Wywiady
Simon Neil (Biffy Clyro)

„Lubimy brzmienia, które są nieco krzywe i nieprawidłowe!” – deklaruje Simon Neil, frontman Biffy Clyro.

2021-01-21

Z okazji wydania mocnego, eksperymentalnego albumu „A Celebration Of Endings” rozmawiamy o miłości do Stratów, nowym pedale zmieniającym wszystko, brzmieniach do jakich dąży i wpływach Soundgarden i Rush, grających mu z tyłu głowy…

Kiedy mówimy Simonowi, że jego tekst w ostatnim singlu ‘Instant History (szczególnie linia „To jest brzmienie przez nas tworzone, kocham tę barwę, kiedy się przełamuje’) kojarzy nam się z jego podbijającymi stadiony crunchami, ten nie próbuje nawet ukryć ekscytacji.

„To jest dokładnie to, co miałem na myśli!” – wyjaśnia – „Zdobyłem wreszcie efekt Sunn O))) Drone, który tam właśnie słychać i szczerze mówiąc, jest to jeden z najlepszych sprzętów jakie kiedykolwiek kupiłem. To coś co zmienia wszystko. Limitowana edycja, więc musiałem wydać fortunę, ale myślę, że robią teraz inną wersję. Nie znajduję słów, którymi mógłbym wystarczająco ten efekt pochwalić. Pomyślałem, że zastosowanie go w tak ‘popowej’ piosence będzie dość intrygujące, choć akurat nie jest ona reprezentatywna dla tego co robi zespół. Natomiast wspomniana linijka tekstu zdecydowanie opisuje to co robi Biffy Clyro. Lubimy brzmienia, które są nieco krzywe i nieprawidłowe!"

 

Ta skłonność do rzeczy nieprzewidywalnych sięga czasów, kiedy to szkockie trio zaczynało swą długą drogę po klubach. Obecnie, ze swym 25-letnim stażem, ewoluowali w jeden z najbardziej podziwianych projektów rockowych naszych czasów.

Magazyn Gitarzysta: Jesteś jednym z najlepszych, brytyjskich kompozytorów. Czego nauczyłeś się o pisaniu rockowych hymnów?

Simon Neil: Zazwyczaj, kiedy siadam do pisania nowej płyty, jeszcze dziwniejsze pomysły pojawiają się w mojej głowie. Najczęściej zaczynam z 10 lub 15 piosenkami, po których widzę co mi w duszy gra i w jaką stronę zmierza muzyka. Nauczyłem się skuteczniej podążać za piosenką. Za takimi momentami, w których zaczynają mi chodzić ciarki po plecach, a na skórze mam gęsią skórkę. To może być melodia, czy zmiana tonacji, zrobię cokolwiek jest konieczne, aby to poczuć. Niektóre piosenki muszą trwać 5 minut, bo potrzebują kilku kolejnych szczytów, by przygotować wszystko na ich finalną, decydującą część. W innych przypadkach wystarczy prosta melodia i już ‘tam’ jesteś. To czego uczysz się przez lata pisania muzyki, to jak do tego miejsca skutecznie dotrzeć.

Co wiąże się czasem z umiejętnością rezygnacji z własnych pomysłów?

Dokładnie. Czasem część, którą wymyślasz albo riff, który zaczął utwór, trzeba kompletnie usunąć. Przykładem tego może być Take Sunrise z naszego soundtracku – główny riff został skrócony co sprawiło, że całość jest brzmieniowo bardziej zwarta. Być może powinienem się od czasu do czasu postawić: „Nie, ten fragment ma zostać, bo to z niego zrodziła się cała kompozycja!” Ale z wiekiem zacząłem rozumieć, że proste rozwiązania są najlepsze. Kiedy coś słyszę, od razu wiem jakie brzmienie będzie pasować – szerokie i otwarte, czy pokręcone i ciasne, czy wręcz nieprzyjazne. Chodzi o to, by pozwolić piosence powiedzieć czego potrzebuje i nie bać się być brutalnym wobec niej.

Od pierwszego dnia używasz Stratocastera. Co takiego lubisz w tym instrumencie?

Głównym elementem jest jego dynamika. Zawsze grałem na gitarze dość mocno prawą ręką. Ponieważ przed gitarą grałem na skrzypcach, od początku używałem w akordach wszystkich palców lewej ręki. To pozwalało mi uzyskać ciekawe brzmienia, łącznie z tymi bardziej atonalnymi. W połączeniu z dynamiką, jaką oferuje Stratocaster, daje to w trio pełne brzmienie, kiedy dolne pasmo wypełni gitara basowa. Nigdy nie czułem potrzeby używania w zespole Les Paula, czy czegokolwiek innego. Potrzebuję czegoś z mocnym atakiem i naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić wyjścia na scenę z innym instrumentem. Lubię, kiedy mój Strat brzmi tak jakby ktoś postradał zmysły i walił w drzwi, by dostać się do środka i rozp***rzyć cały pokój.

Na czym więc grałeś na tej płycie?

Miałem szczęście mieć kilka dobrych gitar przez te wszystkie lata, ale na ostatnich płytach używałem niemal wyłącznie Strata sygnowanego przez Michaela Landaua. Przysięgam, odkąd go okryłem, używam go w każdej nowej piosence. Ta rzecz jest po prostu perfekcją – intonacja jest perfekcyjna, brzmi równie dobrze w otwartej pozycji jak i na 15 progu, mogę z niego naprawdę wiele wycisnąć. W wielu kawałkach Biffy Clyro stroję się w dół do ‘C’ lub ‘DADGAD’ i gitara może mieć z tym problem. Ale Landau znosi wszystko co na niego wrzucę. ‘North Of No South’, utwór otwierający nową płytę, jest pierwszym przypadkiem, kiedy całość składa się z tylko jednego śladu gitary. To Strat Landaua wpięty do JHS The Kilt i prosto do wzmacniacza VOX, zdjętego jednym mikrofonem. Chcieliśmy osiągnąć sound tak bardzo lo-fi, jak to tylko możliwe i to otworzyło przestrzeń dla Strata, dając potencjał, jakiego jeszcze nigdy nie udało mi się uzyskać. Jest tu ciężar w dole, ale całość dalej brzmi jak Fender!

Kiedy ostatni raz pracowałeś z producentem Richem Costeyem, namówił cię do użycia jego comba Peaveya z 1968 roku. Nie rozważałeś ponownego wykorzystania sprawdzonego już rozwiązania?

Nie. Fajną – a równocześnie bardzo irytującą – cechą Richa jest to, że on nigdy nie chce użyć dwa razy tej samej rzeczy. A ponieważ ma niespożytą energię, nagrywając album wszedłem do nowego studio z masą nowego sprzętu. Wzmacniaczem, którego używałem najwięcej był Black Volt, autorstwa małej, kalifornijskiej manufaktury, wykonującej przepiękne wzmacniacze i efekty. Ma tylko trzy gałki, ale za to prawdziwy, klasyczny sound. Oczywiście było też kilka Marshalli, których użyłem do dogrywek.

Fender DeVille to wzmacniacz, który mogę brać w ciemno – zawsze uzyskam na nim dobre brzmienie. Biorąc pod uwagę sposób w jaki gram, z tymi wybrzmiewającymi wysokimi nutami w akordach, po prostu śpiewa, a sound pięknie przebija się przez fuzz i ciężar pozostałych faktur. James Johnston [basista – przyp. Red.] kupił taki dziwaczny wzmak z lat 80. Uwielbiam takie rzeczy – stare, kompletnie gówniane coś, wyglądające bardziej jak mikrofalówka, bez żadnego logo, ani napisów… Jakże by inaczej – użyłem tego w paru kawałkach. Tak więc brzmienie tej płyty to kombinacja naprawdę hi-endowego sprzętu i tanich gratów.

Jesteś dość lojalny wobec marki BOSS, na przestrzeni tych wszystkich lat, głównie Metal Zony, Mega Distortiony, DD-3, DD-7…

Taaa… Powiem ci dlaczego. Pod koniec ubiegłego roku zacząłem pracować nad nowym rigiem. Przede wszystkim chciałem dokonać niewielkiej dekonstrukcji, bo mój zestaw rozrósł się ponad miarę. Potrzebowałem wcześniej Peaveya, Fendera, Marshalla, Kempera… W pewnym momencie totalnie straciłem nad tym kontrolę. Czasy, w których była tylko gitara i wzmacniacz wydawały mi się małym punkcikiem we wstecznym lusterku.

Kiedy pracowałem nad nowym pedalboardem, przerzuciłem tony różnych przesterów, ale za każdym razem gdy sound mnie ekscytował okazywało się, że był to Metal Zone. Przysięgam, nawet na tym etapie życia, w którym jestem, dzięki tej specyficznej saturacji Metal Zone przemawia do mnie jak żaden inny efekt. Właśnie ten aspekt ‘taniego’ brzmienia jara mnie najbardziej. Ten chaos w wysokim paśmie sprawia, że gitara wrzeszczy jak opętana. Połączenie tego z wyrazistym, lekkim overdrivem to właśnie mój sound. Próbowałem wszystkiego, ale nie znalazłem nic co mogłoby zastąpić MZ. Ale jest pewien haczyk – ustawienia gałek muszą być precyzyjne co do pół milimetra – jeśli któraś z nich drgnie choć odrobinę, całe brzmienie idzie się j**ać. Doszedłem do tego po latach prób i błędów. Tak więc BOSS jest nadal na szczycie mojej listy.

W ‘Worst Type Of Best Possible’ słychać mocny fuzz i charakter przypomina nieco Soundgarden, za sprawą tych charakterystycznych podciągnięć…

Być może nie mówiłem nigdy zbyt wiele o tym jak wielki wpływ mieli na mnie Chris Cornell i Kim Thayil, ale tak właśnie było. Można się wiele nauczyć analizując strój i układ dźwięków w ‘Superunknown’. Ci panowie w muzyce rzeczy, jakich nikt inny nie zdołał. Dzięki nim zrozumiałem jak wielki wpływ na charakter gitary ma strój. Akordy w kawałkach takich jak ‘Fell On Black Days’ czy ‘4th Of July’ wydają się tak wyszukane. Nawet ich największy hit ‘Black Hole Sun’ jest k***wsko pokręcony. To wszystko uświadomiło mi, że nie potrzebujesz fuzza i dużego gainu, by uczynić brzmienie ciężkim. Kiedy zaczynałem z gitarą, nauczyłem się każdej partii zagranej przez Chrisa i Kima. Dzięki temu odnalazłem mniej standardowe melodie i akordy.

Zdecydowanie wyciskasz ostatnie soki z akordów sus4, szczególnie w Tiny Indoor Fireworks czy North Of No South…

Początkowo, w tym drugim planowałem zrobić duże jazzowe intro. Miał być klarnet i pełnowymiarowy jazz-band tuż zanim kawałek ewoluuje w kierunku Tool. Ale kiedy okazało się, że będzie to pierwszy numer na płycie, spuściłem całą tę koncepcję w kiblu. Zostawiłem jednak ten akord, akcentowany przez ride. Lubię zwodzić ludzi takimi detalami zanim kawałek rozpędzi się na dobre. Zawsze staram się znaleźć takie nowe smaczki, ale im więcej płyt robię, tym jest to trudniejsze. Wszyscy mamy jakieś swoje nawyki i dotyczy to także grania na wiośle. Więc czasem łatwiej wymyślić coś siedząc przy klawiszach, bo tego instrumentu nie znam aż tak na wylot jak gitary. Warto jest się wyrwać i uwolnić od tego wszystkiego, czego się z trudem przez lata uczyłeś.

 

Zarówno ty, jak i twoi koledzy z zespołu wspominaliście, że kochacie rock progresywny w stylu Rush, Gentle Giant i Yes. ‘Cop Syrup’ jest chyba najlepszym tego przykładem…

Rush to jedna z większych inspiracji nas wszystkich. Szczególnie w starszych płytach jest ten charakterystyczny element bycia ‘nieustraszonym’. Zawsze lubiłem rozwijanie struktury piosenki jak podróży. Kiedyś siedziałem w tym mocniej i grzebałem głębiej w temacie. Inspirowały mnie wszystkie te amerykańskie kapele math-rockowe. Obecnie w naszej muzyce jest mniej tego elementu, głównie dlatego, że gramy jako trio. Zwykle unikaliśmy bezpośredniego korzystania z takich inspiracji w tym co robimy, ale teraz zaczynamy mieć to coraz bardziej gdzieś. Końcówka tego kawałka z fletami – czy to przegięcie? Przecież wiele najlepszych płyt na świecie stosuje takie stylistyczne miksy. Tak więc ‘Cop Syrop’ to był nasz sposób na powiedzenie: „Walić to, nawet jeśli jest to pie****ny prog, zróbmy to!”

Masz jakichś ulubieńców w nowej fali gitarzystów zdobywających świat?

Ostatnio jestem zauroczony przez St. Vincent. Niektóre brzmienia na jej płycie ‘Strange Mercy’ są absolutnie wspaniałe. Uwielbiam jej grę. Te przesaturowane barwy trącą niemal ignorancją, ale w pozytywnym tego znaczeniu. Kocham to. Dziewczyna ma świetną intuicję co do tego jakie mogłoby być brzmienie nazywane ‘nowoczesnym’. Także Anna Calvi jest cudowna! To są prawdopodobnie dzisiejsze odpowiedniczki artystów, którzy powodowali u mnie gęsią skórkę kiedy zaczynałem – Slasha, przez którego zajmuję się muzyką i Joe Walsha, z tym jego brzmieniem w ‘Life In The Fast Lane’.

Jak wiele gitar posiadasz i które są twoimi ulubionymi?

18 wioseł walało się tylko u mnie w domu i wiem to tylko dlatego, że postanowiłem zrobić spis i je policzyć. Nie wiem czemu aż tyle, ale postanowiłem ograniczyć ilość instrumentów trzymanych na chacie do 9. W sumie posiadam chyba ok. 50 gitar i wiesz co? K**wa, kocham je wszystkie! W tym jest jakieś 30 Stratocasterów w różnych strojach. Fender był dla mnie bardzo miły przez te wszystkie lata – nawet wypuścili moją sygnaturę. Mam też kilka akustyków Martina, parę ES-335, ale te nie leżą w domu – nie wpuszczam ich tam! Mam też Deana, którego kupiłem w 1995 roku, kiedy chciałem być jak Dimebag Darrell. Wisi obecnie w honorowym miejscu na ścianie. Mam też DeArmonda, który jest takim Gretschem w wersji Guilda, coś jak wiosło Chrisa w teledysku do ‘Black Hole Sun’. Tych instrumentów raczej nigdy się nie pozbędę. Jest też mój stary Strat z 1988 roku, z którego pozdejmowałem wszystkie plastiki...

To ten, na którym grałeś we wczesnych latach?

Tak i szczerze mówiąc, jest to jedna z najbardziej skutecznych gitar jakie posiadam. To był prezent od taty Bena i Jamesa. Nigdy nie zapomnę tej chwili, kiedy dostałem od niego Strata. Pożyczyłem go pierwotnie na koncert, a po występie podszedł do mnie i powiedział: „Zostaw go sobie i wykorzystaj do nagrania płyty”. Przez lata jeździłem w trasy z tym wiosłem i nagrałem na nim 3 płyty. Zawsze będę za to wdzięczny i jest to prawdopodobnie najważniejszy instrument w całej mojej kolekcji – pierwszy koncert, pierwsza trasa w busie, każde ‘pierwsze’ wspomnienie ma jakiś związek z tym właśnie Stratem…

Wybacz, że sam sobie przerwę tę historię, ale nigdy nie zgadniesz, co kupiłem w zeszłym roku… Pie****ną gitarę Prince’a! Zdobyłem ją w ostatnim tygodniu nagrywania płyty. Ma gryf z krótszą skalą i ten piękny pop*****ony kształt. Kocham Prince’a. Wybacz dygresję…

Co robisz, by osiągnąć bogate brzmienie w trio?

Przede wszystkim, to nie musi być tak ciężkie jak myślisz. Nawet teraz uczę się tego. Jeśli posłuchasz samego śladu gitary w ‘North Of No South’, bez perkusji i bębnów, brzmi to dość cienko. Niemal nie ma tam niskiego pasma. Na kilku pierwszych płytach starałem się zapełnić całą przestrzeń, więc grałem wszystkie te akordy barre od góry do dołu. W końcu zrozumiałem, by tego nie robić, bo mam od tego w zespole pie****ony bas i mogę się nie martwić o niskie dźwięki. To taka klisza, ale naprawdę czasem ważniejsze od tego co grasz jest to czego nie grasz.

Nie musisz się starać zapełnić przestrzeni tak jakby grało dwóch gitarzystów. Nie musisz grać w akordzie tych niskich nut, możesz wykorzystać wolny palec, by postawić go w innym miejscu. Albo w ogóle przenieś akord do innej pozycji na gryfie. W studio możesz czasem darować sobie dogrywki kolejnych partii gitary – być może jeden dźwięk fortepianu zagrany na początku każdego taktu sprawi, że kawałek będzie brzmiał jak coś najcięższego co słyszałeś w swoim życiu. Nadal uczę się jak najbardziej efektywnie pełnić swoją rolę w trio, by nasza muzyka miała pełnię brzmienia.

Nad czym jeszcze obecnie pracujesz?

Projektuję efekt w kostce. To będzie nieskomplikowany przester z dwoma rodzajami distortionu. Współpracuję ze swoim technicznym, który testuje kilka różnych schematów. W którymś momencie mam też nadzieję zrobić coś z firmą BOSS, ale na razie spróbuję czegoś swojego. Jak wszyscy, mam nadzieję wyjść w końcu z domu i grać dla ludzi!

Powiązane artykuły