"Komu dużo dano, od tego wiele wymagać się będzie" - tako rzecze Pismo. Grupie Biffy Clyro Góra talentu nie poskąpiła, przeto oczekiwania wobec ich szóstej płyty były ogromne.
Gdyby nie poprzednie wydawnictwa Szkotów, gdyby nie świadomość, jak wiele potrafią, jak pomysłowymi mogą być, "Opposites" dostałoby u mnie 10/10 i już teraz mogłoby się spokojnie rozsiąść w fotelu zarezerwowanym dla zwycięzcy klasyfikacji na najlepszą płytę 2013. Skład Biffy Clyro nagrał bowiem tak przebojową płytę, z tak wieloma znakomitymi, wpadającymi w ucho kawałkami, że mało który band z gatunku alternatywnego rocka byłby w stanie się zbliżyć do tego poziomu. A jednak dostają siódemkę. Dlaczego?
Załóżmy, że nie słyszałem płyt "Puzzle" i, szczególnie, "Only Revolutions". W takim wypadku dosłownie każdy kawałek z "Opposites" jawi się jako dzieło świeże i zaskakujące. Problem jest taki, że obie wcześniejsze płyty Biffy Clyro są mi bardzo dobrze znane, przeto stawiam zarzut powtarzalności, szczególnie w wypadku pierwszego krążka z tego dwupłytowego wydawnictwa, "The Sand at the Core of Our Bones". Moim zdaniem na poprzednim albumie Szkoci doszli do punktu kulminacyjnego swojego stylu pod względem kompozycyjnym, produkcyjnym i aranżacyjnym. Tymczasem gdy słucham takich utworów, jak "Different People", "Black Chandelier" czy "Biblical", mam nieustające wrażenie, że już to gdzieś słyszałem. Nie zrozumcie mnie źle - to nadal znakomite kawałki, takie "Sounds Like Balloons" tkwi mi we łbie i wypaść nie może, ale nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z dogrywką "Only Revolutions".
I gdy już mam nieco smutny podejść do pisania recenzji "Opposites", otwarcie drugiego z krążków, "The Land at the End of Our Toes", piosenka "Stingin' Belle" wgniata mnie w ziemię! Świeżutki riff, (może i znane melodie we zwrotce, ale co tam!), supernośny refren i, przede wszystkim, złamanie w drugiej części utworu i wprowadzenie dźwięków dud - kapitalne! Takich strzałów na tej płycie jest więcej: a to hiszpańskie trąbki w "Spanish Radio", a to swamp pop w "Trumpet Or Tap", to znów prosty amerykański rock (płytę nagrywano w Kalifornii) w "Pocket", a na zakończenie - cudowna przestrzeń w "Picture a Knife Fight". A jednak można panowie! Wiecie, jak wyrwać się z ram swojego stylu, czemu więc nie uczyniliście tego na całym wydawnictwie?
A propos wydania: zespół od początku podkreślał, że chce przygotować dzieło dwupłytowe. Taka jest jego podstawowa wersja, z którą obcuję i która raduje oko pięknym wydaniem i dodatkowym DVD. Pomijając moje wcześniejsze uwagi o powtarzalności pierwszego z dwóch krążków: kto do jasnej Anielki wpadł na pomysł, by okroić integralne dzieło do 14 piosenek i, nie mam pojęcia z jakiego powodu, wydać go na jednej płycie w ramach edycji specjalnej. Toż to zbrodnia na sztuce, niezależnie jakiej klasy by była! Proszę więcej tego nie robić!
Gdy za kilkanaście (kilkadziesiąt) lat siądę sobie spokojnie nad dyskografią nieistniejących już wtedy Biffy Clyro, oderwę swoje myślenie od wspomnianej powtarzalności, zrekapituluję pewnie swój osąd i w kontekście całej twórczości trio, dam "Opposites" dziesiątkę - obcujemy tu bowiem z 20 świetnymi, przebojowymi kawałkami. Niestety, mamy rok 2013, a ja chcę solidnie wypełnić swoją dziennikarską powinność, dlatego mając na uwadze dotychczasowe dokonania Szkotów, daję ich nowej płycie 7.
Jurek Gibadło