Dan Sugarman (As Blood Runs Black)
Lubię takich rozmówców jak Amos z Tesseract, którzy są w stanie zagadać Cię na śmierć, nie nudząc ani na chwilę. Podobnie sprawa ma się z Danielem Sugarmanem z As Blood Runs Black - jednego z najciężej pracujących zespołów na współczesnej scenie. Na kilka tygodni przed koncertem w Polsce ucięliśmy sobie ‘’krótką’’ pogawędkę o zmianach w składzie zespołu, życiu w trasie oraz o tym jak naprawdę wygląda cały ten biznes.
Odnośnie presji, cóż, nie będę ukrywał, że ona jest - ale nie traktujemy jej jako czegoś, z czym koniecznie musimy się konfrontować. To, co ten zespół osiągnął kilka lat temu było rezultatem ciężkiej pracy - i podobnie jest teraz. Nie zwracamy uwagi na to kto, i czego od nas chce (usłyszeć). Wyzwania stawiamy sobie jednostkowo i wspólnie - jak na kolektyw przystało. Gdybyśmy się przejmowali (choć, nie mówię, że tego nie robimy) opiniami krytyków czy fanów - pewnie ABRB nie wróciło by do żywych. Na całe szczęście mamy w sobie siłę i motywację do tego by działać.
Niewielu o tym wie, ale As Blood Runs Black przeżywało naprawdę ciężkie chwile. Wiesz, nagle wszystko zaczęło się sypać. Ciągłe zmiany w składzie, dziwna polityka ze strony managementów oraz organizatorów koncertów, do tego dokładanie do interesu spowodowały, że czuliśmy się tłamszeni przez nasze własne wysiłki. Sami musieliśmy wydobyć nasze zespołowe ciało z grobu, który poniekąd sami sobie wykopaliśmy i zmierzyć się z wszystkimi przeciwnościami losu. I wiesz co? Udało nam się. Co nas nie zabije, to nas wzmocni, a na chwilę obecną jesteśmy niemal nieśmiertelni! (śmiech)
Jeżdżenie w trasy to naprawdę ciężki kawałek chleba. Uwierz mi stary. Zachęcam do czytania mojej rubryki w Guitar Word (http://www.guitarworld.com/cerebral-upheaval-dan-sugarman-blood-runs-black-life-road-removing-veil) w której opisuję wszystkie niuanse. Obaj wyżej przez Ciebie wspomniani byli z nami w okresie między Chrisem (frontmanem na ‘’Allegiance’’ - przyp.red) a Sonikiem. Niestety, obaj nie podołali życiu w trasie. Co więcej, kilku z nich zachowywało się beznadziejnie zarówno na scenie jak i w życiu. Trudno. Na całe szczęście jest z nami Sonik, i to chyba najlepsze co mogło nas spotkać. Tak jak mówiłem wcześniej, znałem się z Sonikiem z naszego własnego zespołu, a jeszcze gwoli ścisłości, nim obaj spotkaliśmy się z Fallen Figure, Sonik sprzedawał merch ABRB na koncertach. Także jak widzisz, wszystko zostaje w rodzinie.
Dla przykładu, na jesieni gramy trasę z Suicide Silence, Emmure i innymi w ramach Never Say Die Tour. Wygląda to tak, że nie muszę płacić za dojazd, jedzenie (chyba, że zechcę zjeść coś innego niż mamy na miejscu) oraz inne rzeczy. Kiedy wracamy do domu rzadko kiedy mamy na tyle pieniędzy by je podzielić na naszą piątkę. Ale biorąc pod uwagę to, że jedziemy do Europy - sam rozumiesz. To niesamowite. Sposób w jaki blokowane są dla nas trasy nie wygląda tylko tak jak ten, który właśnie Ci opisałem. Scena podzielona jest na określony rynek, i czasem trzeba wydać naprawdę sporą kasę za to by wystąpić na dużej trasie. My mamy ten komfort, że zajmuje się nami jedna z najlepszych agencji na całej scenie Pantheon Agency i to właśnie dzięki nim gramy na tych najfajniejszych.
Zdarza się, że wracamy do domów z jakąś tam kwotą pieniędzy, i nawet nie możesz sobie wyobrazić jak bardzo jesteśmy z tego zadowoleni. Niestety, w kwestii pieniędzy, przynajmniej ja jestem realistą, i niczego nie oczekuję. Lepiej cieszyć się z paru dolców więcej niż załamywać ręce bo dany organizator zrobił Cię w ch**a. A dzieje się tak nader często. Zazwyczaj wygląda to tak, że z trasy x mamy na tyle, by opłacić rachunki i jedzenie, a potem znowu ruszamy w drogę. Ciężki żywot, ale nie wyobrażam sobie innego.
My mieszkamy osobno. Jednakże odległości jakie mamy do pokonania są naprawdę znikome i kiedy chcemy mamy ze sobą kontakt. Pewnie dobrze było by mieszkać razem, ale uwierz mi, że po trasie masz ochotę pobyć sam i zebrać myśli, niż ciągle być pod wpływem kolegów z busa.
Jeżeli chodzi o muzyków to jestem pod wielkim wpływem Ryana Knighta z The Black Dalia Murder. Miałem możliwość grać z nimi trasę i co wieczór stałem jak wryty patrząc na jego technikę. Sposób w jaki gra vibrato i legato jest niesamowite. Czasem wydaje się, że gra niechlujnie, ale to właśnie czyni go unikalnym. Kontynuując, trudno bym nie wspomniał o Francesco Artusato - obecnym gitarzyście All Shall Perish i moim nauczycielu. To fenomenalny człowiek, mający potężną wiedzę o muzyce oraz niesamowite umiejętności. Prawda jest taka, że mało kto może mu dorównać, i za każdym razem kiedy się widzimy pokazuje mi coś nowego, na co sam bym nie wpadł. No i znajdź mi drugiego takiego, który miałby tak nieszablonowe pomysły i podejście do instrumentu. Zacny człowiek. A jakbyś Ty sam lub Wasi czytelnicy nie wierzyli w to co mówię, sprawdźcie jego solowy album ‘’Chaos and the Primordial’’. To co usłyszycie zmienia pojęcie o tym co i w jaki sposób można grać na gitarze.
Francesco pokazał mi zespół Angra, w którym gra Kiko Loureiro. Jak dla mnie gość nie jest człowiekiem, może nawet kosmitą. Cholera go wie! (śmiech) No i Allan Holdsworth, duża inspiracja i niesamowity muzyk pod względem akcentowania oraz grania legato. To jeden z tych gitarzystówktórzy są w stanie zagrać wszystko, a ty potem przecierasz oczy ze zdumienia mówiąc przy tym - ‘’Kurwa, jak on to zrobił?!’’. To w jaki sposób gra można porównać do dobrej powieści. Dzieje się tak dużo, że czasem trudno złapać oddech, ale emocje i wyczucie są idealnie wyważone.
Grzegorz "Chain" Pindor