Połączenie odważnych riffów i partii gitar granych slidem pozwoliło siostrom Lovell stworzyć unikalny projekt nawiązujący do korzeni amerykańskiego bluesa. Megan i Rebecca, czyli założycielki Larkin Poe spotkały się z nami na trasie, aby porozmawiać między innymi o gitarze Dobro, bluesowych purystach i swych rodzinnych więziach.
Americana to gatunek muzyki, którego korzenie zaprowadziły nas w przedziwne miejsce. Razem z uczestnikami rejsu „Keeping The Blues Alive” znajdujemy się obecnie gdzieś po środku Morza Śródziemnego. Megan i Rebecca Lovell znane lepiej jako Larkin Poe to jedne z najjaśniejszych gwiazd naszej wyprawy. Kiedy robiliśmy zdjęcie, które znajdziecie na początku tego tekstu, podmuch wiatru niemal pozbawił nas części sprzętu fotograficznego.
Morska bryza nie może się jednak równać z powiewem świeżości jaki do świata muzyki wprowadziły dziewczyny z Larkin Poe. Surowe brzmienie i słodkie harmonie melodyjnych wokali to połączenie, które z miejsca hipnotyzuje słuchaczy. Twórczość sióstr zahacza o bluegrass, conuntry i bluesa okraszone tradycyjną americaną w stylu Maybelle i Sary Carter. Wygląda więc na to, że rodzinne więzi wciąż potrafią wnosić do tej muzyki coś magicznego.
„Jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Nasza muzyka to od samego początku efekt wspólnej pracy.” – mówi nam Megan, która w Larkin Poe gra na gitarze lap steel. – „Zaczęłyśmy koncertować, gdy miałam 16, a Rebecca 15 lat. Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu więc można powiedzieć, że łączy nas niemal bliźniacza więź. Wystarczy, że na siebie spojrzymy i od razu wiemy, co myśli ta druga. Ta telepatia działa przede wszystkim, gdy jesteśmy na scenie. Wystarczy, że siostra zerknie na mnie ukradkiem i od razu wiem o co jej chodzi.”
W tym momencie, do rozmowy włącza się Rebecca, która tylko utwierdza nas w przekonaniu, że rodzinny zespół to prawdziwy skarb: „Czasami mam wrażenie, że jesteśmy dwiema połówkami tej samej duszy. Dzięki różnym umiejętnościom i odmiennym cechom charakteru bardzo dobrze się dopełniamy. Przez lata nauczyłyśmy się wykorzystywać swoje najmocniejsze strony. Dzięki temu, że jesteśmy razem, wszystkie niedoskonałości znikają gdzieś na drugim planie. Tak powstała maszyna do zabijania, która nie bierze jeńców na żadnej scenie.” (śmiech)
W brzmieniu Larkin Poe faktycznie słychać harmonię yin i yang. Megan i jej lap steep to pierwsza połówka chińskiego symbolu prezentującego uzupełniające się siły. Jej slide brzmi niemal jak trzeci głos uzupełniający wokalne harmonie sióstr i wychodzący na pierwszy plan podczas solówek. Warto tu zauważyć, że lap steel z którego korzysta Megan nie jest instrumentem, który trzyma się na kolanach. Artystka przewiesza go przez ramię na pasku, zupełnie jak tradycyjną elektryczną gitarę. Musieliśmy więc spytać, dlaczego Megan nie zdecydowała się na zwykłego „elektryka” i slide.
„Naszą muzyczną przygodę zaczynałyśmy od klasyki. – wyjaśnia gitarzystka. – „Kiedy miałyśmy 3 i 4 lata wybrałyśmy pianino i skrzypce. Dopiero jako nastolatki odkryłyśmy amerykański folk podczas jednego z bluegrassowych festiwali. Zauroczone tą muzyką od razu sięgnęłyśmy po banjo i gitary. A kiedy tylko zobaczyłam, jak wygląda gra na Dobro szybko stwierdziłam, że również muszę sobie sprawić taki instrument. Dorastałyśmy słuchając dużo Alison Krauss i Jerry’ego Douglasa. Bardzo szybko zakochałam się w ich muzyce. Długo nie wiedziałam jaki instrument pozwala uzyskać to charakterystyczne brzmienie. Kiedy w końcu zobaczyłam, jak wygląda Dobro, od razu pomyślałam, że warto byłoby podpiąć się z tym do wzmacniacza.
W ten sposób doszłam do tego, że lap steel jest tym, czego potrzebuję. To zabawne, bo nigdy nie myślałam, że jakikolwiek instrument zastąpi miejsce Dobro w moim sercu. Lap steel bardzo szybko mnie w sobie rozkochał. Urzekła mnie przede wszystkim jego wszechstronność. Ludzie, którzy słyszą „Running On Empty” Davida Lindleya zazwyczaj nie zdają sobie sprawy z tego, że to lap steel. To niewiarygodne, że jedna z najbardziej ikonicznych solówek jakie powstały, bardzo często utożsamiana jest z gitarą.”
Wielu gitarzystów sięga po slide z ogromną ciekawością, żeby bardzo szybko przekonać się o tym, jak trudną sztuką jest wykrzesanie z niego charakterystycznych słodkich dźwięków. Spytaliśmy więc Megan o rady, których mogłaby udzielić początkującym muzykom próbującym okiełznać ten wyjątkowy muzyczny artefakt. „Na początku trzeba jakoś przebrnąć przez fazę pierwszych kroków. Każdy, kto zaczyna grać slidem czuje się z tym dość dziwnie. Szczególnie da się to odczuć w przypadku tradycyjnego lap steela. Kiedy pokona się już uczucie niezręczności instrument otwiera przed muzykiem swój piękny głos. Wtedy można w nieskończoność czerpać z ogromnej różnorodności jaką niesie za sobą slide.”
Rebecca odpowiada w Larkin Poe za postrzępione gitarowe riffy i większość partii wokalnych. Zapytaliśmy ją o instrument, na którym obecnie gra. „W tej chwili jest to najczęściej Stratocaster. W przeszłości był to Jazzmaster, którego wybrałam ze względu na wielką miłość do Elvisa Costello. To postać, która od zawsze była dla mnie kwintesencją gitarowego grania. Przesiadka na Stratocastera wynikała z praktycznych względów. Jestem dość niską osobą, więc mniejsza gitara zapewnia mi większą wygodę gry. Odkąd Jazzmaster zniknął z mojego koncertowego instrumentarium łatwiej mi również biegać po scenie.” – śmieje się Rebecca. – „Oryginalną przystawkę znajdującą się bliżej mostka zamieniłam w Stratocasterze na humbuckera. Gra w 4-osobowym składzie wymaga teraz nieco bardziej mięsistego brzmienia i właśnie dlatego zdecydowałam się na podmiankę. Koncertowanie jako kwartet nie oznacza jednak żadnych ulg na polu komponowania. Wciąż wymyślam nowe riffy i cały czas pracuję nad swoim stylem.”
Mimo kontrastujących ze sobą gitar, pozostały sprzęt, z którego korzystają obie siostry jest do siebie bardzo podobny. „Korzystamy właściwie z tych samych przesterów i efektów” – tłumaczy Rebecca – „Obie posiadamy TB Drive od Rodenberga. To bardzo wszechstronny przester. Brzmi podobnie do dwóch nakładających się na siebie Tube Screamerów, w których można regulować strukturę gainu balansując między tradycyjnym przesterowaniem sygnału i bardziej krzykliwymi dźwiękami. Oprócz kilku efektów pogłosowych to właściwie wszystko, co znajduje się w naszych ‘podłogach’.”
Swoje trzy grosze dorzuca również Megan: „Lubimy ubarwić brzmienie jakimś echem lub reverbem. Osobiście korzystam również z pedału głośności Ernie Ball. Obie gramy na wzmacniaczach Fender Deluxe.”
Mimo że muzyka sióstr przesiąknięta jest bluesem, dziewczyny zręcznie omijają przestarzałe i oklepane schematy gatunku. Gitara bluesowa wraca dziś do łask, dlatego coraz trudniej o oryginalność. Na szczęście siłą Larkin Poe są przemyślane piosenki będące czymś więcej niż tylko nośnikiem dla powtarzalnych solówek.
„Dwie kobiety grające razem bluesa w XXI wieku to coś, czego nie spotyka się zbyt często” – zauważa Megan – „Wyróżnia nas jednak znacznie więcej elementów. Myślę, że odpowiedzialnością każdego artysty jest przełamywanie schematów i próbowanie nowych rzeczy. Nie mam nic przeciwko programowaniu bębnów na komputerze, wplataniu w nasze kompozycje hip-hopowych hi-hatów z Rolanda TR-808 i pisania tekstów, które przekraczają pewne granice. Właśnie takie eksperymenty sprawiają, że dany gatunek muzyczny pozostaje żywy. Nie zapominamy o przeszłości, ale cały czas staramy się szukać czegoś nowego. Blues to jeden z najbardziej złożonych gatunków muzycznych. Ma piękną historię, którą możemy z dumą kontynuować.”
Zawsze znajdą się jednak muzyczni puryści, którzy będą opierać się zmianom. Ewolucja wymaga odwagi, a tej z pewnością nie brakuje w Larkin Poe. Nie oznacza to jednak, że Rebecca i Megan zapomniały o swoich bluegrassowych korzeniach. „Szanuję ludzi, którzy konsekwentnie trzymają się korzeni pewnych gatunków muzycznych.” – mówi Rebecca – „Każdy ma gdzieś swoje miejsce na Ziemi. Wszystkie muzyczne style muszą mieć swoich własnych purystów. Trudno, żeby nie miał ich blues, czy bluegrass, które dały przecież początek współczesnej muzyce gitarowej. Nie dziwię się, że dla wielu osób liczy się przede wszystkim ochrona dziedzictwa i przetrwanie muzyki od której wszystko się zaczęło. Takie kapsuły czasu to dla wielu osób jedyny sposób na autentyczność. Znam wiele kapel, których misja osadzona jest w tradycji i naprawdę szanuję takie podejście.
Oczekuję jednak akceptacji tego, co my wnosimy do gatunku i co robimy dla naszych fanów. Rozwój bywa czasami niezręczny, ale dotyczy to przecież nie tylko muzyki. Żeby nauczyć się jeździć na rowerze trzeba się kilka razy przewrócić. Na szczęście nasi słuchacze są bardzo wyrozumiali. Przetrwali już niejedną przemianę Larkin Poe i nadal słyszymy od nich, że będą z nami niezależnie od tego w jakim kierunku pójdziemy.”
Tekst: Jamie Dickson
Zdjęcia: Joby Sessions