącznik push/push
Wykończenie: 2 Color Sunburst
W komplecie: pokrowiec Fender


Wynik testu
Wykonanie:
6
Brzmienie:
5
Jakość / Cena:
5
Wygoda:
5
Posłuchaj Testowany sprzęt